Dziewięć miesięcy temu przeprowadziłam się do Amsterdamu. Miałam 26 lat i dostałam swoją pierwszą zagraniczną pracę. Z pierwszego własnego mieszkania przeniosłam się do malutkiego pokoju bez mebli.

 

 

Moim towarzyszem radości i smutków stał się “kryształowy” żyrandol, którego fragmentami wypełniłam niewielkie dziury w ścianach. W Warszawie zostawiłam chłopaka, rodziców i wszystko to, co znałam. Po 26 latach Warszawa wydała się zbyt znana i postanowiłam, że chcę oswoić nowe miejsce.

 

Ten oszukany kryształowy żyrandol jest moją ulubioną częścią pokoju. Na pomysł łatania dziur kryształami wpadł mój chłopak po tym, jak popłakałam się, że mój pokój jest szary i brzydki.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pierwsze miesiące były intensywne – zdążyłam odkryć uroki frytek z majonezem, piątkowego piwa w pracy, najlepszej słono-karmelowej czekolady Tony’ego Chocolonely’a oraz gorzkich łez wylewanych co pewien czas na Facetimie. Przestałam gubić się wśród wąskich kanałów, prowadziłam łódkę i opanowałam kilka słów po holendersku. Zdałam sobie sprawę z tego, że życie z dala od domu jest równie trudne, co interesujące, czasem niełatwo zdecydować, co bardziej. Ale to też dobra okazja, żeby zastanowić się nad sobą i nad tym, czego się chce. Chociaż chyba łatwiej mi zdefiniować to, czego nie chcę.

100 dni w Amsterdamie przypadło na czas kiedy pojawiły się Olliebollen.

Kiedy miałam 7 lat wydawało mi się, że jak jest się w ósmej klasie, to jest się dorosłym. Moja definicja dorosłości zaczęła ewoluować wraz z wiekiem. Mając 13 lat, uważałam, że moja nauczycielka od angielskiego jest na pewno dorosła. Prawdopodobnie miała wtedy 21 lat. Niedawno jedna z moich przyjaciółek skończyła 30 lat, i w związku z tym postanowiłam kolejny raz odsunąć dorosłość w czasie. Tym razem dodaję bezpieczne 15 lat i ustanawiam nową dorosłość na wiek 45 lat.

Borneo Island, moja pierwsza Amsterdamska miłość.

W grudniu skończyłam 27 lat, przesuwając tym samym kolejną granicę dorosłości. Zupełnie nie umiem sobie wyobrazić tego, jak będzie wyglądało moje życie za kilkanaście lat. Pamiętam jednak, że 10 lat temu wydawało mi się, że jestem już najdoroślejsza na świecie i że dokładnie wiem, co chcę robić. Wtedy uważałam, że będę architektką. Jedyną pozostałością po tej pewności jest miłość do budynków.

Po 200 dniach w Amsterdamie mam krótsze włosy i nadal jeżdzę tym samym rowerem, co jest wielkim szczęściem. 

Podczas mojej ostatniej wizyty w Warszawie mój kolega zapytał mnie, czy czuję się na swój wiek. Myślę, że jako 10-letnia dziewczynka inaczej wyobrażałam sobie 27-letnią kobietę. Ale jako 27-letnia dziewczyna w zupełności czuję się na swój wiek. Dorosłość została bezpiecznie odsunięta o 18 lat. W tym czasie mogę zająć się realizacją marzeń o byciu piratką i mieszkaniu pod palmami i porzucę blask plastikowych kryształów nad panelami na rzecz słońca nad piaskiem.

27-latka w gwiezdnym szlafroku

autorka: Eliza Dunajska (27) projektantka graficzna i dyrektor artystyczna, studiowała architekturę i prowadziła markę Eliwer wraz z Weroniką Siwiec. Aktualnie mieszka w Amsterdamie i planuje przeprowadzić się do ciepłych krajów. Na starość chce mieszkać na Kubie, grać w karty, mieć czerwone paznokcie i palić cygara, a w międzyczasie chciałaby mieć kwiaciarnię. Kocha dziewczyńskość.