Moja pierwsza prawdziwa przyjaciółka, z którą świadomie zaczęłam się przyjaźnić, miała na imię Ola i poznałyśmy się w przedszkolu. Przyjaźniłyśmy się przez kilka lat i myślę, że ani razu nie zastanawiałyśmy się nad tym, czy nasza przyjaźń jest na zawsze. Cieszyłyśmy się, gdy mogłyśmy się spotkać, i płakałyśmy, gdy nauczycielka przesadzała nas do osobnych ławek. To była moja pierwsza przyjaźń na dobre i na złe. Później nasze drogi naturalnie się rozeszły i w moim życiu zaczęły pojawiać się inne przyjaźnie, a później też miłości.

Ostatnio zapatrzyłam się na kalendarz i jak to z kalendarzem bywa, stwierdziłam, że czas szybko mija. Styczeń zleciał w okamgnieniu, mamy już luty, zaraz przyjdzie wiosna i tym sposobem już na początku roku łatwo wyobrazić sobie jego koniec. Gdy tak się nad tym zastanawiam, na myśl przychodzą słowa starszych ludzi, którzy z nostalgią mówią: „i tak mija całe życie”. To „całe życie” jest właśnie jedynym „na zawsze”, jakie mamy. A przynajmniej jedynym, jakie mam ja, bo nie wierzę w życie pozagrobowe. Jestem w stanie uwierzyć, że energia nie ginie, ale skoro tracimy świadomość, to nie będziemy w stanie doświadczyć tysięcy lat, przez które ziemia prawdopodobnie będzie istnieć po naszej śmierci. W tym kontekście nasze „na zawsze” wydaje się bardzo krótkie.

Żeby lepiej zrozumieć, czym jest pojęcie całego życia, postanowiłam zmniejszyć jego skalę do jednego roku. Entuzjastyczo-realistycznie założyłam, że przeżyję 90 lat, i policzyłam, jaka jest proporcja tego czasu w stosunku do 12 miesięcy. Wynik jest taki, że jeden miesiąc to 7,5 roku, co oznacza, że moje życie weszło w fazę końcówki kwietnia. Jak wiadomo, po kwietniu nadchodzi lato, które zawsze mija, zanim zdążymy się nim nacieszyć, a później na chwilę nastaje ekscytująca złota jesień i koniec. Dlaczego więc, skoro mamy tak mało czasu, uparcie dążymy do tego, by w naszym życiu były rzeczy, które będą z nami „na zawsze”? Są ku temu praktyczne powody takie jak potrzeba bezpieczeństwa, stabilizacji i poczucia przynależności. Ale skoro jesteśmy na ziemi tylko gośćmi, to czy nie lepiej postrzegać wszystkie końce jako nowe początki?

Pewnie wiele osób marzy o wielkiej, filmowej, dozgonnej miłości albo przyjaźni na całe życie. Temat tego numeru zbiegł się z końcem mojego wieloletniego związku. Z biegiem lat coraz bardziej zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy to właśnie ta osoba, z którą chcę spędzić resztę życia. Okazało się, że disneyowskie księżniczki odcisnęły piętno na moich wyobrażeniach o szczęśliwym życiu i baśniowe „żyli długo i szczęśliwie” sprawiło, że koniec związku wydawał mi się czymś potwornym, jednak wizja trwania w nim nie była już taka bajkowa. Rozstania są nie miłe i czasami trudno zaakceptować fakt, że codzienność ulega zmianie. Oczywiście straty wiążą się ze smutkiem, ale warto w takich chwilach przypomnieć sobie o odległych przyjaźniach z dzieciństwa. O tym, że nawet jeśli się skończyły, to wcale nie znaczy, że były mniej wartościowe niż to, co mamy teraz.

Moje ogromne zamiłowanie do przeliczania, wyliczania i planowania czasami nie pozwala mi dostrzec tego, co jest za oknem. Dlatego z okazji nowego chińskiego roku życzę sobie, żeby moje relacje z najbliższymi były takie, jak moja pierwsza przyjaźń – pełne radości i bez zastanawiania się nad tym, czy będą na zawsze.

 

Autorka tekstu: Eliza Dunajska (27) projektantka graficzna i dyrektor artystyczna, studiowała architekturę i prowadziła markę Eliwer wraz z Weroniką Siwiec. Aktualnie mieszka w Warszawie i planuje przeprowadzić się do ciepłych krajów. Na starość chce mieszkać na Kubie, grać w karty, mieć czerwone paznokcie i palić cygara, a w międzyczasie chciałaby mieć kwiaciarnię. Kocha dziewczyńskość.

Autorka ilustracji: Ania Ocipińska (19)- ilustruje, maluje, robi zdjęcia, spełnia marzenia. Wciąż szuka swojego stylu, dąży do perfekcjonizmu. Bawi się kolorami, wzorami, emocjami i technikami.  Nie potrafi usiedzieć w miejscu, uwielbia podróżować, ma obsesje na punkcie zwiedzania przez pryzmat historii sztuki. Czasami mieszka w Londynie, studiując na University of the Arts London, a czasami w Warszawie, gdzie ma swoje miejsce ‘hygge’.  To właśnie ciągłe zmiany dają jej mnóstwo inspiracji i motywacji do pracy. Na co dzień trzyma się zasady ‘Carpe Diem’ i nie zdejmuje z oczu różowych okularów. Instagram: @byocipinska