Kiedyś temat zdrowia psychicznego przewijał się w naszych rozmowach raczej w postaci żartów i anegdot o tym, która z nas szybciej sfiksuje z powodu natłoku pracy czy pecha do trafiania na dziwnych ludzi. Sam pomysł poruszania kwestii samoakceptacji lub mitycznego spokoju ducha przy kawie czy na szeroko pojętych kanałach social media wydawał mi się równie wystrzelony z kosmosu, co cytaty z książek Paolo Coelho (mem o żelazku wciąż śmieszy).

Kiedy ja podchodziłam do sprawy mniej poważnie, Ola przez ten cały czas uważała inaczej i to pewnie wyjaśnia, dlaczego jest tą mądrzejszą w naszym teamie (hej, tu Ola, wcale nie jestem mądrzejsza!). Bo gdy ja wściekałam się na siebie za każdy drobny błąd, Ola głosem mistrza zen mówiła o tym, że nie powinnam być dla siebie samej taka surowa. Wbrew pozorom akceptacja swoich wad i popełnionych błędów, czasami nawet tych najdrobniejszych, nie jest prostym procesem i niektórym z nas przychodzi z dużym trudem. A jak już pewnie wiecie, to ciągłe dążenie do doskonałości i ściganie się ze sobą samą/samym przez cały czas jest strasznie męczące i frustrujące.

Jak zatem zaprzyjaźnić się ze sobą samą/samym? Otóż nie po to studiowałyśmy bite pięć lat, żeby pozostawić to pytanie bez odpowiedzi. Sprawdziłyśmy, jak sobie z tym radzą w filmach i przygotowałyśmy przegląd najciekawszych produkcji na ten temat.

Lola Versus (2012)

Aneta: Niektórzy marzą o tym, żeby zostać Spidermanem lub Stevem Jobsem. Ja za to marzę o tym, żeby być jak Greta Gerwig. Film reżyserowany przez Daryla Weina z 2012 roku był jedną z pierwszych produkcji, gdzie zobaczyłam Gretę w akcji. Było to dobre kilka lat temu, zanim jeszcze posypały setki nominacji za Lady Bird. Ale to, co Greta wyprawia w Loli Versusto majstersztyk. Tytułowa Lola, w którą wciela się Gerwig, na początku wiedzie idealne życie u boku przystojnego narzeczonego. Wszystko idzie zgodnie z planem, mierzy suknie, planuje listę gości. Nagle coś idzie nie tak i idealny partner (artysta!) zostawia Lolę samą pośród wielkich planów o ślubie. Dziewczyna rozpacza, błądzi i szuka – jak to się mówi – pocieszenia w ramionach innego mężczyzny. Okazuje się, że to nie jest najlepsze rozwiązanie, bo ciężko iść dalej bez zaakceptowania siebie samej.

Jeśli potrzebujecie jakiegoś filmu w ramach terapii po rozstaniu, to polecam Wam właśnie tę produkcję, bo to historia z dobrym zakończeniem bez wciskania kitu, że najlepszym lekiem na złamane serce jest następny obiekt westchnień.

Dzika droga (2014)

Ola: Dzika droga to jeden z moich ulubionych filmów. Kobieta w roli głównej, daleka podróż i życiowe problemy wielkiego kalibru? Idealnie. Ale Dziką drogę uwielbiam też z innego powodu: za to, że potrafi pokazać, ile my – kobiety, ludzie, osoby przygniecione życiem – potrafimy znieść i mimo to się podnieść. Że jesteśmy silni jak cholera, chociaż o tym często nie wiemy.

Film z Reese Witherspoon z 2014 roku powstał na podstawie autobiograficznej książki Dzika droga. Jak odnalazłam siebie amerykańskiej pisarki Cheryl Strayed. Kiedy życie Strayed całkiem się posypało (śmierć ukochanej matki, narkotyki, rozwód), 26-letnia kobieta spakowała plecak i wybrała się w morderczą pieszą wyprawę szlakiem Pacific Crest Trail w USA. Całkiem sama.

Bohaterka Dzikiej drogi w tak ekstremalną podróż udała się po raz pierwszy: nie miała żadnego doświadczenia. Skąd taka decyzja? Cheryl nie miała nic do stracenia, a potrzebowała ucieczki i zapomnienia. Wierzyła w to, że bycie ze sobą sam na sam oraz stawienie czoła ograniczeniom własnego ciała i dzikiej naturze ją wyzwoli. I tak się stało, chociaż być może niekoniecznie tak, jak wyobrażała to sobie Strayed.

