20 września pod pomnikiem Józefa Piłsudskiego w Gdyni stanęły dziesiątki młodych osób, poruszone rewolucją klimatyczną i zmotywowane do walki o przyszłość. Przybyłam tam razem z nimi, wiedziona nadzieją na to, że wybory jednostki jaką jestem, mają szansę wywrzeć wpływ na przyszłość świata.

Czekając na oficjalne rozpoczęcie strajku zainteresowałam się otaczającymi mnie osobami. Większość stanowili licealiści, barwni ludzie trzymający transparenty, jak również podobni mi „przeciętniacy”, wyrwani wprost ze szkolnego korytarza. Obecne były też starsze osoby, moją uwagę zwróciło na przykład małżeństwo z córeczką, która schowała się, gdy poprosiłam o pozwolenie na zrobienie zdjęcia. Sami rodzice obdarzyli mnie większym zaufaniem i miałam możliwość przeprowadzenia z nimi krótkiej rozmowy. W pamięć zapadły mi słowa ojca – „Wzięliśmy Zosię [imię zmienione], bo to też jej przyszłość”.

Obserwowałam ludzi, zalęknionych nie tylko zmianami klimatycznymi, ale też najwyraźniej samą manifestacją. Stojący w grupkach albo chowający się w telefonach, zgromadzeni we wspólnym celu, a jednak nie tworzący wspólnoty. Wiedziałam, jaki rodzaj niepewności im towarzyszy, sama przez większość czasu bałam się wyjść z bezpiecznego kokonu robienia zdjęć i spisywania notatek. A przecież odbywają się zgromadzenia, na których niemal od razu czuje się więź z pierwszy raz widzianymi ludźmi. Jaka była różnica między tym wydarzeniem a koncertem albo paradą równości? Nie mam pojęcia.

Energia przychodziła stopniowo, w miarę jak wylewaliśmy się na ulicę, prowadzeni przez trójmiejskich reprezentantów ruchu Fridays For Future. Dzięki przemowom jakie wygłosili na końcu i na początku marszu, nie byliśmy tylko zbitą masą wykrzykującą hasła – wiedzieliśmy, w jakim celu idziemy. Ale do rozbudzenia drzemiącego w nas przekonania i woli walki, wciąż trzeba było impulsów. Wykrzykiwaliśmy hasła. „Edukujmy, nie emitujmy”; „Najpierw natura, potem matura”; spontanicznie stworzone przez członków marszu „Zamiast na teście jestem na proteście” i znamienne „Dlaczego musimy wychodzić na ulicę?!”

Nie mogę mówić za setki innych osób, które szły razem ze mną, ale osobiście odczułam realność naszych czynów w momencie, w którym pierwszy raz zobaczyłam ludzi znajdujących się na naszej drodze przypadkowo. Spacerowali albo siedzieli w kawiarniach, widziałam uniesione kciuki i słyszałam klaksony zatrzymanych na czas strajku samochodów. Oni nie przyszli na marsz, może nawet nie wiedzieli w imię jakich wartości się odbywa. W zetknięciu ze światem, na który chcieliśmy wpłynąć kolumna stała się jednością, wyłoniły się bardziej aktywne grupy i jednostki, do których energicznych okrzyków pozostali lgnęli jak do źródeł ciepła. Bycie prowadzonym, ale bez bezrefleksyjnego posłuszeństwa. Jednoczenie się, ale bez negowania osób, które zostały poza grupą. Zupełnie inaczej niż w „dorosłym świecie”, w którym obecnie panoszy się populizm, a podział na zasadzie „my – oni” określa tożsamość wielu ludzi. Jeśli postawa, jaka wyłoniła się z pierwotnego wycofania zgromadzonej młodzieży, nie była tylko odosobnionym ewenementem, jeśli przyszłość tego kraju będzie kształtować się w takiej atmosferze – czuję, że to nie naiwne mieć nadzieję. A przecież takie same protesty odbyły się w 68 miastach w Polsce, w ponad dwóch tysiącach miast na świecie. Jeśli naszą przyszłość będzie kształtować spełnienie postulatów MSK, to głęboko wierzę, że jej nie zmarnujemy.

Żądania Młodzieżowego Strajku Klimatycznego zostały odczytane na Skwerze Kościuszki, gdzie zakończyliśmy pochód. Cały finał wydarzenia został dobrze przemyślany i zaplanowany, mówcy przypomnieli nam, o co toczy się walka, nie tylko przytaczając listę postulatów. Szczere, nierozwleczone przemowy zostały wygłoszone po polsku i po angielsku, wysłuchaliśmy też wiersza „Dzień końca świata”. Jednak przez cały czas centralnym punktem, na którym skupiała się nasza uwaga, były realne zmiany, do których możemy się przyczynić. Mam nadzieję, że wielokrotnie powtarzane hasło „Idźcie na wybory”, zapadło obecnym w pamięć równie mocno, jak emocjonalne zawołania o klimacie. Przesłanie Młodzieżowego Strajku Klimatycznego dobitnie uświadamia, jak silnie nasze decyzje i głos wpływają na środowisko, kształtują przyszłość nas i przyszłych pokoleń.

20 września na Skwer Kościuszki w Gdyni przybyło kilkaset ludzi, z których wielu mogłoby w tym czasie uczyć się do matury lub spotykać ze znajomymi. Kilkaset świadomych, odpowiedzialnych osób, które przyszłość świata i kraju biorą w swoje ręce – bo widzą, że nikt za nich tej przyszłości nie ocali. Skrzyknęliśmy się przez Internet, udowadniając, że telefonów współczesna młodzież używa nie tylko do robienia sobie selfie i oglądania śmiesznych filmików. Potrafiliśmy wznieść oczy znad ekranu i spojrzeć w twarz wpływowym ludziom, żądając, aby nas usłyszeli. Czy zostaniemy potraktowani poważnie? Czas pokaże. Ludzie jeszcze mogą ocalić świat, każdy wybór polityczny i konsumencki jest krokiem w jedną ze stron. Dopóki mam czym oddychać i gdzie żyć – nie przestanę walczyć o Ziemię dla moich prawnuków.


Autorka tekstu i zdjęć: Antonina Jagiełło – rocznik 00. Próbuje pogodzić optymistyczne nastawienie z angażowaniem się w problemy ludzi i świata. Uwielbia pomagać znajomym i dla nich gotować, ale do pełnej satysfakcji z życia potrzebuje chwil sam na sam z herbatą, książką i jabłkiem. Bezustannie szalejący w głowie strumień myśli wykorzystuje przy pisaniu wierszy i tworzeniu ilustracji.