Jesienna aura sprawia, że z mniejszymi wyrzutami sumienia odwołuję plany wieczornych wyjść. Zmieniam dżinsy na dres, zawijam się koc i zaparzam rozgrzewającą zieloną herbatę. Siadam w ulubionym fotelu, na kolana wskakuje kotka, a ja, sięgając po książkę, staję się ucieleśnionym stereotypem polonistki. Jeśli też macie podobny przepis na jesień – poznajcie topkę książek, z którymi warto spędzić październik!

1. „Dwunaste: Nie myśl, że uciekniesz” Filip Springer,
Uciekinier przecina swój ślad. Opowieść o dzieciństwie mordercy” Aksel Sandemose
Wydawnictwo Czarne

Półki w księgarniach zapełnione są poradnikami: „Jak żyć hygge”, „Lagom”, „Jak być minimalistycznym jak Skandynawowie”. Jante? Słyszałam o nim tylko pobieżnie. A tymczasem, obok hygge, designu, kuchni, kryminałów i cynamonowych bułeczek Jante jest jednym z najczęściej wymienianych elementów skandynawskiej kultury.

Ortega y Gasset w „Buncie mas” opisywał zjawisko, w którym masa wie wszystko. Nie potrzebuje autorytetu, zasady ustala sama. Podobną wizję społeczeństwa opisał w latach 30. Aksel Sandemose w powieści „Uciekinier przecina swój ślad. Opowieść o dzieciństwie mordercy”. Książka norweskiego pisarza o duńskich korzeniach ukazała się w 1933 roku w Danii. W polskim przekładzie – w lipcu tego roku, nakładem Wydawnictwa Czarne. Dlaczego akurat teraz?

O Jante, enigmatycznym pojęciu, którego interpretacja zależy nie tylko od indywidualnych wyobrażeń, lecz też od dyskursu, w jakim funkcjonuje, zdecydował się napisać Filip Springer w niezdefiniowanej gatunkowo, fikcyjno-reportażowej książce „Dwunaste: I nie myśl, że uciekniesz”. Napisał o nim tak, że powieści, której książka reportażysty dotyczy, nie sposób nie przeczytać. Nie tylko ze względu na prztyczek w nos, który w „Dwunastym” otrzymuje każdy dziennikarz i recenzent szykujący się do pisania o Jante bez znajomości powieści; ale także ze względu na czystą ciekawość. Czym jest Jante?

Jak pisała tak ciekawa i skomplikowana postać, jaką jest Aksel Sandemose?

Odpowiedzi na pierwsze pytanie nie znajdziecie wydrukowanej czarno na białym. Ani u Springera, ani u Sandemose nie wyczytacie tego spomiędzy wierszy. Musicie odkryć ją w sobie.

„Dzieciństwo to najtrudniejsze dni życia”. Sandemose nie bawi się w zmiękczanie zdań, jego opisy dotyczące dzieciństwa są realistyczne i surowe, jak szklana butelka rozbijana o beton.

Skrywające się za ciepłem życia zimno porusza tych, którzy nie boją się bolesnej podróży do środka własnego Ja. Rozdzierają, emocjonują, kolą. To nie są lektury dla tych, którzy wolą ciepełko pustosłowia. Jednak ci, którzy wiedzą, że od miejsc, które nosimy w sobie, nie ma ucieczki, docenią tę emocjonalną podróż.

2. „Cień w cień. Za cieniem Zuzanny Ginczanki” Jarosław Mikołajewski
Wydawnictwo Dowody na Istnienie

Sana, Sanka – tak wołano na wybitną poetkę – Zuzannę Ginczankę – zamordowaną w wieku 27 lat w 1944 roku. Przez długie lata o Ginczance prawie się nie mówiło. Żyła głównie we wspomnieniach przyjaciół: Eryka Lipińskiego, Andrzeja Nowickiego, Ludwiki Stauber. Przełomowym wydarzenie była wystawa „Zuzanna Ginczanka. Tylko szczęście jest prawdziwym życiem…”  w Muzeum Literatury w Warszawie w 2016 roku.

Ja prawdziwy czar Ginczanki odkryłam czytając niesamowity poetycki reportaż Jarosława Mikołajewskiego.

„Ona ucieka. Nie można jej znaleźć. Nie wolno próbować jej schwytać.

