Głód. Pamiętnik (mojego) ciała
Roxanne Gay
tłum. Anna Dzierzgowska
Wydawnictwo Cyranka

Dostałam tę książkę do recenzji ponad dwa miesiące temu. Warsztatowi autorki Bad Feminist nie mam nic do zarzucenia: język jest przystępny, choć nie operuje banałami, lektura jest poruszająca i płynie szybko. Mimo to obiecanego tekstu nie oddałam w terminie. Zdecydowałam się wybaczyć sobie tę opieszałość. Czytając Głód jako osoba gruba i jako kobieta, zatrzymywałam się, by ochłonąć. Zabierając się za komentarz – długo się wahałam. Ile umieścić w nim samej siebie? Jak bardzo wolno mi uogólniać intymne doświadczenia, którymi dzieli się autorka, by nie zawieść jej zaufania? Jak zachęcić do lektury (która jest tego warta!) i uprzedzić o tym, jak będzie trudna? Potraktujcie ten wstępny akapit jako trigger warning, którym powinna być opatrzona cała książka.

Trauma z przeszłości i traumatyczna codzienność

Głód jest opowieścią o traumie. O traumie, która wynika z przekroczenia fizycznej granicy ciała i o tej powtarzającej się wielokrotnie, za każdym razem, gdy to samo ciało staje się przedmiotem kontroli i oceny. Za każdym razem, gdy okazuje się być niedopasowane do świata – lub świat nie pasuje do niego. Jako czytelniczka pozwalam sobie na taki podział. Czytając o brutalnym gwałcie, myślę o kulturze, która na to pozwala, i prawie, które nie chroni ofiar. O edukacji, która nie podejmuje tematu consentu. Z kolei doświadczenia życia w grubym ciele mogę rozpatrywać w kontekście bliskich mi ruchów społecznych. Przyglądać się temu, jak grubość, kolor skóry czy orientacja seksualna wpływają na funkcjonowanie w świecie i zastanawiać się, jak sprawić, by publiczna przestrzeń stała się bardziej inkluzywna. Autorka nie ma tego luksusu. Opowiadając o własnym życiu, łączy nawracające wspomnienia z trudną codziennością, niewygodne oczekiwania społeczne z własnymi lękami i pragnieniami. Intymny pamiętnik staje się więc zaangażowanym społecznie manifestem, a obserwacje wspólnoty okazują się być dotkliwie osobiste.

Przemoc, choć wisi w powietrzu od pierwszych akapitów i zdaje się być nieunikniona, ostatecznie wydarza się nagle. Jest okrutna i szczegółowo zobrazowana. Autorka zdaje się chcieć, by osoba czytająca poczuła zapach krzywdzących ją osób i ich ciężar. Jesteśmy w najbardziej dramatycznym wydarzeniu jej życia, zaraz obok niej. To niewygodne miejsce, a ona nie stara się nam tego ułatwić. Świadkujemy scenie gwałtu z bardzo bliska, jednak całkowicie biernie. Patrzymy, by potem z równą niemocą obserwować zamknięcie się w sobie narratorki i serię jej autodestrukcyjnych zachowań, których nikt z otoczenia nie potrafi powstrzymać.

Głód. Pamiętnik (mojego) ciała, Roxanne Gay, tłum. Anna Dzierzgowska, Wydawnictwo Cyranka

Ciało niewidzialne, ciało publiczne

Konsekwencje traumy są złożone, jednak to, co dzieje się z ciałem, widać najwyraźniej. Z upływem czasu ciało bohaterki staje się grube. Coraz grubsze. Nie dzieje się to mimochodem, a jest skutkiem metodycznego, celowego działania. Po co? Gay wyjaśnia, wielokrotnie: „Znalazłam sposób na to, żeby ukryć się, pozostając na widoku”. Ukrycie staje się tu synonimem bezpieczeństwa. „Robiłam się coraz większa. Robiłam się bezpieczniejsza” – pisze o czasie niepohamowanego głodu. Wie przecież, jak odpychające dla wielu może być grube ciało.

