Mamy marzec 2018 roku. Próbuję sobie przypomnieć, co robiłam na początku miesiąca. Planowałam jakieś wyjazdy, imprezy, zaczynałam semestr na studiach, sprawdzałam nowe zajęcia. Od roku mieszkam blisko centrum Warszawy w wynajmowanym pokoju. Dzwoni tata, moja jedyna rodzina, sprawdza, czy mam się w porządku i zaprasza na obiad. Brzmi bardzo wesoło, rozmowa z nim sprawia mi przyjemność, podnosi na duchu.

Następnego dnia właśnie skończyłam robić makijaż. Patrzę na zegarek, jeśli zaraz nie wyjdę, spóźnię się na wf na studiach. Dzwoni wieloletnia partnerka taty. Jest to trochę nietypowe, ale może chodzi o to, że coś kiedyś u nich zostawiłam, albo chce mnie o coś zapytać. Mówi, że nie ma jej w domu, ale przyszła pani, która sprząta u nich w mieszkaniu i nie może obudzić mojego taty.

Przyjaciółka zamawia mi taksówkę, jadę tam. Wchodzę do domu, tata śpi w łóżku. Nie oddycha, jest zimny. Przeprowadzam masaż serca i sztuczne oddychanie. Mówię do niego po francusku – dlatego, że jest Francuzem, tylko w tym języku się komunikowaliśmy. Czekam na pogotowie. Reanimują go godzinę, przyjeżdża lekarz, stwierdza nagły zgon bez konkretnej przyczyny.

Mieliśmy przecież dzisiaj zjeść obiad. Mieliśmy porozmawiać o ważnych sprawach. Miałam skończyć studia, a on miał powiedzieć, że jest ze mnie dumny. Mieliśmy się wspierać nawzajem. Dzwonić w trudnych chwilach. Jak zawsze.

Do kogo mam zadzwonić, skoro w najgorszych sytuacjach dzwoniłam do taty? A teraz to przecież on umarł, nagle, bez żadnego ostrzeżenia, choroby, nawet dolegliwości. Bez niczego. Nie miał nawet 50 lat. Nie mam w zasadzie żadnej rodziny oprócz niego. To znaczy mam, jakąś, biologiczną. Ale żadnej prawdziwej, na której mogę polegać. W Polsce jestem jego jedyną rodziną, więc to na mnie spoczywają wszelkie formalności.

Od śmierci taty minął dopiero miesiąc. W związku z tym, że proces zatwierdzania pogrzebów za granicą jest długi i skomplikowany, wciąż czekam na przewóz prochów i pogrzeb w rodzinnym grobie na Korsyce.

Ale ta strata – nieporównywalna z niczym innym i najgorsza rzecz, jaka, oprócz śmierci ukochanego, mogła się wydarzyć – dała mi kilka lekcji. I dlatego o tym piszę. Bo nikt w szkole nie uczy nas, jak sobie radzić, kiedy umiera nam rodzic, a my mamy dopiero po dwadzieścia lat.

Pozwól sobie na przeżywanie emocji. Emocji będzie wiele. Będą różne. Nie wszystkie będziesz rozumiała. Każde rozstanie jest trudne, ale śmierć jest bardzo specyficznym rozstaniem. Nie zawsze możemy się na nie przygotować, nie możemy liczyć na to, że odnajdziemy drugą osobę na końcu świata, że jeszcze ją (za życia?) spotkamy. Nie musisz być dzielna. Nie musisz sobie radzić. Nie powstrzymuj emocji. Duszenie ich w sobie tylko wydłuży cały bolesny proces. 

Każdy rodzaj przeżywania jest ok. Możesz płakać, śmiać się, gniewać. Jak pisałam wcześniej – nie wszystkie emocje będziesz rozumiała, ale trzeba pozwolić na to, żeby się pojawiły. To pomaga uporać się z całą sytuacją, poczuć ulgę, a także uczy nas czegoś nowego o nas samych. Nie musisz stale rozpaczać, ponieważ takie są normy w naszym kręgu kulturowym. Każda emocja jest usprawiedliwiona, nawet śmiech. Zresztą, śmiech pobudza mózg do pracy. Również nieodczuwanie emocji jest ok. Może pojawią się one później, a może nigdy. Nie wiemy, jak przeżyjemy stratę, dopóki jej nie doświadczymy.