Autorka Dzikiej drogi koniec końców dała radę. Łącznie przemierzyła ponad 1700 km i okazało się, że nie jest straconym przypadkiem. Wręcz przeciwnie – Strayed znalazła w sobie niesamowitą siłę i spokój. Pokonała demony i odkryła własną wartość. Wygrała.

Sklep z jednorożcami (2017)

Aneta: Znacie ten moment, kiedy w spojrzeniu rodziców przymyka cień rozczarowania, że nie tak sobie wyobrażali swoje idealne dziecko? Bo nie lubicie oliwek, wybraliście dziwny zawód, zostaliście weganami albo zamiast rodzić i wychowywać dzieci, gracie w Simsy? Myślę, że każdy z nas to chociaż raz przeżył. To właśnie spotyka Kit – główną bohaterkę jednego z najnowszych filmów dostępnych na Netflixie. Produkcja, w której Brie Larson jest reżyserką i aktorką, to opowieść o dorastaniu, marzeniach i relacjach z rodzicami.

Kit zostaje wyrzucona ze szkoły artystycznej, co zmusza ją do powrotu do rodzinnego domu. Dziewczyna kocha jednorożce i brokat, nie je jarmużu, a na dodatek nie ma pracy, co nie do końca jest zgodne z tym, jak chcieliby swoją córkę widzieć rodzice. Chcąc spełnić ich oczekiwania, Kit chowa maskotki, zakłada garsonkę i idzie do pracy w agencji PR. W międzyczasie jednak dostaje zaproszenie do tajemniczego Sklepu, gdzie okazuje się, że adopcja jednorożca jest możliwa, co od zawsze było marzeniem Kit. Na drodze do dorosłości pojawiają się nowe wyzwania i trudne wybory, ale nic dziwnego – kto by nie chciał mieć własnego jednorożca?

Film Brie Larson pokazuje, że dorosłość nie oznacza rezygnacji z tony brokatu i wiary w nawet najbardziej naiwne, dziecięce marzenia, niezależnie od tego, co myślą na ten temat inni.

Jestem taka piękna! (2018)

Ola: Jestem taka piękna to idealny film na wieczór z przyjaciółkami i winem (kupcie od razu kilka butelek, co się będziecie ograniczać). Lekki, prosty, zabawny, nie za mądry i idealnie podnoszący na duchu. Po seansie mówisz sobie (albo mamroczesz po winie): „o mój Boże, czyli faktycznie moje życie przede wszystkim zależy ode mnie, dosyć wymówek”. A przynajmniej powinnaś tak sobie powiedzieć.

Grana przez komiczkę Amy Schumer Renee mieszka w Nowym Jorku, prowadzi stronę internetową wielkiego kosmetycznego koncernu i… nienawidzi siebie. Czuje się niepewnie w otoczeniu zgrabnych i eleganckich kobiet, nie znosi patrzeć na siebie w lustrze i kupuje coraz więcej kosmetyków, które mają sprawić, że poczuje się lepiej. Znamy to? Znamy. Oj, znamy.

Pewnego dnia podczas spinningu Renee spada z rowerka, uderza się w głowę i… budzi się z przekonaniem, że jest piękna. Ba, wręcz idealna. Haczyk jest jednak taki, że Renee jest wciąż taka sama – po prostu widzi siebie inaczej. Bohaterka z miejsca zyskuje olbrzymią pewność siebie – randkuje z mężczyznami, bierze udział w pokazie miss bikini, idzie na rozmowę o wymarzoną posadę. Renee niebezpiecznie zmierza w kierunku egoizmu i zadufania w sobie, ale na ratunek przychodzi… Zresztą zobaczycie sami.

Renee oczywiście w końcu zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę nigdy nie zmieniła się zewnętrznie – to tylko jej samoocena i miłość do samej siebie wystrzeliły w górę. A to one wydeptują nam ścieżkę do życia, o którym marzymy. Obojętnie jak wyglądamy. Bo uwierzcie, brzydkie jesteście tylko w waszych głowach. Na zewnątrz lśnicie.

Kluseczka (2018)

Ola: Ostatnio popkultura przypomniała sobie o bohaterkach plus size, w końcu! Bohaterką Kluseczki Netflixa, jest nastolatka z Teksasu Willowdean Dickson. Dziewczyna jest fanką Dolly Parton, w wakacje pracuje w barze fast food, w którym podrywa ją przystojny kolega, od dzieciństwa uwielbia swoją przyjaciółkę, przeżywa żałobę po stracie ukochanej ciotki i nie może dogadać się z matką, byłą miss lokalnego konkursu piękności, kobietą perfekcyjną w każdym calu.