Niewidzialność nie jest jednak całkowita. Ciało, które jest inne, przyciąga wzrok. Ciało grube, ciało czarne, ciało nienormatywne – rodzi komentarze. Historia bohaterki to także historia słyszanych przez nią rad, pouczeń i zatroskanych min. O ciele, które jest grube, bez ogródek wypowiadają się lekarze, nauczyciele, rodzice, a nawet ludzie zupełnie obcy. Robią to rzekomo w dobrej wierze – widzą w nim problem do rozwiązania. „Rodzice natychmiast zaczęli traktować moje ciało jako coś w rodzaju sytuacji kryzysowej” – zauważa Gay już jako nastolatka. Latami poddaje swoje ciało kolejnym – chcianym lub nie – rygorom i wie, że nagradzana jest dyscyplina, a jej brak karany. „Rodzice byli zadowoleni, że odzyskałam kontrolę nad ciałem” – napisze po powrocie z obozu odchudzającego, regulującego codzienne aktywności i żywność. I choć w tym spostrzeżeniu widać krytykę kultu szczupłości, Gay nie opiera mu się całkowicie. Choć ze złością opisuje programy o odchudzaniu i ich szkodliwość, szczupłość ją fascynuje, osoby cierpiące na anoreksję bywają wręcz obiektem zazdrości. Napięcie między próbą dopasowania się do norm wyglądu a buntem wobec nich powraca przez całą książkę.

Ciało zawadzające

„Kiedy jestem wśród ludzi, odmawiam sobie prawa do przestrzeni, starając się zwinąć w sobie, sprawić, żeby moje ciało stało się niewidzialne, mimo że w rzeczywistości jest okazałe i widoczne. Odmawiam sobie prawa do wspólnych podłokietników, no bo z jakiej racji miałabym narzucać siebie innym? Odmawiam sobie wstępu do wszystkich miejsc, gdzie ktoś mógłby mnie zobaczyć albo gdzie mogłabym zawadzać”.

Ten fragment przywodzi mi na myśl wiersz Lily Myers o znikających kobietach. Myers opisuje kobiety w jej rodzinie jako zajmujące stopniowo coraz mniej przestrzeni i mówiące coraz mniej, ustępując pola mężczyznom. Opowiada o ciszy, dostosowaniu się, przepraszaniu. Przyglądając się własnym zaburzeniom odżywiania, Gay diagnozuje ich źródło niemal identycznie.

Konsekwencje niedostosowania do oczekiwań to nie tylko zatroskany wzrok lekarza czy konieczność kupowania ubrań w specjalnych sklepach. Niesforne ciała wykraczają nawet poza to, co uważamy za normę otyłości – codziennie mierzą się z przestrzenią, która nie jest w stanie sprostać ich potrzebom. W jednym z bardziej przejmujących fragmentów książki Gay opisuje, jak korzystanie z wąskich krzeseł i foteli – to zwykłe meble, pozornie neutralne – sprawia jej fizyczny ból. Zajmowanie przestrzeni większej niż przewidywana znów jest na granicy widzialności i niewidzialności – niezręczna i skłaniająca do odwracania wzroku. Chcę zniknąć, dopóki moje ciało nie przestanie stanowić widowiska – zapisze w pewnym momencie autorka.

To nie jest książka o grubopozytywności

Autorka wspomina o tym ruchu – trudno tego uniknąć – i docenia jego znaczenie. Wytyka mu jednak problemy – nie zgadza się na presję samoakceptacji, zauważa wewnętrzne wykluczenia. Czy osoba „skrajnie i chorobliwie otyła” i „plus size” mają takie same potrzeby? Gay zostawia nas z dość gorzkimi refleksjami.

Nie spodziewajcie się też „szczęśliwego zakończenia”. Nie ma konkluzji. Autorka dzieli się swoją drogą, w której stopniowo odnajduje własny głos i pozwala sobie na gniew i przyjemność, na wstyd i na radość. Opowiada o sobie – znając miejsce, z którego się wypowiada, wykluczenia i przywileje, które kształtują jej pozycję. Samoświadomość pozwala jej uniknąć ogólników i być uczciwą.  Opowiada też w imieniu innych – tych, które jeszcze nie poczuły, że mogą. Tu znajduje wspólnotę doświadczeń i społeczne uwarunkowania indywidualnych przeżyć. W tym połączeniu – moim zdaniem – tkwi wartość tej książki.


Tekst: Krysia Lewińska – antropolożka, aktywistka. Czyta, słucha, pisze, chodzi po lesie, uprawia chwasty i zbiera te nieuprawiane.