Zatrzymaj się na chwilę i sięgnij pamięcią do swojego dzieciństwa. Na pewno nieraz zdarzyło Ci się widzieć, jak członek rodziny sięga do apteczki lub szafki po brzegi wypełnionej lekami. Tabletki na ból głowy, pleców, gardła. Być może wasi dziadkowie gromadzą lub zażywają ogromnej ilości leki lub sami łapaliście się na tym, że zażywaliście o tabletkę lub dwie więcej, niż trzeba, w nadziei, że szybciej uśmierzy to ból.

Oczywiście, nie da się zaprzeczyć, że leki są nam potrzebne i posiadanie ich w domu czy w torebce jest jak najbardziej w porządku. Warto jednak czasami się zastanowić, czy dawka leków, które przyjmujemy. jest konieczna i zdrowa dla naszego organizmu. Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, do czego może doprowadzić: „wezmę drugą tabletkę, tak na wszelki wypadek” za każdym razem, kiedy odczuwaliście ból lub dyskomfort?

To, o czym chcę wam opowiedzieć, to lekomania (inaczej – zależność lekowa). Jest ona uzależnieniem od leków, które w swoich skutkach jest równie niebezpieczne, co uzależnienie od środków psychoaktywnych, takich jak alkohol, narkotyki czy dopalacze.

Problem uzależnienia od leków, jak i jego symptomy, są jednak często bagatelizowane, co prowadzi do zatrucia, a nawet przedawkowania lub śmierci.

Lekomanami bywają osoby, które chorują przewlekle i często są zmuszone do zażywania dużej ilości leków, ale nie tylko one są narażone na ten problem. Możecie pomyśleć, że przecież wystarczy przeczytać ulotkę dołączoną do opakowania, aby wiedzieć, jaka dawka jest szkodliwa lub może prowadzić do uzależnienia, albo że znacie swój organizm najlepiej i wiecie, ile tabletek możecie zażyć.

Pozwól, że opowiem ci historię osoby chorującej na lekomanię, która swoją pewność co do limitu wytrzymałości swojego organizmu prawie przypłaciła życiem. Pierwszy raz po większą dawkę leków sięgnęła w 5. klasie podstawówki, po to, aby się rozchorować – nie chciała iść do szkoły, w której ją szykanowano. Nie udało się, a dziewczynka przez cały dzień czuła się oderwana od rzeczywistości. Dopiero po latach dowiedziała się, że była „na haju”.

Wkraczając w wiek nastoletni, za którym szły kolejne, jeszcze większe problemy i stres, szukała sposobu na chwilę zapomnienia. Przypomniała sobie o sytuacji z podstawówki – sięgnęła do szufladki po leki nasenne, które dobrze znała przez własne problemy ze snem, wyjęła ulotkę, aby wyliczyć, jaka dawka będzie wystarczająco bezpieczna, aby nie przedawkować, ale też jaka zapewni jej odpowiednie odczucia. Trwało to kilka kolejnych lat, przez które, z drobnymi przerwami, testowała coraz to nowsze leki i ich dawki.

Dziewczynka, o której mowa, to oczywiście ja.

Choruję na lekomanię od kilku lat i, jak podczas każdej walki z uzależnieniem, mam swoje wzloty i upadki. Od dziecka zmagałam się z byciem prześladowaną, chorowałam na depresje i nie byłam ulubienicą losu. Leki traktowałam jako odskocznię od szarej rzeczywistości i jako chwilę zapomnienia, relaksu. Moment, kiedy byłam sama w domu lub gdy wszyscy szli spać, a ja zamykałam drzwi na klucz i zażywałam leki, był czymś, co pozwalało mi przetrwać dzień i tylko na to czekałam. Skąd miałam leki lub co robiłam, kiedy mi ich brakowało? Odpowiedź jest prosta.

W moim domu leków nie brakowało, apteczka czy szufladka były zawsze pełne, a jeśli zdarzyło się, że nie było w nich leku, na którym mi zależało, to najczęściej symulowałam chorobę lub wyolbrzymiałam cierpienie, aby dostać receptę od lekarza.

Z czasem też znalazłam towarzystwo, które miało podobne „hobby”, więc zorganizowanie potrzebnych leków nie stanowiło większego problemu.

Nie obchodziło mnie to, czy się obudzę następnego dnia – zależało mi jedynie na tym, aby lek zadziałał, i aby nikt z bliskich nie wiedział, co robię za zamkniętymi drzwiami pokoju. Chociaż cenę za przeżycie nocy (jakbym mogła mieć jeszcze o to pretensje), płaciłam niemalże każdego ranka. Najniższą było trwające cały dzień zmulenie, problemy z koncentracją czy nudności lub kilkadziesiąt wiadomości i nieodebranych telefonów od wystraszonych znajomych, do których, jak się potem okazywało, wysyłałam filmiki, na których byłam przerażona, zapłakana i krzyczałam, że ktoś jest w moim pokoju i chce mnie zabić, z czego potem musiałam się tłumaczyć i wymyślać coraz to nowsze usprawiedliwienia swojego zachowania (podobnych historii mogłabym opisać jeszcze kilkanaście).

