Uwaga! Recenzja zawiera spoilery oraz opisy przemocy.
Beginning to pierwszy pełnometrażowy film gruzińskiej pisarki i reżyserki Dei Kulumbegashvili, którym zadebiutowała na Toronto International Film Festival w 2020 roku. Oniryczna opowieść przenosi widza do zamkniętej społeczności Świadków Jehowy na gruzińskiej prowincji. Tam, żoną Davida, przewodnika wspólnoty jest Yana. Matka, żona, nauczycielka, członkini wspólnoty. Kobieta.
Statyczna praca kamery ustawia odbiorcę w perspektywie obserwatora wydarzeń, a powolny, hipnotyczny rytm wciąga głęboko do przedstawionego świata. Do świata, w którym mimo wspólnoty rodzinnej i religijnej, wszyscy są sami, a zadawana lub doświadczana przemoc, dodatkowo ich alienuje. Beginning zachwyca wieloma aspektami: cyklicznością narracji, pięknymi zdjęciami, onirycznym rytmem, łagodnym światłem. Ale to niejednoznaczna postać wykreowana przez Ię Sukhitashvili jest najmocniejszym aspektem tego filmu.
Yana jest kobietą w kryzysie. Jej wspólnota zostaje zaatakowana, lecz napaść ekstremistów jedynie rozpoczyna cykl przemocy w życiach bohaterów. Być może nie tak jaskrawej wizualnie jak koktajl Mołotowa wrzucony przez okno, jednak tak samo okrutnej.
W Beginning przemoc ustanawia się przede wszystkim na linii kobieta-mężczyzna i ta oś konstytuuje relacje głównych bohaterów: Yany, jej męża, inspektora policji i syna. I chociaż każda z tych relacji niesie ze sobą mnogość znaczeń i archetypów, reżyserka odrzuca znane tropy narracyjne i definiuje swoje postacie i ich związki na nowo. Przemoc na linii mąż-żona jest osobista i niejednoznaczna. Wypowiadana szeptem w sypialni, zaraz obok śpiącego syna. Ujawnia się w osamotnieniu, oddaleniu, braku zrozumienia i czułości. Jednak Yana jej nie konfrontuje ani się jej nie poddaje. Po prostu stoi obok i obserwuje. Przemoc między Yaną a inspektorem jest o wiele mocniej zdefiniowana. Jednak molestowanie i gwałt, również nie ustanawiają postaci w konkretnej roli. Mimo iż to doświadczenie niewątpliwie głęboko na nią wpływa, nie definiuje jej jako kobiety i nie ustanawia w pozycji „ofiary” czy „bohaterki”. Yana ponownie staje obok, odmawia ustanawiania się w stosunku do tej przemocy i definiowania siebie poprzez jej doświadczenie.
Wreszcie, oprócz bycia odbiorczynią przemocy, Yana staje się również jej sprawczynią. W ostatniej scenie filmu widzimy jej odwróconą plecami, nieruchomą postać. Na moment zwraca się do męża (kamery) i oznajmia, że zabiła ich syna. Po czym odwraca się ponownie, aby nie spojrzeć już w stronę męża ani widza. Niemożność poznania reakcji Yany uniemożliwia ocenę. Reżyserka znakomicie gra nie tylko z archetypem matki, ale również z oczekiwaniami widza, który domaga się definicji i oceny. Tymczasem zostaje pozostawiony jedynie z faktem przemocy i to od niego zależy jaką pozycję wobec niej zajmie.
Znakomity debiut Dei Kulumbegashvili zadaje pytania o samotność i przemoc, ale zamiast oferować odpowiedzi zmusza widza do spojrzenia na nią z różnych perspektyw, a ważniejsze od reakcji bohaterów jest reakcja samego odbiorcy. Stworzyła również jedną z najciekawszych postaci ostatnich lat. Bohaterkę, która, mimo mnogości nałożonych na nią ról kulturowych, wymyka się wzorcom i odmawia definiowania się poprzez rzeczy, których doświadcza. Jest tylko i aż sobą. Kobietą.
Autorka tekstu: Judyta Słomian (24) – na co dzień mieszka w Berlinie, ale nie lubi zastoju więc często wpada do Polski czy gdzie tam ją poniesie. Studiowała kilka różnych rzeczy, skończyć udało jej się medioznawstwo i komunikację. Obecnie pracuje dla festiwalu filmowego, a w wolnym czasie robi zdjęcia, pisze, kręci filmy i chodzi na protesty.
Zdjęcia: materiały prasowe