Rzuciłam ostatnio okiem na przepisy świąteczne, których składniki odbiegają trochę od tego, co zwykle serwują nam babcie. No bo jak babcia nie walnie do sernika szklanki cukru, to takie ciasto się w ogóle nie liczy. Jest jak trening skończony trzy rundy przed końcem albo ulubiona piosenka, na a moment kulminacyjny czekamy z narastającym napięciem, a tu akurat nagle ktoś postanawia do nas zadzwonić. Wczujcie się w tę sytuację, żeby zrozumieć jak bardzo najgorzej to jest. No najgorzej, co? I właśnie tak samo najgorszy jest dla mnie sernik bez cukru, odchudzony karp, ryba po grecku bez panierki i keks na mące ze starannie wyselekcjonowanych ziaren orkiszu.

Żeby nie było niejasności – wcale nie chodzi mi o to, że eksperymentowanie jest złe. Może taki wymyślny keks jest jeszcze pyszniejszy niż zwykły! Ale nie mogę znieść tego, że fit-dyktatorzy tak bardzo starają się uprzykrzyć Święta wszystkim pozostałym (czyt. tym, dla których procent tkanki tłuszczowej jak u modeli fitness nie jest życiowym celem). I mówię to jako osoba, która o ten niski procent tkanki tłuszczowej jednak trochę dba!

Ręka do góry, która z Was chociaż raz nie pomyślała sobie o Świętach z pewną dozą strachu przed przytyciem, hmm, hm? Albo z jakimś postanowieniem: ZJEM TYLKO 7 USZEK! ODEJDĘ OD STOŁU JESZCZE ZANIM POCZUJĘ SIĘ NAJEDZONA! ZJEM TYLKO PO JEDNYM KAWAŁKU CIASTA! No przecież to porady z pierwszych stron gazet, a są tak absurdalne, że trudno mi wyobrazić sobie, co ma w głowie osoba, która je wymyśla. No bo wiecie, ja sobie tu piszę do Was, ale gdzieś indziej jakaś inna pani też do Was pisze, i ona myśli, że to naprawdę da się zrobić. Odejść od wigilijnego stołu? No dobra, to niech sobie ta pani odchodzi, jak chce.

via GIPHY

Naprawdę serce mi się kraje, kiedy patrzę na tę okołoświąteczną panikę pod tytułem „JAK NIE PRZYTYĆ?”. Aha, musicie jeszcze wiedzieć, że lampki świąteczne wiszą u mnie od listopada, pogodę zaklinam przez cały rok (żeby chociaż na Wigilię był śnieg), a pierwsze „Last Christmas” zapodaję sobie już we wrześniu. A czasem i w lipcu, ale nie o tym. Kocham Święta! I trafia mnie szlag jak stąd do Laponii, kiedy widzę, że cały ich temat sprowadza się tylko do jedzenia. A choć piszę dla Was pierwszy raz, to trochę Was już znam, drogie czytelniczki Szajn, więc domyślam się, że i Wam ten temat trochę działa na nerwy. No bo nie może tak być, że tylko ta „zgrabna figura” i to „zdrowe odżywianie” i generalnie nic więcej w życiu się nie liczy.

Zatem jako (dla jasności!) absolutna zwolenniczka zdrowego trybu życia i maniaczka ćwiczeń, który jednak rozumie, że nie każdy ma obowiązek biegania półmaratonów i posiadania zadka jak J.Lo., chcę Wam w Święta coś przekazać, choć właśnie zdałam sobie sprawę, że przekaz będzie krótszy od wstępu. Ale to nie rozprawka, więc wybaczcie. Do rzeczy!

  1. Nie przytyjecie w Święta! Ja wiem, że niektóre z nas mają spust jak Amerykanie podczas konkursów jedzenia hamburgerów na czas (np. ja), ale jeden lub dwa dni nie są w stanie sprawić, że w świąteczny czas wkroczycie z sylwetką Adriany Limy, a zza stołu wytoczycie się jako świeżo mianowany Budda. Sama nie ograniczam się w Święta, a mimo to zawsze wyglądam tak samo. Oczywiście nie będę Wam próbować wcisnąć kitu, że jeśli zjecie całą blachę ciasta, to w żaden sposób się to nie odbije na Waszym zdrowiu czy figurze. Taka blacha to tysiące kalorii, tysiące gramów tłuszczu i cukru, więc jest to po prostu niezdrowe. I nie ma nic fajnego w obawie przed ruszeniem się, bo korek w przełyku ledwo trzyma i przy najmniejszych drganiach zawartość żołądka chce się przez niego wydostać.

  1. Święta nie są od siedzenia na tyłku! A przynajmniej nie powinny. Dlatego spacerujcie, ile wlezie. To jest mój odwieczny sposób na zachowanie szczupłej sylwetki. Takie proste, a takie skuteczne. Przecież my też możemy kreować tradycje! Starsze pokolenia lubią sobie posiedzieć przy stole, ale może da radę namówić ich, żeby się zza tego stołu ruszyli? U mnie się dało.

    via GIPHY

  1. Na trening zawsze znajdzie się czas! Najlepiej oczywiście dać czadu rano, rozhulać metabolizm, czuć się wspaniale i mieć z tyłu głowy, że dzięki temu mamy jakieś 10 uszek w zapasie. A później z satysfakcją i bez wyrzutów sumienia je pochłonąć.

  1. A co do wyrzutów sumienia… Bądźmy dla siebie łaskawe, nie przyglądajmy się sobie zbyt badawczo, nie sprawdzajmy ciągle wagi, bo nawet jeśli wskazówka trochę się wychyli, to przecież nic się nie stanie. Nie mam zamiaru ofkors przyjmować tonu pastora, rozkładać rąk i szerzyć dobrego słowa, ale takie bycie łaskawym naprawdę jest lepsze niż wypominanie sobie każdego kawałka makowca. O to przecież chodzi w Świętach!

Być może swoimi odkryciami nie dorównałam Marii Skłodowskiej-Curie, ale przynajmniej jestem pewna, że to wszystko można wcielić w życie. I warto, bo dzięki temu zachowamy i spokój ducha i całkiem niezłą równowagę organizmu. W tej równowadze to nawet jest klucz do fajnego życia, ale to zupełnie inny temat, na który już chyba nie wystarczy mi miejsca. Ale z okazji Świąt właśnie takiej równowagi z całego serca Wam życzę!

autorka tekstu: Jagoda Dziadul (Córka Trenera): ku zaskoczeniu wszystkich naprawdę jest córką trenera, a to, jej zdaniem, zobowiązuje! Ćwiczy więc i zdrowo się odżywia, żeby godnie pracować na swoją markę 🙂 A tak serio, choć u niej niezbyt często jest serio, ćwiczy i je zdrowo, bo nie wyobraża sobie inaczej i marzy żeby większość z nas żyła podobnie. I wierzcie jej lub nie: jak zdrowie zaczyna kuleć, to kuleje wszystko. Ale czekolada w rozsądnych ilościach też jest zdrowa, jak coś 🙂
Facebook.com/corkatrenera
Instagram.com/corkatrenera

Wszystkie gify pochodzą ze strony giphy.com