– Czemu pani ścięła te włosy? – spytała ze zgrozą. Zawstydziłam się bardziej niż zwykle. Codzienne wstydzenia napływały wtedy, gdy los – jak również wyświetlacz w osiedlowym markecie – kierował mnie do jej stanowiska.

Tak silnych emocji nie wzbudzała u mnie wcześniej żadna inna kasjerka. Mieliśmy nawet w pobliżu Inny Duży Sklep, tam był większy wybór, tyle produktów, ile zapragnie dusza, a jednak czegoś mi brakowało. Dziękuję-proszę-do widzenia było tam pozbawione uroku. Nie to, co w Sieciowym Sklepie, gdzie grzecznościowe formułki serwowano z wyczuciem i gracją. No, serwowały je wszystkie inne kasjerki. Ona z gracją je ignorowała.

– Czemu pani ścięła te włosy? – spytała. Więc jednak! Wyłowiła mnie z tłumu. Już nieraz zerkałam na jej plakietkę z imieniem, wiedziałam, jak się nazywa. Żadne tam „Uczę się”, proszę o wyrozumiałość, bo jestem tutaj nowa. Nie była. „Magda, zastępca kierownika sklepu”. Właściwie nigdy z nią nie rozmawiałam, znała mnie jednak lepiej od prawdziwych znajomych.

Widziała na taśmie różne aspekty mojego życia. Lepsze passe kulinarne, gdy wykładałam cukinie i parmezany, i kasze gryczane, papryki, nerkowce. Gorsze momenty przyjmowała bez mrugnięcia okiem. Był garmaż na szybko, pierogi ruskie w plastikowym pudełku. „6,99, może być bez grosza?” – władczym tonem, nie było opcji sprzeciwu. Były także liczne Tylko Jedne Piwa i Ostatnie Paczki Papierosów. Często kupowane przed wyjściem nad Wisłę. Czasem aż się chciałam tłumaczyć, że ci, z którymi przyszłam, to przecież tylko koledzy, mówiłam jednak: „kartą” albo „reklamówki nie trzeba”. Widywała też moje stroje od marynarek po dresy. „Dziękuję, do widzenia”, zwykłe sytuacje. To były jednak pozory.

Zastępczyni kierownika Sieciowego Sklepu była przecież wirtuozem. „Magda proszona na kasę”. Gdy się zjawiała, była jak solistka, wśród piknięć i w szelestach foliowych siatek, wykonywała swoje liczne scherza. Miała długie palce, oliwkową skórę oraz tipsy zakończone szpicem. „Pięć trzydzieści dziewięć”, „osiemdziesiąt dwa”. Jedyne frazy, na które dotąd mogłam liczyć. Nie dziękowała, nie zapraszała ponownie. To było jej imperium, a ja gościłam w nim tylko na chwilę. Tym bardziej zdziwiłam się, gdy pewnego dnia podniosła na mnie wzrok.

– Czemu pani ścięła te włosy?! – zgorszyła się, patrząc na moje loki. Zamarłam. Ucichł harmider w sklepie. Jakby na chwilę wycięto nas obie z kłębiącego się tłumu.

– Były zniszczone! – rzuciłam pierwsze, co mi przyszło do głowy. Na chwilę zapomniałam, że stoję przy jej stanowisku, pakując bakłażany do torby:

– Nie spodziewałam się reprymendy.

Oddarła paragon, trzasnęła kasetką z bilonem.

– Nie jest źle – rzuciła – Ale niech odrastają.


Autorka tekstu: Gocha Pawlak – psycholożka, doradczyni zawodowa, badaczka. Oprowadzała też po stolicy jako twórczyni projektu „Warszawa dla początkujących”, obecnie prowadzi bloga Gocha Pawlak i działa w Stowarzyszeniu „Tęczówka”. W sercu ma Górny Śląsk, w dowodzie Sosnowiec, za oknem – warszawską Sadybę.
Instagram: @gocha.pawlak

Autor ilustracji: Łukasz Grzesiak – niedoszły prawnik ale na jego szczęście i każdego, którego miałby bronić, los chciał inaczej. Student drugiego roku grafiki, pasjonat folkloru przedwojennej Warszawy i wszelakich ziółek do picia. 
Instagram: @dla_zabawyy