Nawet po pięciu latach związku powinniście czuć motyle w brzuchu i bez opamiętania chwalić się swoją drugą połową na wszystkich profilach w mediach społecznościowych, żeby wszyscy wiedzieli, jak dobrze się Wam powodzi. Nie ma tak, że nie chcecie tego robić – w przeciwnym razie ludzie wkrótce zaczną plotkować o tym, że chyba coś się między Wami psuje. A może to już nie to? Może czas najwyższy rozglądnąć się za kimś innym? Na pomoc zawsze przyjdzie cały arsenał blogów i „życzliwych” ludzi!

Moje doświadczenie w kontaktach międzyludzkich jest dość skromne, a w związkach jeszcze mniejsze, bo – śmiechem, żartem – jestem od prawie ośmiu lat z jednym i jak dotąd jedynym chłopakiem, czego nie zamierzam zmieniać. A że nie jestem coachem czy wystarczająco lifestylową blogerką i mam trochę przyzwoitości, powstrzymam się w tym artykule od dawania miłosnych rad. Jest za to jedna rzecz, którą zrozumiałam w swoim (od kilku tygodni) dwudziestotrzyletnim życiu. Oczekiwania innych ludzi wobec nas i naszych relacji trzeba wyrzucić na śmietnik. Po co żyć nie swoim życiem? Ja żyłam i byłam wtedy bardzo nieszczęśliwym człowiekiem.

Oczekiwania narzuca nam rodzina i znajomi (na przykład „Kiedy ślub? Długo tak będziecie mieszkać na kocią łapę?”, „Rozejrzyj się, jest mnóstwo lepszych dziewczyn niż ten pasztet” czy „Nie mogłaś znaleźć sobie kogoś bardziej towarzyskiego? Pewnie będzie siedział całe dnie przed komputerem i nawet na wakacje cię nie zabierze”). Różne wzorce i wymagania – zarówno związków, jak i innych dziedzin życia – dyktuje też społeczeństwo i kultura, w której żyjemy. Od dziecka jesteśmy przecież uczeni tego, co powinniśmy robić, żeby być akceptowanym i poważanym.

Do tego dokłada się Internet. Media społecznościowe pełne są zdjęć zakochanych par opatrzonych jakże uroczym hasztagiem #couplegoals, a nasi ulubieni vlogerzy chwalą się romantycznym weekendem w Paryżu. Nie chcę brzmieć jak zgorzkniała siedemdziesięciolatka narzekająca na nowe technologie, wręcz przeciwnie – kocham Internet!

Mamy jednak w ostatnich latach wysyp portali i blogów prowadzonych przez ludzi, którzy uważają się za ekspertów w każdej dziedzinie życia, mimo że nie mają nic wartościowego do powiedzenia. Między motywujące cytaty a przepis na bezglutenowe wegańskie kotleciki z nasionami chia i jagodami goji wciskają niemające nic wspólnego z rzeczywistością porady miłosne. Sieć daje ludziom możliwość kreowania się na autorytety – i tym naprawdę zdolnym, i tym głupim.

Warto przyjrzeć się temu, co czytamy i widzimy w sieci. Czy osoba, której rady czytam, rzeczywiście jest na tyle doświadczona i kompetentna, żeby je dawać? Czy te romantyczne zdjęcia na pewno są tak spontaniczne i naturalne, na jakie wyglądają? Czy posty na Instagramie opatrzone #couplegoals to moje couple goals? A właściwie jakie couple goals mamy my jako para?

Postanowiłam przestać bezkrytycznie odnosić wszelkie opinie do siebie i bliskich mi osób. Różnimy się, każda relacja jest inna. Coś, co jest słuszne według kogoś, kto pisze w sieci i ma tak duży zasięg, że może swoje przekonania masowo przekazywać innym, wcale nie musi być prawdą w moim przypadku. To, co myślą o związkach nasze babcie i mamy, prawdopodobnie nie będzie aktualne w 2018 roku. Znajomy może się mylić, zresztą jak my wszyscy, bo jesteśmy tylko ludźmi. Zamiast oczekiwać wiele od innych i żyć wedle ich oczekiwań wobec nas, może zdrowiej będzie po prostu robić to, co uważamy za słuszne i zachować trzeźwy umysł. W związku i nie tylko.

autorka: Basia Polakowska (23) – studentka polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, blogerka (podczarnakreska.blogspot.com), ilustratorka, poetka, miłośniczka mody i mediów społecznościowych. Mieszka na warszawskiej Pradze. Instagram: @barbarapolakowska

ilustratorka: Anastazja Naumenko (22) – rysuje, animuje, kręci wideo. Obecnie studentka ASP w Krakowie i KASK w Gent. Obserwować moją aktywność można na instagramie @anastazja.naumenko.