Obserwuję posty znajomych, o tym, jak bardzo chcieliby wrócić do ,,normalności, za którą tak tęsknimy”, choć nie bardzo wiem, za czym właściwie powinnam tęsknić. Po prostu kolejny raz się zatrzymałam. To prawda, jest inaczej niż wcześniej, głównie dlatego, że to nie ja podjęłam decyzję. Zastanawiam się też czym właściwie jest ta ,,normalność”. I czy na pewno warto tam wracać?
Czytam o tym, jak to ,,wszyscy jesteśmy w tym razem”, albo ,,jedziemy na tym samym wózku”, a niedługo obudzimy się pewnie w ,,zupełnie nowym świecie”. Tylko czy naprawdę świat tak bardzo się zmieni? Czy pewnego dnia tak po prostu wstaniemy w innej rzeczywistości? To trochę jakby oczekiwać, że człowiek z dnia na dzień obudzi się kimś innym, bardziej empatycznym, solidarnym, skłonnym do wyciągania wniosków. To jakby oczekiwać, że tym razem kryzys doprowadzi ludzkość wreszcie do jakiejś prawidłowej, ,,ostatecznej” nauki i postępu. Cóż, spotkałeś kiedyś człowieka? Spotkałeś kiedyś siebie?
Początek
„Ludzie przeżywają cierpienie na dwa sposoby: jak drzewo albo jak trawa. Drzewa nie wzrusza wiatr, który smaga jego konary, czy gałęzie. Jednak kiedy przychodzi wielka wichura łamie je, a nawet wyrywa z korzeniami. Trawa znacznie lepiej potrafi przetrwać niesprzyjające warunki. Kiedy napiera na nią silny wiatr nie stawia oporu, tylko pozwala się przygnieść, a gdy zaświeci słońce, ustanie wiatr, powstaje na nowo. Złamane drzewo — nie.” Te słowa Mariusza Wilka przypominam sobie często w momentach, gdy czuję się przemęczona lub przeciążona i wiem, że potrzebuję pobyć sama, odpocząć, dać sobie chwilę na oddech. Ale nie zawsze było to dla mnie oczywiste.
Czas pandemii koronawirusa wielu ludzi zmusza nie tylko do zmierzenia się z kryzysem ekonomicznym czy zdrowotnym, lecz także tym o wiele mniej spodziewanym i trudniej dającym się zauważyć – psychicznym. Ci, którzy nigdy wcześniej nie potrzebowali wsparcia psychiatrów czy psychoterapeutów, teraz borykają się z lękiem o przyszłość, niepewnością, a czasem koniecznością zwrócenia się o pomoc. Psychiatra Mariusz Kowalczyk przyznał w ,,Magazynie Świątecznym”: ,,Nigdy w życiu nie miałem tyle pracy. Oprócz pacjentów z oddziału mam od kilkunastu dni tłum ludzi, których przytłoczyła sytuacja”. Mimo, że Marzena Paczulska, szefowa wiadomości TVP twierdzi, że ludziom ,,w d… się poprzewracało”, są to realne problemy i nawet bez koronawirusa, depresja jest obecnie chorobą cywilizacyjną. Już dwa lata temu Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) alarmowała, że do 2030 roku, depresja stanie się główną przyczyną przedwczesnych zgonów.
Jako osoba, która doświadczyła wielu kryzysów psychicznych na różnych etapach życia, w tym także depresji, jestem mocno zdziwiona własną reakcją na kryzys związany z epidemią. Zaczęło się od strachu o przyszłość, związanego z utratą jednego ze źródeł dochodów. Przeraziłam się, że przez ostatnie lata pracowałam tak ciężko, a teraz z zupełnie niezależnego ode mnie powodu, będzie mi bardzo ciężko. Nie będę mogła pozwolić sobie na rzeczy, które były dla mnie oczywiste. Być może będę musiała poprosić o pomoc. Moja rodzina mieszka daleko, więc ryzyko, że nie będzie mnie stać na mieszkanie, wiązałoby się z ogromną zmianą. Pojawiło się we mnie dużo lęku, niepewność, straciłam nagle poczucie sprawczości. Pozwoliłam, by na jakiś czas całkiem mnie to przygniotło.