To mógłby być film o poetce, dziewczynie, młodej kobiecie, kobiecie w ogóle, którą widać zawsze i tylko od tyłu. Albo z tylnego półprofilu. Widać jedynie jej kark. Lub – powtarzam sam za sobą – jej cień. Tak można by oddać to jej niepodobieństwo. Czy byłoby można naprawdę?…”

Mikołajewski nie próbuje poetki złapać, przyszpilić na kartach historii. Szuka po śladach, z delikatnością zauroczonego poety. Fascynacja Ginczanką przypomina pogoń za cieniem. Próbując odtworzyć jej portret udaje mu się to, co nie udaje się innym. Zarysowuje jej aurę, oddaje jej urok i niesamowity wręcz talent nie tylko do pisania wierszy, lecz także do zjednywania ludzkich serc. Poeta Jan Śpiewak, który po wojnie podał jej wiersze do druku, wspominał: „Jedno miała zielone, drugie niebieskie. Jedno smutne, a drugie kpiące”. Przyjaźniła się z Gombrowiczem, z Tuwimem, często nazywana „Tuwimem w spódnicy”, jednak – jak pisze Izolda Kiec – nie potrzebowała męskiej rekomendacji, by zaistnieć w świecie kultury.

W wierszach bezczelna, prowokująca. „O centaurach” – jedyny zbiór, jaki Ginczanka opublikowała za życia, to tomik napisany przez dojrzałą kobietę. W wieku 19 lat.

Jarosław Mikołajewski zastanawia się nad tajemnicą kobiecości, zatraca się w poszukiwaniach z ogromną czułością i troską. Zrywa z utartym postrzeganiem Zuzanny przez pryzmat fizycznego piękna. Nie decyduje się obejrzeć aktu poetki, ale wnikliwy czytelnik będzie dokładnie wiedział, że tak zarysowanego portretu Ginczanki jak w książce „Cień w cień” nie otrzymał jeszcze nigdy.

3. „Horyzont” – Jakub Małecki
Wydawnictwo SQN

Jeśli nie poznaliście jeszcze prozy Jakuba Małeckiego – koniecznie nadrabiajcie zaległości. „Rdza”, „Ślady” i „Dygot” to jedne z najpiękniejszych powieści: splatających teraźniejszość z przeszłością; supłających balladę i oniryzm z naturalizmem, prowadzących ku sobie zbiegające się w rozpędzonym tempie wątki. Tym razem Małecki pokazuje pazur i przedstawia historię żołnierza próbującego odnaleźć się po misji w Afganistanie. Zespół stresu pourazowego sprawia, że Maniek Małecki nie potrafi już porozumieć się z rodziną, nigdzie nie znajduje dla siebie miejsca. Rytm codziennego dnia wyznaczają wieczorne spotkania z sąsiadką – Zuzą, z którą pijąc alkohol, zazwyczaj milczą przy dźwiękach bułgarskiego rapu; a także opieka nad cierpiącym na głęboką depresję przyjacielem z misji.

To, co stanowi wizytówkę autora, to idealna, trzymająca w napięciu kompozycja. Fragmenty powieści układają się w spójny obraz stopniowo, w doskonale odmierzonym tempie, rozdział po rozdziale, zdanie po zdaniu. Historia dwójki bohaterów stojących w emocjonalnym przedpokoju nabiera tempa i ciekawi aż do finału.

„Horyzont” to opowieść o nieustannym konfrontowaniu się z tym, co było, próbując jednocześnie odnaleźć się w otaczającej nas rzeczywistości. Co znajduje się za horyzontem? Jak reagować na świat, gdy zwyczajnie nie jest się na niego gotowym?

Książka nie dla prostych wzruszeń. Lekkość pióra Małeckiego sprawi, że rozpędzicie się jak fabuła i przeczytacie ją w jeden wieczór.

4. „One płoną jaśniej” Shobha Rao
Wydawnictwo Otwarte

Opowieść, w której jedzenie ryżu z mlekiem i bananem staje się najsłodszą chwilą w życiu wypełnionym przemocą, skrajnym uprzedmiotowieniem, seksizmem i łamaniem duszy kawałek po kawałku. „One płoną jaśniej” to historia niezwykłej siły kobiecej przyjaźni, wstrząsający portret kulturowej mizoginii i bitew toczonych codziennie przez miliony kobiet na całym świecie.

Mimo zniesienia systemu kastowego w Indiach nadal, szczególnie w środowiskach wiejskich, funkcjonuje przekonanie, że urodzenie się kobietą to nieszczęście zarówno dla niej samej, jak i jej rodziny.

Jeszcze większym nieszczęściem jest urodzenie się kobiety w rodzinie biednej.