Will na zewnątrz wydaje się pewna siebie, ale w rzeczywistości cynizmem i złośliwością maskuje swoje kompleksy. Czuje się niegodna bycia córką byłej miss czy obiektem westchnień popularnego chłopaka, co więc robi? Dystansuje się od otoczenia i sypie złośliwościami jak z rękawa.

Nieoczekiwanie bohaterka Kluseczki (tak nazywa ją pieszczotliwie matka) postanawia wziąć udział w lokalnych wyborach miss – trochę na złość mamie, trochę dla zmarłej ciotki (kobiety plus size, która przed laty sama chciała spróbować swoich sił w konkursie, ale zabrakło jej odwagi) i trochę po to, żeby pokazać, że nie istnieje tylko jeden rodzaj piękna. A w przypadku Teksasu jest on bardzo konkretny: szczupły, jasnowłosy i brokatowy.

W Kluseczce okazuje się koniec końców (bez zdradzania fabuły), że waga faktycznie człowieka nie definiuje. Nie jest nawet tego blisko. Willowdean poznaje siebie,  zaczyna się lubić, wychodzi ze strefy komfortu i otwiera się na innych ludzi, co oznacza również zbliżenie się do matki. Bohaterka przechodzi metamorfozę, co wcale nie wiąże się z dietą. Nie, Willowdean wygląda jak wygląda i czuje się świetnie. Czy nie tego uczy nas bowiem w swoich piosenkach nieoceniona Dolly Parton?

Jak romantycznie! (2019)

Aneta: O tym filmie trudno było nic nie słyszeć, bo Netflix mocno zadbał o to, żeby tak nie było. Ale to dobrze, ponieważ jest to świetna, satyryczna opowieść o tym, jak komedie romantyczne i popkultura zniekształcają nasz sposób patrzenia na świat. Główna bohaterka Natalie (w tej roli Rebel Wilson) jest architektką, która nie wierzy ani w szczęśliwe, romantyczne historie, ani w siebie. Nie wynika to z jakiejś „miłosnej” frustracji czy złamanego serca – w filmie pojawia się scena, gdzie matka nastoletniej Natalie mówi jej, że romantyczne historie mogą zdarzyć się jedynie kobietom wyglądającym jak Julia Roberts. Freud miałby pewnie wiele do powiedzenia na ten temat, ale o tym może innym razem.

Kiedy Natalie dorasta, w swoim życiu kieruje się myślą, że komedie romantyczne to czyste zło. Wszystko się zmienia, gdy uderza się w głowę (sic!) i trafia do szpitala. Jej życie zaczyna przypominać nic innego, jak idealną hollywoodzką produkcję o miłości. Są piękne kwiaty, truskawkowe koktajle, wymuskany Liam Hemsworth i garderoba pełna butów ustawionych podług odcieni kolorystycznych. Większość osób pewnie by się ucieszyła z takiego zwrotu akcji, ale nie Natalie. Poirytowana dziewczyna próbuje zrozumieć o co chodzi i szuka sposobu na ucieczkę z tej alternatywnej rzeczywistości. Nie będę spoilerować, jak jej się to udało zrobić – sprawdźcie sami, bo warto.

PS: Netflix nam nie płacił.

________________________________

autorka tekstu: Ola Gersz – ukończyła filologię polską i kulturoznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim, pracuje w mediach. Pisze, czyta, ogląda, słucha, podróżuje. Uzależniona od Netflixa, Spotify, amerykańskiej literatury feministycznej, produkcji Marvela, filmów Sofii Coppoli i czerwonej szminki. 29 wiosen nie przeszkadza jej zaczytywać się w powieściach young adult i szczerą miłością kochać disneyowskie animacje.

autorka ilustracji i tekstu: Aneta Dmochowska (26) – absolwentka historii sztuki i kulturoznawstwa, która codziennie rozważa powrót na studia, najlepiej na pięć kierunków naraz. Jedną z prac magisterskich, pisanych po nocach w towarzystwie dziesięciu litrów kawy i ścieżki dźwiękowej z nowej ekranizacji „Anny Kareniny” Joe’go Wrighta, poświęciła pokazom mody, drugą – wystawom mody w Nowym Jorku. Obecnie pracuje w branży mody.