Pamiętam całkiem dobrze dzień, kiedy pod nieobecność rodziców wpadłam do łazienki i ogoliłam sobie nogi jednorazówką. Poczułam to, co znałam z czytywanej ukradkiem gazety – mogło to być „Cosmo”, ale mogła być w sumie dowolna inna. Skóra stała się „jedwabista”, a ja „naturalnie gładka”. Miałam wtedy jakieś trzynaście lat i nienaturalnie gładko przeszłam od jasnych, delikatnych włosków (zupełnie naturalnych) na moich nogach do myślenia, że tylko idealna gładkość jest tym, czego od początku chciała dla mnie Matka Natura.

Trzy lata później byłam na pierwszej diecie. Podobno jej potrzebowałam. Przytyłam, bo leki, które dostałam na chorobę żołądka, z którą zmagam się do dziś i pewnie nie przestanę, wywołały wreszcie u mnie jakikolwiek apetyt. Nie wiem czy naprawdę potrzebowałam redukowania mojego jadłospisu, czy wystarczyłoby trochę więcej ruchu (którego wtedy nie lubiłam, ze wstydu oczywiście). W tamtych czasach największą zbrodnią, jaką mogła popełnić młoda dziewczyna – i w zasadzie każda kobieta – było zostać grubą. Uwierzyłam więc, że naprawdę potrzebuję tej diety. Nie tylko z przyczyn zdrowotnych – one były wtedy chyba najmniej poruszane. Po prostu musiałam być „ładna”. Czyli szczupła.

Przewijam ten film do przodu i liczba takich sytuacji się zagęszcza. Docieram do końcówki drugiego roku studiów. Marzę o wyjeździe na Erasmusa, najlepiej do kraju anglojęzycznego. Moja uczelnia nie ma podpisanych umów z żadną z uczelni w Wielkiej Brytanii, ale wiem, że to nie musi być duży problem. Wystarczy napisać kilka pism, przekonać kilka osób. Liczę na wsparcie bliskich, ale go nie dostaję. Rodzice i mój ówczesny chłopak zgodnie przekonują mnie, że sobie nie poradzę. Może drugi kierunek? Też nie. Nauka zawsze przychodziła mi z łatwością, ale w tym wypadku jakby wszyscy o tym zapomnieli.

Nie jadę na wymianę uczelnianą, nie składam papierów na drugi kierunek, golę nogi i pamiętam, żebym nigdy nie była gruba.

Drobiazgi. Rzeczy, o których można by dawno zapomnieć. Coś, co pewnie w rozmowie z koleżanką nazwałabym jeszcze kiedyś „głupotami”. Dzisiaj już nie.

Ile takich sytuacji się jeszcze zdarzyło? Ile razy podjęłam decyzję, która tylko wyglądała na mój własny wybór?

Jest coś wspólnego dla tych sytuacji, coś bardzo podstępnego i często okrutnego, co kryje się pod pozornie empatyczną frazą „dla twojego dobra”. Dla twojego dobra radzę ci: nie próbuj nowych rzeczy, jesteś na to przecież za słaba, za głupia; nie poradzisz sobie po prostu. Jeśli chcesz o siebie zadbać, zadbaj o to, żeby schudnąć – to też możesz zrobić dla swojego dobra. Przecież chcesz być atrakcyjna, chcesz „wyglądać dobrze”, no a kiedy już będziesz wyglądać naprawdę świetnie, twoje życie się zmieni. Na lepsze. Tak samo z tymi włosami: wszyscy je usuwają, wszyscy to robią, ponieważ dbają o siebie. Nie chcesz dbać o siebie? Uważasz, że może tego nie potrzebujesz? Ale to wszystko dla twojego dobra: nie chcesz chyba odstawać od reszty?

A Ty co o tym myślisz? Sama, bez zdania innych – na ile Twój wybór jest wyłącznie Twój?


Autorka tekstu: Kama Buchalska – redaktorka, wydawczyni, feministka, czytelniczka. Wyobraża sobie, że razem z kotem Januszem jest bohaterką komiksu, a lata 90. nigdy się nie skończyły.
Instagram: @kama.buchalska

Autorka ilustracji: Aleksandra Degórska – jest dziennikarką muzyczną, która nie tylko pisze o muzyce, ale też inspiruje się nią przy tworzeniu własnoręcznych kolaży. Wystarczy stary magazyn, papier, klej i nożyczki, by stała się magia. Jej prace zostały docenione m.in. przez zespoły Depeche Mode czy A-ha, które udostępniły kolaże na swoich oficjalnych fanpage’ach na Facebooku. Część z nich można było podziwiać m.in na Targach Plakatu 2017, wystawach w Warszawie i Moskwie czy na łamach magazynów Glow Magazine, Mother Mag czy Lounge.
Instagram – @alexdegorska_collageart
Facebook – @AlexDegorskaCollageArt
Behance – @alexdegors250b