W słoneczne sobotnie popołudnie wyruszam na spotkanie z artystką Lilianą Zeic. Zanim dotrę do galerii Artivist Lab, mijam Bramę Prochową na praskim starym mieście. Skręcam w ulicę Hybernská i oto jestem na patio przed wystawą Praktyki grupowe. Wokół siedzący przy stolikach ludzie rozmawiają, piją wino i palą papierosy. Zapowiada się przyjemny, wiosenny wieczór.
Do wystawy wprowadza nas tekst kuratorski: „Projekt rozpoczęty w 2019 roku zawiera serię rozmów i portretów fotograficznych feministycznych grup aktywistycznych działających w różnych miastach w Polsce, które są związane z Czarnymi Protestami lub Strajkami Kobiet – ogólnopolskim ruchem odpowiadającym na próby ograniczenia prawa aborcyjnego w Polsce. Podczas spotkań z grupami z takich miast jak m.in: Bydgoszcz, Toruń, Kłodzko czy Poznań, Zeic skupia się na doświadczeniach, wyzwaniach i celach jakie stawiają sobie pytani aktywiści i aktywistki, a także na ideach kolektywności, które praktykują. W ten sposób seria odsłania kulisy pracy aktywistów, ukazując niewidzialną pracę, niepewną infrastrukturę i osobiste relacje jako rdzeń praktyki oporu.“
Aleksandra Łukaszewska: Ile czasu Ci zajęło zebranie materiału? Jak to się zaczęło?
Liliana Zeic: Ten projekt realizowałam w bardzo krótkim czasie, zajęło mi to pół roku, około trzy lata temu. Od tamtej pory do niego nie wracałam. Wtedy jeszcze byłam częścią Manify Toruńskiej. Jest to grupa, która działa na rzecz praw kobiet w moim rodzinnym mieście. Z ogromnej fascynacji do praktyk grupowych i grup feministycznych zrodził się pomysł, żeby w bardzo prosty i nieprzetwarzający sposób uchwycić ich pracę. Nie skupiając się przy tym na najbardziej publicznych, głośnych i widocznych objawach aktywizmu, jakimi są demonstracje czy nagłówki prasowe. Zależało mi na pokazaniu drugiej, lustrzanej strony aktywizmu. Niewidzialnej pracy, która jest wykonywana, żeby do pewnych działań mogło dojść. Stąd wziął się mój pomysł. W tamtym okresie miałam więcej styczności z przestrzeniami aktywistycznymi. Uczyłam się, żeby być trenerką i facylitatorką, która pomaga grupom aktywistycznym. Od zawsze interesowały mnie sposoby i narzędzia, które sprawiają, że hierarchiczne i patriarchalne struktury oraz normy, do których jesteśmy przyzwyczajeni można przekraczać. Podczas wystawy, nad którą wtedy pracowałam (wystawa Skutki Uboczne w Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu), mierzyłam się z podwójną rolą bycia artystką i aktywistą. Dlatego zaproponowałam grupom spotkanie i rozmowę w celu poznania ich sposobów bycia razem. Bazowałam głównie na fotografii i wywiadzie, czasem skupiłam się bardziej na jednym, czasem bardziej na drugim. Wynikiem spotkań jest to, co możecie zobaczyć na wystawie, ten bardzo malutki kawałek krajobrazu polskiego ruchu aktywistycznego. Do wystawy w Pradze doszła kolejna część, czyli moje spotkanie z Ciocią Czesią.

Czy to Ty zaprosiłaś Ciocię Czesię do współpracy?
Zaproponował to kurator Tomek Pawłowski-Jarmołajew. Bardzo się z tego powodu ucieszyłam. Ciocię Czesię znam i szanuję za pomaganie polskim kobietom w aborcji. Uznałam to za idealny pomysł, żeby nie tylko zrobić wywiad i zdjęcia, ale zaproponować osobom z grupy, że podzielę się przestrzenią wystawy. Przez dwa miesiące trwania wystawy aktywistki mogą korzystać z przestrzeni galerii do swoich celów. Uważam, że to ważne, żeby łączyć te dwa obszary. Oswajać się ze sobą nawzajem.
Dlaczego Praga?
