Samotnica. Dwa życia Marii Dulębianki
Karolina Dzimira-Zarzycka
Marginesy

„Miała mowy długie i radykalne. Opuszczała fotel, jeśli się z czym nie zgadzała. Wygrażała parasolką” – tak opisywano Marię Dulębiankę w połowie XX wieku, kilkadziesiąt lat po jej śmierci. Kiedy trafiłam na ten opis w książce Samotnica. Dwa życia Marii Dulębianki Karoliny Dzimiry-Zarzyckiej, urzekł mnie od razu, bo w trzech zdaniach pokazuje, jak barwną, ale też zdecydowaną postać autorka postanowiła opisać.

Dulębianka jest osobą znaną w Polsce głównie przez jej związek z Marią Konopnicką. Jej działalność feministyczna z przełomu XIX i XX wieku została trochę zapomniana – tak jak zresztą działalność większości kobiet – i dopiero teraz powoli wkracza do mainstreamu. Ta książka to ważny krok, bo szczególnie wydarzenia ostatnich miesięcy pokazują, że dobrze jest znać historię własnego podwórka – czytanie feministycznych klasyków ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii czy Francji jest super, jednak warto pamiętać, że polski kontekst rozwijania się tego ruchu jest nieco inny.

Samotnica. Dwa życia Marii Dulębianki to dość potężna książka – ma ponad 500 stron – jednak napisana jest w taki sposób, że człowiek po prostu przez nią płynie. Świetnie zachowana jest proporcja między biograficznym przywoływaniem źródeł, a opisywaniem ciekawej historii, jakim było życie artystki i działaczki. Autorka wykonała ogromną robotę reporterską zbierając i docierając do różnych źródeł, jednak czytelnik nie ma wrażenia bycia nimi przytłoczonym. Dużą zaletą są też krótkie wpisy pomiędzy rozdziałami skupiające się na kontekście związków między kobietami i życiem niezamężnych kobiet w XIX wieku –  pozwalają one czytelnikowi zrozumieć lepiej bieg życia bohaterki książki, a nierzadko też dowiedzieć się kilku nowych rzeczy i przełamać stereotypy zbudowane na lekcjach historii czy języka polskiego. Dodatkową zaletą książki jest jej przepiękne i czytelne wydanie.

Zgodnie z tytułem wydaje się, że Dulębianka rzeczywiście miała dwa życia, pierwsze – jako malarka i drugie jako działaczka ruchu kobiecego. Jednak zapowiedź wrażliwości społecznej widzimy już w tematach podejmowanych przez Dulębiankę w malarstwie, na co zwraca uwagę Dzimira-Zarzycka – zawsze malowała tzw. „zwykłych ludzi”, nie interesowały je sceny biblijne czy historyczne, wówczas uznawane za „prawdziwe malarstwo”, na których karierę robili najbardziej uznawani malarze. Oczywiście mężczyźni. To brak możliwości rozwoju kariery malarskiej zaprowadził Dulębiankę do działalności feministycznej, a więc te dwa życia przeplatały się ze sobą, jednak w końcu Maria-malarka musiała ustąpić Marii-aktywistce. Z książki wyłania się obraz fascynującej, ale też tajemniczej kobiety – pamiętniki, które pozostawiła po sobie to tylko skrawki zdań lub pojedyncze słowa. Dulębianka całe życie nie pracowała „na siebie”, tylko dla sprawy – zawsze zależało jej na dobru innych, a niekoniecznie na rozsławieniu własnego nazwiska. Chyba nie muszę dodawać, że problemy, z którymi się mierzyła – nierówność w dostępie do edukacji, presja społeczna dotycząca wyjścia za mąż, ale też problemy z coraz droższym najmem mieszkań – są wciąż aktualne.

Dzimira-Zarzyca z oczywistych przyczyn poświęca dużo miejsca relacji Dulębianki i Konopnickiej. Trudno ocenić tę relację z dzisiejszych perspektyw i powiedzieć, czy była to przyjaźń czy związek – zresztą mało którą relację z tamtych czasów można byłoby nazwać współczesnym związkiem – jednak mam wrażenie, że pytanie brzmi: czy w ogóle musimy to oceniać? Potrzeba szukania queerowych postaci w historii jest zrozumiała, jednak sam sposób życia Dulębianki i Konopnickiej był w pewien sposób „queerowaniem” rzeczywistości, dość popularnym zresztą w tamtych czasach – dwie kobiety mieszkały ze sobą i dzieliły życie, dzięki temu nie musiały z przyczyn materialnych wychodzić za mąż lub miały możliwość wygodnego i niesamotnego życia po śmierci męża lub rozwodzie, niekoniecznie musiały (aczkolwiek w niektórych przypadkach mogły) je łączyć kontakty seksualne. Taka relacja doczekała się nawet własnej nazwy – były to „małżeństwa bostońskie”. Kto wie – może w obliczu kryzysu mieszkaniowego nie byłoby wcale głupią myślą ich przywrócenie?

Sama relacja dwóch kobiet jest pokazana w bardzo wzruszający sposób – mnóstwo tu wsparcia i pomocy wzajemnej, a przy okazji humoru – przywołując rozmaite źródła autorce książki udaje się pokazać, że bez wątpienia dwie Marie były dla siebie najbliższymi osobami, chociaż same ich charaktery wydają się przeciwstawne – Dulębianka była skupiona na prawach kobiet, wesoła, emocjonalna i nie brała życia „zbyt serio”, Konopnicka z kolei to patriotka, nierozumiejąca potrzeby aktywizmu w kwestii kobiet (aczkolwiek popierająca go z dystansu), poważna, wiecznie narzekająca i – jeśli będziemy ją oceniać z dzisiejszej perspektywy – delikatnie mówiąc dość nieprzyjemna.

Z Dulębianki śmiało się wielu, przede wszystkim mężczyzn, także tych, którzy do tej pory są uznawani za autorytety – jednak ona się tym nie przejmowała, co najwyżej komentowała w kąśliwy sposób lub im wtórowała. Umarła, typową śmiercią działaczki, która była jedną z tych śmierci „w trakcie życia”, kiedy jest jeszcze tyle do zrobienia, zaledwie rok po wywalczeniu prawa wyborczego przez kobiety oraz odzyskaniem niepodległości przez Polskę. Warto przeczytać jej biografię, żeby zdać sobie sprawę, że w naszej historii mamy dużo więcej inteligentnych i odważnych kobiet niż uczono nas na lekcjach historii. W końcu Maria Jaworska, również działaczka społeczna, tak pisała o Dulębiance po jej śmierci: „(…) wychowała całe zastępy kobiet realizujących jej ideę. Z jej ducha my wszystkie jesteśmy”.


Tekst: Emilia Osmólska (23) – licencjonowana językoznawczyni i przyszła socjolożka. Kiedyś chciała być księżniczką, aktualnie jej wymarzona przyszłość to pokaźna gromada piesków i balkonowy ogródek, który przeżyje więcej niż kilka tygodni – to drugie powoli się spełnia. Uwielbia hummus, tort bezowy i ogórki konserwowe.