Po kilku dniach, gdy czułam się bardzo słaba i spałam po kilkanaście godzin na dobę, wstałam, ubrałam się i usiadłam przed komputerem. Zaczęłam szukać realnych możliwości i je dostrzegać. Uznałam, że nie będę czekać, aż moja sytuacja pogorszy się tak bardzo, że to, co tak bardzo mnie przeraża, a najbardziej boję się utraty niezależności – naprawdę się wydarzy. Z pewnością nie mogłabym tego zrobić, gdybym nie otrzymała wcześniej pomocy w najtrudniejszych momentach i nie była już wystarczająco silna. Zaczęłam dostrzegać jednak w tej sytuacji możliwości. Co zaskakujące, okazało się, że te możliwości istnieją, co dało mi siłę i wewnętrzne przekonanie, że ,,to” wcale mnie nie zabije. Przypomniałam sobie także, że podobnych sytuacji miałam przecież w życiu wiele.

Kryzys i zatrzymanie
Każdy kryzys psychiczny, rozstanie, zmiana pracy, każde ryzyko, które podejmowałam to właśnie chwile zatrzymania i niepokoju. Tej obecnej, ,,dodatkowej” sytuacji niepewności nie uwzględniłam jednak w planach na ten rok, miałam jeszcze więcej pracować, uczyć się, robić badania, pisać. I chociaż na niepewność sama przez ostatnie lata wielokrotnie się wystawiałam, obecne zachwianie porządku jest niespodziewane i nieprzewidywalne. Jak wiele rzeczy w życiu, których próbujemy, i które jako nowoczesne społeczeństwa całkiem nieźle nauczyliśmy się kontrolować: miłość, ból, śmiech, pożądanie, radość, śmierć. Ten dziwny moment w historii świata uświadomił mi jednak, że moje życie nie zawali się, jeśli zrealizuję w tym roku połowę moich planów.
Mimo stanów lękowych, które zdarzają mi się bez względu na obecność koronawirusa, nie uważam więc, by obecna sytuacja była beznadziejna. Martwię się, jak kryzys wpłynie na mnie, martwię się o bliskich mi ludzi. Czuję jednak, że cała praca nad sobą, jaką wykonuję od lat z konieczności dbania o swoje zdrowie psychiczne i właśnie dlatego, że kryzysy mi się zdarzały – przygotowała mnie na to, z czym muszę zmierzyć się teraz. Poważne objawy depresji stały się dla mnie dezorganizujące i na tyle uciążliwe, że nie mogłam dłużej żyć w sposób, w jaki zawsze funkcjonowałam: rozpędzając się w życiu coraz szybciej i wciąż zaprzeczając, że potrzebuję się zatrzymać. Próbowałam, jak z pewnością wiele osób, raczej podporządkować sobie czas całkowicie i pozbawiałam się jakiejkolwiek możliwości, by coś poszło nie tak, bez opcji na wypadek, chorobę, cokolwiek niespodziewanego.
Leczenie depresji, podobnie jak wcześniejsze kryzysy, zmuszały mnie do przemyślenia swojego życia na nowo i podjęcia wielu trudnych, niekoniecznie akceptowanych przez osoby z mojego otoczenia czy nawet bliskich mi ludzi, decyzji. To decyzje dotyczące tego, jak chcę przeżyć swoje życie, wybory, które często wiązały się z ryzykiem. Czy zawsze słuszne? Niekoniecznie. Czy prowadzące do zmian na lepsze? Nie zawsze. Ale rzecz w tym, że moje, sprawcze. I jestem przekonana, że wiele osób, z którymi pracowałam w różnych miejscach, od kilkunastu czy nawet dwudziestu lat nie znalazło chwili, by zatrzymać się i zastanowić: czy to na pewno jest życie, którego pragnę? Czy po prostu płynę z prądem i spełniam społeczne oczekiwania? Myślę, że te osoby mogą w tym momencie najbardziej potrzebować pomocy.