Wynika to z profilu galerii, która skupia się na mniejszościach, które mieszkają w Pradze. Jest to kolejna wystawa z cyklu Artivist Lab, która opowiada o tym co jest na marginesie czeskości. Cały kolektyw Cioci Czesi mieszka w Pradze od wielu lat. Są zakorzenione w kontekście, dość dobrze znane i znani w Pradze, a jednocześnie są to migrantki i migranci.
Przedstawiasz ciekawą perspektywę. Obserwuję Ciocię Czesię od jakiegoś czasu. Wyobrażałam sobie ich pracę jako wielkiej i sprawnie działającej organizacji. Tutaj mogę zobaczyć ich twarze. Okazuje się, że jest to niewielka grupa, która robi wielką robotę.
Absolutnie. Poznały się w internecie, skrzyknęły się przez messengera i zaczęły razem pracować. W tym momencie pomagają nawet stu osobom miesięcznie. Dziewczyny, migrantki stwierdziły, że nie są w stanie na co dzień uczestniczyć w polskiej walce, postanowiły, że będą pomagać w miejscu, w którym mieszkają. Robią coś bardzo ważnego, ponieważ niosą konkretną pomoc osobom w sytuacji kryzysowej, szczególnie, że w Czechach aborcja z przesłanek embriopatologicznych jest legalna do 24 tygodnia ciąży (liczona od pierwszego dnia ostatniej miesiączki).
Czy trudno było Ci dotrzeć do tych osób?
Nie było to dla mnie trudne, ponieważ nie jestem osobą z zewnątrz. Występuję z podwójnego świata: sztuki i aktywizmu. Ale jest to wymagające, bo te dwa światy często sobie wzajemnie nie ufają. Mają bardzo różne definicje feminizmu czy queeru. Bardzo interesująca jest dla mnie mnogość sposobów, w jakie grupy aktywistyczne pracują na co dzień. To, czy jest to grupa zamknięta czy otwarta, czy jest hierarchiczna, w jaki sposób podejmuje decyzje, jak myśli o decydowaniu. Jesteśmy przyzwyczajeni, że wygrywa ten, kto jest głośniejszy, albo kogo stanowisko jest liczniejsze. A istnieje przecież więcej sposobów decydowania. Jednym z nich jest na przykład konsensus. Nie jest to łatwy sposób, bo oznacza, że decyzja którą podejmuje się w grupie, jest podejmowana za zgodą każdej z osób. Finalnie dochodzi się do ustaleń, które są zadowalające dla wszystkich uczestników.
Czujesz się bardziej artystką czy aktywistką?
Czuję się bardziej artystką. Mówię o sobie: artystka z backgroundem aktywistycznym. Sztuka to jest moja praca. Jest to zawód, z którego się utrzymuję. Jestem artystką, która zastanawia się nad hierarchiami w systemie, w którym przyszło mi funkcjonować, także w systemie świata sztuki. Zdecydowanie jestem artystką, chociaż ta wystawa taka nie jest! Jest inna niż to, co robię na co dzień. Tutaj jest mało metafory i przetworzenia, dominuje prostota.
Skąd ta surowość w narracji wystawy?
Projekt dopasowałyśmy do profilu galerii, który ma łączyć aktywizm i sztukę oraz do chęci podzielenia się przestrzenią z grupą aktywistyczną. Dlatego nie dodawałam żadnych metafor, żadnych innych projektów, postawiłam na proste zestawienie.
Czy uważasz, że da się być w sztuce apolitycznym?
Nie da się. W życiu nie da się być apolitycznym. Osoby, które uważają, że mogą robić apolityczną sztukę, mają przywileje, z których nie zdają sobie sprawy. Nie zauważają, że występują z politycznej pozycji, nawet jako normatywni, heteroseksualni, biali, mężczyźni – być może tym bardziej. Myślę, że samo moje bycie jest polityczne, jako qeerowej lesby z Polski.

Materiały do wystawy zbierałaś trzy lata temu. Czy to ma jakieś znaczenie?
Tak, teraz powstały tylko fotografie i rozmowa z Ciocią Czesią. W tych zdjęciach zawarta jest cezura czasowa. Dopiero teraz widzę, jaki to malutki wycinek rzeczywistości. Tego wszystkiego, co działo się wówczas Polsce. Ciocia Czesia występuje już w zupełnie innym momencie politycznym, w innym kontekście praw reprodukcyjnych. Grupa powstała około półtora roku temu, czyli gdy Trybunał Konstytucyjny w Polsce zakazał aborcji z powodu wad płodu, jeszcze bardziej ograniczając i tak już restrykcyjne prawo. Stworzył tym samym jedno z najbardziej radykalnych praw reprodukcyjnych w Europie. Ciocia Czesia powstała z jeszcze większego wkurwienia.