Historia Sawithy i Purnimy – młodych kobiet pochodzących z małej i biednej indyjskiej wioski – porusza kwestie, o których w naszej europejskiej bańce mówi się zdecydowanie za mało. Nasz głos brzmi głośno i wyraźnie. W Indiach kobiety nie mogą nawet szeptać.

Brak fundamentalnych praw dla obywatelek? Okaleczanie nieposłusznych? Zmuszanie do małżeństw, do seksu, do ciężkich prac? Kobiety w Indiach rodząc się skazane są na dożywocie. Na życie w niewoli mężczyzn, w świecie brutalnym, w którym nie mogą liczyć na nikogo, poza sobą. Książka zdecydowanie nie jest lekturą na przyjemne jesienne wieczory z herbatą w ręku. Dlaczego? Bo nie raz i nie dwa pojawi się chęć, by książką uderzyć o ścianę.

Bohaterki, nie posiadając niczego oprócz własnego ciała, doświadczają niewyobrażalnej przemocy fizycznej i psychicznej od osób obcych, ale także od najbliższych. Gwałty, poniżanie, handel ciałem, niewolnicza, nieludzka praca, a tej ciemności jedno małe światełko – przyjaźń i kobieca solidarność, która karmi wolę życia mimo wszystko.

„One płoną jaśniej” rozbudza wewnętrzny ogień płonący długo po lekturze. 

5. „Chciałbym, żeby dziś się coś wydarzyło” Tomasz Nalewajk
Wydawnictwo Cyranka

Debiut Tomasza Nalewajka i mój debiut, jeśli chodzi o lekturę książek wydawnictwa Cyranka.

Tytuł sugerujący spokój, opisy przyrody niczym wyciągnięte z „Nad Niemnem”, częste zawieszenia akcji, refleksyjność. Nic bardziej mylnego. Przez 700 stron szalejmy razem z głównym bohaterem – Markiem i wręcz błagamy o to, by wreszcie nie działo się nic.

Ale pędzimy w ten wir wydarzeń, wypalamy razem z bohaterem skręta za skrętem, spotykamy z dziewczynami, przeganiamy demony przeszłości, śmiejemy się i płaczemy.

Szybka to powieść, chaotyczna to powieść, ale w tym szaleństwie jest metoda. Być może tylko w taki rockandrollowy sposób można opowiedzieć o nałogach, skomplikowanych relacjach międzyludzkich, rozpadzie rodziny, trudzie odnalezienia się jako dziecko alkoholika. O tym, jak kształtuje nas dzieciństwo i o tym, jak od tej przeszłości się uwolnić. Rodzina – na pozór przykładna. Chronologia fabuły na pozór przypadkowa. Wszystkie fragmenty magnetyzują i układają się w jedną spójną, całość. Przeczytajcie, ale wiedzcie od razu, że po lekturze rozboli was głowa. Tomasz Nalewajk się z nami nie patyczkuje.


Autorka tekstu: Ola Pakieła (27). Polonistka, które na co dzień pracuje w agencji social mediowej, od kilku lat recenzuje polską literaturę współczesną. Kocha późne, leniwe śniadania, swojego kota – Chałkę i spacery po lesie. Kompulsywnie kupuje książki i rośliny, a jej największym marzeniem jest pisanie reportaży i mieszkanie w domku obok jeziora.  Instagram: @olajuliapakiela 

Autorka ilustracji w nagłówku: Karolina – na co dzień mieszka w Gdańsku i studiuje grafikę artystyczną na Akademii Sztuk Pięknych. Ma 24 lata i głowę w chmurach. Interesuje się wieloma rzeczami, a każda z nich prowadzi do nowych rozwiązań artystycznych. Po przyjeździe do Gdańska zakochała się w morskich stworzeniach, które rysowała na każdych zajęciach. Marzy o nurkowaniu i zobaczeniu na własne oczy raf koralowych. Aby poznać mieszkańców wszelkich wód, przeszukiwała w antykwariatach działy biologiczne. Tam zakochała się w starych książkach i osobliwych obrazkach starych gazet. W ten sposób rozpoczęła przygodę z kolażem. Miłośniczka fotografii analogowej, polaroidów i instaxów, ale przede wszystkim kolekcjonerka wspomnień i obrazów wywołanych na papierze fotograficznym. Wielbicielka roślin i dobrej muzyki. 
Instagram kolażowy: @nie.byle.jak
Instagram prywatny: @koordi