Niemycie, niejedzenie, niewstawanie, niewychodzenie, niechcenie, niepokój, nieszczęście, niemoc, niewiara i inne “nie”. Pamiętam, że czułam się wtedy tak, jak gdyby nie istniało nic, co mogłoby mnie uratować i wyciągnąć ze smolistej otchłani znajdującej się wewnątrz mnie. Bo skąd brać siłę, kiedy nic nie wydaje się wystarczające, żeby mogło stać się sensem czy przyjemnością?

I myślenie – skoro żyję w raju na Ziemi, czyli Europie, ja i moi bliscy jesteśmy bezpieczni, mamy co jeść, nie jesteśmy poważnie chorzy, mogłam iść na studia, mam znajomych i chłopaka, to jak okropnym miejscem jest świat, że, znajdując się w zasadzie w idealnych warunkach, i tak tak straszliwie cierpię? Jak bardzo muszą męczyć się wszyscy ci, którzy nie doświadczają na co dzień dobra, bezpieczeństwa, dostatku? Czułam, że to wszystko, to tylko gonitwa za zaspokojeniem swoich podstawowych potrzeb, po której kolejnym etapem jest rozczarowanie, pustka i wmawianie sobie, że wcale nie jest aż tak źle, że życie ma sens, że warto, że to jakaś misja czy zadanie.  Wyidealizowałam sobie niebyt.

Kryzys ogólny przełożył się na kryzys twórczy – na uczucie niemocy pojawiające się podczas zetknięcia z papierem czy nowym plikiem w komputerze. Bo to co robię jest banalne, wtórne, nudne, brzydkie, bezwartościowe i w zasadzie nikogo to nie interesuje. I nie dość, że wszystko już było, to jeszcze o wiele lepsze.

Podważałam każdą swoją myśl – wewnętrzny krytyk i sabotażysta skutecznie niszczyli zalążki jakichkolwiek pomysłów, a pytanie “po co?”, które rozprasza nawet największe z największych sensów, nie opuszczało mnie na ani chwilę.

W ten sposób na jakiś czas zostało mi tylko bazgrolenie. Ciężko było przyczepić się do swobodnego rysunku, bo nie pretendował do niczego. Nie miał być ładny, brzydki ani jakikolwiek. Po prostu był, a do tego taki, jaki wyszedł. Zero spiny i oczekiwań, kompletny luz i w końcu odrobina spokoju. Dlatego strasznie go polubiłam i poczułam, że jest czymś bardzo moim. Zaczęłam go zbierać i w zasadzie tak powstała @wyjepka, czyli rysunkowe byty, które po prostu są. Bazgroł wyniesiony do rangi skończonego dzieła.

Bardzo śmiesznie to dla mnie brzmi, biorąc pod uwagę, że rysuję gile, dziwne zwierzątka i kształty z twarzami, ale kiedy opowiedziałam swojej terapeutce o wyjepce, stwierdziła że zwyczajnie przelałam uczucia na papier. Być może coś w tym jest i takie wyrzucanie z siebie obrazków to jakaś forma podglądania podświadomości? Nie wiem tego, ale pewnie któregoś dnia zrozumiem to bardziej. Bo wyjepka to coś bardzo ważnego i szczerego, co chcę kontynuować. Dla siebie.

A pojawiające się myśli, że tyle jest osób, które zajmują się podobnym rodzajem rysunku, bawią się w trashową estetykę, robią tatuaże na podstawie spontanicznych bazgrołów i że robię to samo co wszyscy, staram się wyciszyć. To nieuniknione i chyba lepiej się z tym pogodzić niż całkowicie zastygnąć z lęku przed popełnieniem czegoś niedoskonałego.

________________________________________

Wiwiana Wirbuł – studentka grafiki na aspwro, uzależniona od silnych stanów emocjonalnych, lubi czytać o chorobach i stawiać diagnozy znajomym.
Znajdziecie ją na Instagramie:
@wiwiankawiwianka
@wyjepka