Czy chciałam mieć depresję? Oczywiście, że nie. Naprawdę, nikt tego nie wybiera. Ale moje ciało mówiło ,,stop” i za każdym razem, gdy tak się działo, byłam zmuszona się zastanowić. Gdyby nie to, mogłabym rozpędzić się i nie tylko płynąć z prądem, ale wręcz płynąć tak szybko, że nie zauważyłabym po drodze absolutnie niczego pięknego. Kryzysy pozbawiały mnie więc kontroli i uświadamiały, że wcale nie mam całkowitej, ponieważ jestem człowiekiem. I boleśnie o tym przypominały.
Próbowałam znaleźć też bezpieczne miejsce w substancjach, ale to na dłuższą metę okazywało się złudne i odbierało możliwość prawdziwego odczuwania, przeżywania życia. Ciekawe, że rezygnacja ze znieczuleń i brak wiary w bezpieczeństwo i pełną kontrolę nad każdym aspektem życia – mimo wszystko – bardzo mnie teraz chronią. Jak napisał C.G. Jung, ,,Dopóki nie uczynisz nieświadomego – świadomym, będzie ono kierowało twoim życiem, a ty będziesz nazywał to przeznaczeniem”.

,,Wyjedź, zanim nadejdą deszcze”
,,Śmierć jest jak wielki tłumik, w który ludzie mogą wlać swoje interpretacje miłości, utraty i tęsknoty” napisała Aleksandra Fuller w książce Wyjedź zanim nadejdą deszcze. To opowieść o rozpadzie jej małżeństwa, która staje się pretekstem do opowiedzenia historii jej własnej drogi do niezależności.
Jako czterdziestokilkuletnia kobieta, bohaterka podejmuje decyzję o rozwodzie. Zakłada po raz pierwszy swoje własne konto w banku. Zaczyna budować życie jako dorosła, sprawcza osoba. Pod koniec książki przytacza słowa swojego ojca: ,,Pewnie powinienem był cię ostrzec na początku. Życie własnym życiem bywa cholernie straszne, a przez jego połowę czujesz się zagubiona. Ale gdybym ci to powiedział, w ogóle byś nie zaczęła żyć, a to byłaby ogromna strata”.
Wyjedź, zanim nadejdą deszcze to pięknie literacko napisana refleksja o wolności, szukaniu samej siebie, przeżywaniu i docenianiu także tych chwil, które nie są wygodne i przytulne. Dla mnie szczególnie ważna książka w tym zupełnie nowym stanie skupienia świata, w którym próbuję się odnaleźć, tak jak bohaterka musiała znaleźć sposób, by na nowo odnaleźć się w swoim życiu. Bardzo inspirujący okazał się niedawno dla mnie także serial Unorthodox, opowiadający o 19-letniej Esther, która ucieka ze swojej chasydzkiej społeczności mieszkającej w nowojorskim Williamsburgu, do Berlina. Esti, która spędziła całe życie według narzuconych jej reguł, musi nauczyć się żyć według swoich. Mam poczucie, że to zadanie stoi teraz przed wieloma osobami, które wierzyły, że poczucie bezpieczeństwa, zależne od zewnętrznych czynników, dane jest na zawsze. Być może to właśnie zadanie doprowadzi do czegoś nie tylko nowego, ale wręcz fascynującego? Jak napisał słynny neurolog i psychiatra Oliver Sacks ,,Skutki rozwojowej choroby czy schorzenia, które często budzą przerażenie, można postrzegać także jako kreatywne: niszcząc pewne drogi, sposoby funkcjonowania, zmuszają one system nerwowy do tworzenia nowych dróg do niezamierzonego dotychczas sposobu ewolucji. Owe możliwości kreacyjne choroby dostrzegam prawie u każdego pacjenta (…)”.