Poszukaj wsparcia i pozwól sobie pomóc. To absolutnie normalne i w porządku, jeśli nie jesteś w stanie robić prostych rzeczy. Poproś innych o pomoc. Jeśli sami ją zaoferują – przyjmij ją. Pozwól innym robić Ci obiady, zakupy, odkurzyć dom. Jest to bardzo potrzebne. Pozwól innym na bycie z Tobą, jeśli właśnie tego Ci trzeba. Spróbuj mówić wprost, czego potrzebujesz. Jeśli potrzebujesz jedynie czyjejś obecności, a może wręcz przeciwnie, samotności – jest to ważne i trzeba to mówić innym. Poszukaj oparcia w przyjaciołach, rodzinie, sąsiadach, nauczycielach. To nic, jeśli nie jesteś w stanie wykonywać zwykłych czynności. Ja bardzo długo nie byłam w stanie pójść po zakupy i pozwoliłam przyjaciołom na robienie tego za mnie.

Pytaj. Przechodząc przez kolejne formalności zadawaj pytania i szukaj informacji w różnych instytucjach. Masz prawo nie wiedzieć, jak się wypełnia dokumenty, jakie obowiązują przepisy itp. Pytaj pracowników urzędów, zakładów pogrzebowych i wszystkich innych. Jeśli możesz, poproś kogoś o pomoc w całym procesie formalnym. Dobrze rozdzielić zmartwienia na co najmniej dwie głowy.

Poszukaj profesjonalnej pomocy. Warto skonsultować się z psychologiem, a czasem też z psychiatrą, by pomógł przeprowadzić Cię przez ten cały proces i zrozumieć reakcje i mechanizmy, które w Tobie zachodzą. Możesz poszukać też grupy wsparcia. Jeśli się uczysz, być może będziesz mogła liczyć na szkolnego psychologa lub na opiekę psychologiczną na studiach. Psycholodzy są też dostępni w niektórych zakładach pracy. Możesz zwrócić się też do Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Twoim mieście. Szczególnie warto poszukać profesjonalnej pomocy, jeśli w sytuacjach kryzysowych przejawiasz zachowania autodestrukcyjne albo niebezpieczne dla innych.

Dbaj o siebie. Możliwe, że nie jesteś jedyną osobą w rodzinie czy najbliższym otoczeniu zmarłej osoby, która rozpacza. Być może masz wokół siebie inne osoby pogrążone w żałobie tak jak Ty. Jeśli chcesz przeżywać stratę razem z nimi – ok, jeśli bez nich – też w porządku. Jeśli jesteś na siłach i masz chęć je wspierać – rób to. Jeśli nie – jesteś usprawiedliwiona. Nie musisz wspierać kogoś, jeśli nie masz na to siły ani ochoty, Ty też wymagasz wsparcia w tej sytuacji. Podążaj za swoimi potrzebami i dbaj o siebie. Jeśli jest coś, co pozwala Ci się poczuć lepiej lub odciągnąć myśli choć na chwilę – rób to. Masz ochotę na siedzenie cały dzień w piżamie, robiąc maseczki na twarz? Świetnie. Wolisz szorować rozmaite powierzchnie? Rozkręcać meble? Jeździć cały dzień na desce? Idź w to, jeśli tylko to sprawia Ci przyjemność.

Masz prawo czuć to, co czujesz. Masz prawo zachowywać się dziwnie. Dbaj o siebie i swoją psychikę. Żałoba to skomplikowany stan i każda osoba przeżywa go na swój sposób.

Wiem, że pogodzenie się ze stratą trwa długo, a ja nie jestem nawet w połowie drogi. Ale powyżej znajdują się rzeczy, których się nauczyłam podczas tego doświadczenia. Wiem też, że miałam solidną grupę przyjaciół, którzy dali mi wsparcie – od telefonów, rozmów, obecności po pomoc w załatwianiu formalności na studiach czy zrobienie zakupów i obiadu. Mam też oparcie w wieloletniej partnerce taty, która jest jedną z najwspanialszych kobiet, jakie znam, i którą bardzo podziwiam. Dbajcie o siebie, osoby. W sytuacjach, kiedy nie macie już rodziny i domu, to wy jesteście swoim domem. Dbajcie o swoich bliskich. To naprawdę wyjątkowa rzecz mieć chociaż jedną osobę, która was kocha i daje wam wsparcie.

autorka tekstu: Laurie Debeni (21) – lewicowa aktywistka, antropolożka, kreatorka memów (Queen Antifah), projektantka oporu, wrażliwa dusza. Antyfaszystka, feministka, fanatyczka lumpeksów. Instagram: @queen_antifah.

autorka ilustracji: Iza Dudzik (25) – robi ilustracje, plakaty, identyfikacje i trochę obciachu. Lubi koty i animowane seriale. Zwłaszcza te z antropomorficznymi zwierzętami, które zmagają się z problemami natury emocjonalnej. Jej prace można znaleźć na izadudzik.plbehance.net/dewizka oraz najczęściej na Instagramie @iza.dudzik.