Rosnę sobie w Polsce już siedemnaście wiosen i gdzie nie spojrzę, tam widzę w sobie nowe łodyżki, połączone dziewczyńskim doświadczeniem. Są wszędzie. Mocne i zjednoczone, niczym pnącza, które podtrzymują świat. Nasze siostry, mamy, babcie: jedne składają się z zielonych, równo ostrzyżonych trawników, inne z żółtych szos i bladych łąk.
Jestem miastowa. W pogoni za postępem nikt nie zatrzymuje się, by powąchać kwiaty. XXI wiek to informacyjny chaos, a na Instagramie widzisz tworzące się alternatywne rzeczywistości. W tych internetowych podwórkach celem nadrzędnym jest upodobnienie się do rośliny idealnej, która ma odpowiedni kształt, cętek brak, odcieni maksymalnie dwa. W klinikach botanicznych doczepiać można listki, zagęścić pręciki i wygładzić łodyżki. Jednocześnie, tuż za murkiem, każda stokrotka może zobaczyć, że jej marszczenia czynią ją wyjątkową, a zarazem normalną. To właśnie dzięki tym marszczeniom łatwiej jest zbierać krople. A to przecież one pozwalają na wzrost.
Miło mi kwitnąć w towarzystwie. Mimo różnic w składach nawozu, wzroście i rozpiętości kolorowych odnóżek umiemy się wspierać, szczególnie gdy próbuje się nam odebrać wolność, przesadzać nas do doniczek, ograniczać, przycinać i korygować nasz naturalny wzrost. Zawsze chcemy więcej, szybciej, aż do nieba, do słońca, do promieni. Nie zatrzyma nas żaden ogrodnik. Siostrzeństwo jest faktem.
W czasie strajków tysiące dziewczyn, dziewczynek, panien i pań wyszło na ulice, by walczyć o swoje. Z determinacją koniczyny, która wyrasta przy drodze – pomimo spalin i suszy.
W zeszłym roku zaczęłam być wolontariuszką. Nad polami żółtego rzepaku, pod niebieskim niebem, pojawiła się burza. Pomagam, bo wszystkie rośliny wyrastają z jednej ziemi, a kobiety rodzą się z bólem w korzeniach. Czerwone maki zdobyły nowe towarzyszki. Razem kołyszą się w towarzystwie białych chmur. Dziewczyny organizują wszystko – od paczek z jedzeniem po mieszkanie. Swoim czasem i siłą.
Zastanawiam się nad tym, co będzie w przyszłości. Wszystkie rośliny, choć silne, narażone są na niesprawiedliwe siły natury. Najmłodsze sadzonki jeszcze nie wiedzą – czy ta mała zostanie żonkilem, czy jedną z główek wielkiej forsycji?
Podczas gdy indywidualność staje się coraz bardziej pożądana, rodzice i szkoła wbijali w makowe główki konformizm. Kreatywność, coraz częściej chwalona, deptana jest pracą ponad siły. Wiem, bo też przechadzam się po niej nonszalancko, nakładając na siebie kolejne projekty i obowiązki. Wszystko w imię rozwoju.
Chcę rozkwitać już zawsze, bo rośliny walczą do końca. Nie ma już orzeźwiającego deszczu – jest tutaj martwo. A jednak rozwijają się dalej. Spaliny nie robią na nich wrażenia, żaden hałas nie zniszczy nasion. Wszystkie soki trzymają w środku. W poszukiwaniu sensu i w ferworze walki, przebijają się przez kolejne przeszkody. Jak kwiaty w betonie.
Tekst: Kalina Kalwasińska (17) – uczennica programu matury międzynarodowej. Rozwija swoją pasję do pisania, przedsiębiorczości i feminizmu. W krótkich, wolnych chwilach czerpie radość ze swoich relacji ze wspaniałymi przyjaciółkami, komponuje i gra na pianinie.
Ilustracje: Maryia Yakimovich – urodziła się na Białorusi. W 2012 r. ukończyła liceum plastyczne w Mińsku na Wydziale Grafiki i Designu. Dwa razy brała udział w międzynarodowym plenerze w Katowicach. Później przeprowadziła się do Polski i rozpoczęła studia na ASP im. Jana Matejki w Krakowie na Wydziale Grafiki. Zajmuje się nie tylko malarstwem i grafiką, lecz także animacją, ilustracją i fotografią.