Jednak najwyższą ceną była noc, w której posunęłam się o krok za daleko i przedawkowałam. Jedyne, co pamiętam z tej nocy, to moment zażycia leków w mieszkaniu mojego znajomego oraz pobudkę w szpitalu, gdzie od lekarza dowiedziałam się o całej sytuacji i płukaniu żołądka.

Wtedy moja pewność co do limitu wytrzymałości mojego organizmu zmalała, ale nie powstrzymała mnie przed dalszym zażywaniem leków – traktowałam całą sytuacje jak „drobny wypadek przy pracy”.

Potrzebowałam jeszcze kilku podobnych wpadek, aby zrozumieć, że to, co robię z dnia na dzień, mnie wyniszcza, i że pora sięgnąć po pomoc. Po kilku podejściach do terapii odwykowej, na której otrzymałam indywidualny tok leczenia, oraz dzięki wsparciu bliskich i swojej determinacji do walki z uzależnieniem, w swoim tempie z niego wychodzę. Nie jest to proste, bo mimo że leków już nie biorę, to ochota sięgnięcia po nie bywa męcząca i często demotywująca, a zespół abstynencyjny (pojawia się przy odstawieniu leków i najczęściej wiąże się z podobnymi skutkami co odstawienie alkoholu lub narkotyków) też nie pomaga.

Przez długi czas nikt nie wiedział o moim uzależnieniu. Na początku nic nie mówiłam, żyłam w obawie, że ktoś mi odbierze jedyną rzecz, która dawała mi chwilę relaksu. Z czasem chęć opowiedzenia o problemie zagłuszał też wstyd.

Lekomania jest trudna do zdiagnozowania, dodatkowo temat ten nadal jest pomijany i rzadko lub prawie wcale nie poruszany, przez co świadomość choroby jest znikoma.

Trudno też ocenić, czy ktoś przyjmuje leki z uzasadnionego powodu, czy już powinno to wzbudzać nasz niepokój. Dlatego jeśli podejrzewacie ten problem u swoich bliskich czy znajomych, warto zwrócić uwagę na kilka ich zachowań – na przykład zmiany osobowościowe, sięganie po coraz większe dawki leku, zobojętnienie czy sięganie po lek mimo braku takiej konieczności.

W rozmowach z osobami uzależnionymi czy ich bliskimi bardzo często słyszałam poczucie winy ze strony członków rodziny czy przyjaciół, którzy w porę nie zorientowali się, że ich babcia czy ciocia cierpi na lekomanię.

Dodatkowo od lat niepokojąca „moda” wśród młodych osób (w tym i dzieci), którą jest wyszukiwanie na forach internetowych leków bez recepty, które będą w stanie dostarczyć im wrażeń, doprowadziła już do masy przedawkowań, a nawet przypadków śmierci.

Jeśli sam zmagasz się z takim problemem lub podejrzewasz, że ktoś z twojego otoczenia choruje na lekomanię, pomocy możesz szukać tu:

Telefon zaufania dla osób uzależnionych i ich rodzin – 61 843 01 01;

Placówka BeFree – 694 704 706.


Autorka tekstu: Mia (21) – artystka, aktywistka i założycielka grupy GirlsTalksForAll dla dziewcząt i chłopaków, na której porusza m.in. tematy społeczno-polityczne i ciałopozytywne. W wieku 4 lat pierwszy raz stanęła na scenie i do tej pory prężnie na niej działa. Wolny czas między nauką scenariuszy w krakowskich autobusach miejskich, a pracą nad własną muzyką, spędza na umacnianiu relacji z Matką Naturą, księżycowym tańcu lub na marzeniach o lawendowej lemoniadzie. Sen dawno porzuciła na rzecz pielęgnowania i realizowania pomysłów jej kreatywności. Niesamowicie wspiera wszelkie dziewczęce inicjatywy, a na swoich social mediach przybliża i porusza temat lekomani oraz zdrowia psychicznego. 
Instagram osobisty: @miaoficjalnie
Instagram GirlsTalksForAll: @girlstalksforall

Autorka ilustracji: Julia Kruszyńska – ilustratorka i projektantka graficzna. Studia skończyła na wrocławskiej ASP w Pracowni Książki. Na co dzień pracuje jako grafik dla małej firmy zajmującej się produkcją soków z niedoskonałych owoców. W wolnych chwilach amatorka dobrego smaku.
Instagram: @not_seriously_designed