Z perspektywy czasu aktywizm się zmienił?
Zdecydowanie. Teraz patrząc na te rozmowy, które prowadziłam trzy lata temu, to zauważam, że dużo się zmieniło. Wzrosła akceptacja do tego, co nielegalne. Istnieje także większe przyzwolenie na nieposłuszeństwo obywatelskie. Aktywizm jest mniej grzeczny, stał się bardziej codzienny. To są struktury, których się już nie zabierze. Istnieją od jakiegoś czasu i bardzo łatwo pobudzić je do działania, kiedy przyjdzie taka potrzeba.
Co Ciebie jako artystkę najbardziej interesuje w tym jak tworzą się takie grupy?
Pamiętam, jak spotkałam się po raz pierwszy ze Strajkiem Kobiet Wrocław. Był to wówczas zalążek Strajku Ogólnopolskiego. We Wrocławiu w 2016 roku powstał ruch, który wywarł wpływ na ogromną skalę. Było to dla mnie wzruszające i piękne, pójść do domu Marty i Natalii, które w swoim salonie tworzyły jego struktury, między kawką i herbatką. Te spotkania były bardzo domowe. To, że odbywały i odbywają się w mieszkaniach, w miejscach pracy, jest bardzo ważne. Toruńskie Dziewuchy spotykały się w salonie meblowym jednej z nich. To są miejsca, które są zupełnie inne niż demonstracje.
Interesuje Cię kontrast tych dwóch światów?
Absolutnie, uwielbiam ten kontrast. Z jednej strony tego ciepła i domowości w opozycji do demonstracji i wychodzenia na ulicę. Fascynują mnie feminizm i radykalność, które rodzą się w kuchni.
To chciałaś pokazać na zdjęciach?
Tak. Dlatego to są zdjęcia przy herbacie i cieście. To nie są zdjęcia masowych, wielotysięcznych protestów na ulicach, one nie są „seksowne” medialnie. To są momenty pracy i spotkania. Dla mnie jest to podszewka demonstracji, druga strona aktywizmu, która jest niewidzialna. Są to godzin pracy, ustalania, dogadywania, podejmowania decyzji, pisania tekstów i dzielenia się obowiązkami. Potem widocznych jest kilka głośnych osób, które potrafią zabrać głos. Dlatego uważam, że najbardziej medialne i widoczne role, nie powinny być w rękach kilku osób liderskich. Moim zdaniem powinny być rotujące. Wiele grup tak nie uważa. Bardzo prosto jest zawłaszczyć i myśleć o tym, że ta jedna osoba, która mówi – stworzyła ruch, a tak nie jest. Ruch tworzą osoby, które wykonują ciężką pracę, której nie widać.
Chciałabyś, żeby myśleć o tym jako o kolektywnej pracy?
Tak, dokładnie.
Czy ważne dla Ciebie w tej wystawie było, aby pokazać, że bycie aktywistką to praca?
Tak, to jest wiele godzin pracy, którą się wykonuje za darmo. Kawał życia, który poświęcasz na aktywizm, także wysiłek emocjonalny.
***
Liliana Zeic (dawniej Liliana Piskorska) – rocznik 1988, artystka wizualna, doktora sztuk pięknych, queerowa feministka. W swojej praktyce artystycznej analizuje problematykę społeczną z perspektywy radykalnej wrażliwości, zajmuje się tematem queerowości i nieheteronormatywności oraz czerpie ze swoich doświadczeń wychowywania w regionie Europy Środkowo-Wschodniej.
Strona: ilianapiskorska.com
Wystawę Praktyki grupowe można oglądać w galerii Artivist Lab w Pradze do 31.05.2022.
Tekst: Aleksandra Łukaszewska – absolwentka kulturoznawstwa ze specjalnością krytyka artystyczna na Uniwersytecie Wrocławskim. Obecnie stażystka przy programie Artists-in-Residence w MeetFactory w Pradze. Interesują ją działania kulturalne i artystyczne, które podejmują istotne problemy społeczne.
Zdjęcia: Josef Rabara
1 komentarz
Komentarze wyłączone.