Psychoterapeutka Dorota Golec w rozmowie z Grzegorzem Sroczyńskim powiedziała ,,Dziś dominuje myślenie horyzontalne, gdzie wszystko jest tak samo powierzchowne i ma takie samo znaczenie, czyli w efekcie nic nie ma znaczenia, wszystko musi być szybkie, natychmiastowo skuteczne i pozbawione głębszej refleksji. Bo po co mam siedzieć i myśleć o trudnych rzeczach? Normopatia – czyli patologia normy – to zjawisko coraz powszechniejsze, mamy stale rosnącą grupę pacjentów, których funkcjonowanie opiera się na tym, że nie istnieje to, czego nie widzę”. Bardzo rezonuje to z moim doświadczeniem, gdy mówię ludziom, że chodzę na terapię, lub polecam to komuś, kto często opowiada mi o swoich problemach. Ludzie uciekają od refleksji nad tym, co jest nie tak i próbami naprawienia tego, bo jest to długotrwały i bardzo niewygodny proces. Według niektórych lepiej więc nie zastanawiać się wcale. Dorota Golec w wyżej wspomnianym wywiadzie przytacza także fragment mowy noblowskiej Wisławy Szymborskiej ,,w mowie noblowskiej Wisławy Szymborskiej pada stwierdzenie (…), że istnieją dwa uskrzydlone słowa: „nie wiem”. Chyba lepiej się tego nie da powiedzieć..”.
Jestem nieostateczna
To nie jest ani pierwsza, ani ostatnia taka sytuacja ani w mojej osobistej, ani w historii świata. Nigdy nie będzie tej jednej, ostatecznej, która mnie ukształtuje i uczyni „człowiekiem z kropką na końcu zdania”. Takie kryzysy jak ten zdarzały się i będą się zdarzać, tak jak ludzie popełniali i będą popełniać błędy. Świat się wcale nie zatrzymał. Ludzie będą się kochać, cierpieć, czuć rozkosz, kłócić się , śmiać się , płakać, rodzić się i umierać. Nie interesują mnie bajki o „nowym świecie” i „nowym człowieku”. Jedyne na co mam wpływ to, czy ja pozwolę zatrzymać się sobie i jakim człowiekiem będę dla siebie i innych. I to jest i zawsze będzie piękne i straszne wyzwanie.
Zakończę słowami Anthony’ego de Saint Exupery z książki ,,Nocny lot”: „Dopiero teraz zorientował się. że odsuwał na później, ku starości – na „kiedy będzie czas” – wszystko, co umila życie człowieka. Jak gdyby naprawdę któregoś dnia można było znaleźć ów czas, jak gdyby naprawdę u kresu żywota można było zdobyć ów wymarzony, błogosławiony spokój. Ale spokoju nie ma. Nie ma może i zwycięstwa. Nie ma ostatecznego przybycia wszystkich samolotów pocztowych”.
Źródła:
Medonet.pl, „W Polsce z jej powodu popełniono ponad pięć tysięcy samobójstw”
Rzeczpospolita.pl „Depresja: to ona ma wkrótce najbardziej zagrażać zdrowiu”
Oliver Sacks ,,Antropolog na marsie”, Rebis
Autorka tekstu: Iga Kowalska – bioetyczka, doktorantka na etnologii UW, feministka. Prowadzi swoją firmę PR @rebelmindagencja, promuje literaturę i tworzy teksty. Lubi być w drodze, słuchać, opowiadać. Pisze blog Zabieram się w świat.
Autorka ilustracji: Zuza Pietruszewska (21) – zdecydowanie marzycielka, weganka, studentka Wydziału Sztuki Mediów na warszawskiej ASP. Jej mottem życiowym jest ,,powoli”. Kocha rysowanie, jogę, gotowanie, naturę, ciepłe letnie noce, czas spędzony z psem Hobo i innymi przyjaciółmi oraz szeroko pojęte robienie rzeczy. W swojej sztuce balansuję na zetknięciu rzeczywistości i sfery snów. Interesują ją tematy dotyczące marzeń, obaw. W przyszłości chce tworzyć animowane filmy.
Instagram: @zpietruszewska