Na kartach dziennika malarki Anny Bilińskiej pojawia się cała galeria najbliższych przyjaciółek, oddanych koleżanek, wesołych znajomych. Niektóre zmieniły jej życie.
Gdy Anna Bilińska (rocznik 1857) postanawia być malarką, akademie sztuk pięknych są jeszcze niedostępne dla studentek. Kobiety wybierają indywidualne lekcje u mistrzów lub naukę w prywatnych szkołach.
W Warszawie najlepsze kursy malarskie prowadzi Wojciech Gerson. Wykształci dziesiątki najważniejszych polskich artystek i artystów. To właśnie na jego zajęciach Bilińska nawiąże znajomości, które przetrwają całe jej życie.
Najpierw Anna wspólnie z koleżankami ze szkoły – Zofią Stankiewicz i Marią Klass-Kazanowską – wynajmuje pracownię przy Nowym Świecie. To w końcu spory wydatek, a ze względów obyczajowych lepiej trzymać się razem.
Po zakończeniu kursów nadchodzi czas na podjęcie decyzji: co z dalszą karierą? Anna się waha. „Aż tu przychodzi list od mamy, w którym donosi, że mogłabym z pp. Stankiewicz jechać do Paryża!”. Propozycja Zosi, czyli wspomnianej Zofii Stankiewicz, to nieoceniona szansa. Prościej wyjechać na dalekie studia z przyjaciółką i jej mamą.
Zagraniczna edukacja to jednak nie lada wydatek, a rodzina Bilińskiej jest w nie najlepszej sytuacji finansowej. W Warszawie Anna dorabia lekcjami rysunku i muzyki, ale teraz potrzebuje większego kapitału. Z pomocą przychodzi jej kolejna przyjaciółka ze szkoły: Klementyna Krassowska nazywana zdrobniale Klimcią.
Krassowcy są bardzo zamożni i hojnie wspierają zdolną przyjaciółkę córki. Jeszcze przed wyjazdem do Paryża Bilińska dostaje od nich zaproszenie na wyjazd do Włoch. Klementyna przewlekle choruje i jedzie tam z matką dla podreperowania zdrowia. Gdy gorzej się czuje, Anna zabawia ją rozmową w hotelowym pokoju.
Bilińską zachwycają muzea, zabytki, malownicze włoskie miasteczka. Po drodze zwiedzają jeszcze Wiedeń i Monachium. Przyjaciółki wspólnie szkicują, zwierzają się sobie, snują plany na przyszłość. Marzy im się otwarcie własnej szkoły dla kobiet.
Paryskie studia jeszcze bardziej wzmacniają ich znajomość. Anna spędza u Klementyny wakacje, regularnie z nią koresponduje i – choć ją to krępuje – nierzadko przyjmuje finansowe wsparcie.
„Wczoraj p. Krassowska wręczyła mi 350 rs. [rubli srebrnych] na drogę i pobyt w Paryżu. Tak się tym czuję upokorzona, takem się spłakała. A nie wziąć nie mogłam, bo co bym zrobiła ze sobą? A one takie dobre dla mnie, tak po przyjacielsku to wszystko robią. Sama nie wiem, za co mnie Klimcia tak serdecznie pokochała. O, bo to Klimcia. I czy ja będę w stanie wywdzięczyć się jej kiedy?” – zapisuje szczerze w dzienniku.
W Paryżu Bilińska mieszka początkowo z Zosią i jej mamą. Po kilku miesiącach decyduje się jednak na wynajęcie osobnego pokoju. „Mama niespokojna, że sama nadal będę mieszkać. Ale trudna rada – muszę się czegoś nauczyć”.
Bardzo się cieszy samodzielnością, choć codzienność bywa różna: „Rozwieszam roboty i kostiumy w moim pokoiku. Co za swoboda mieszkać samej. Tylko że wracając z moimi płótnami, rozsypałam kartofle kupione po drodze. Deszcz. Z biedą dowlekłam się na moje piętro”.
W domu Zosi nadal jada czasem obiady, czasem też nocuje. Na przykład po drastycznej lekcji anatomii, na której artyści lepiej poznają ludzkie ciało: „Pierwszy raz widzę odpreparowanego trupa – okropne wrażenie! Ciągle mam go przed oczyma – nic jeść nie mogę. Pani Stankiewicz zabiera mnie na noc – bardzo jestem rada”.
Radzi sobie dobrze, choć w niektórych momentach szczególnie dokucza jej samotność – jak w pierwsze święta Bożego Narodzenia spędzone poza domem. Znów pomagają przyjaciółki, między innymi malarka Maria Gażycz, nazywana Manią lub Maruchą. „Od Mani Gażycz miałam liścik: poczciwa, nie zapomina o mnie i tak serdeczną jest zawsze. Na nią i jej przyjaźń liczyć mogę zawsze”.
Bilińska zna Marię jeszcze ze szkoły Gersona. To jedna z przyjaciółek od serca, równie ważna jak Klimcia. Gdy Anna przed wyjazdem do Paryża zakochuje się w artyście Wojciechu Grabowskim, to właśnie tym dwóm zwierza się z uczucia: „Powiedziałam jej o Wojtku wszystko, jak i Klimci – im jednym. Pokazałam jej fotografie – bardzo się jej podobał. […] Bardzo jestem rada z odwiedzin u Mani. Nagadałyśmy się przez ten czas. Ona mnie rozumie”.
W Paryżu Anna znajduje też nowe koleżanki. Uczy się w znanej Académie Julian – prywatnej szkole umożliwiającej studia również kobietom, popularnej wśród cudzoziemek. „Dziś pierwsza lekcja […]. Pędzę. Modela jeszcze nie ma. Przypatruję się tymczasem koleżankom moim i ich pracom” – zapisuje w listopadzie 1882 roku.
Dwa miesiące później notuje: „Po południu [w pracowni] zostaje tylko kilka panien. Dokazujemy. Projekt balu kostiumowego. Zanim co będzie, ja z włosów robię sobie wąsy, zarzucam niedbale na ramiona palto, robię minę, kapelusz na bakier i pozuję tak na stole. Panny zachwycone, rysują mię przez dwie godziny”. Nieco dalej dodaje: „Żarty koleżanek. Mam szczęście do nich. Lubią mnie wszystkie”.
Najbliższe stosunki utrzymuje jednak z Polkami. Poza Anną i Zofią w tej samej szkole uczą się inne absolwentki kursów Gersona – między innymi Kazimiera Dziekońska i Aniela Wisłocka. Imiona Kazi, Anielki, Zosi powtarzają się w dzienniku Bilińskiej: odwiedzają się nawzajem, jeżdżą na wycieczki za miasto, wspólnie spędzają wieczory.
„Rano do pracowni przychodzi Anielka Wisłocka z zaproszeniem na wieczór do pp. Chełmońskich. Idę. Dużo osób, bawią się wesoło, tańczą na zabój. Jak się ja mocno odmieniłam! Kilka lat temu nie lubiłam tańczyć, w towarzystwie byłam nieśmiała, nieszczęśliwa nie do uwierzenia. Dziś lubię towarzystwo, przepadam za tańcem i nawet mężczyzn się już nie boję, jak dawniej. Śmieszna to była, dziecinna obawa” – wyznaje w pamiętniku Bilińska.
Gdy w sierpniu 1884 roku nadchodzi wiadomość o śmierci ojca Bilińskiej, już dzień później zjawiają się u niej przyjaciółki: „Pani Chełmońska była u mnie dziś dwa razy – chciała zabrać mnie ze sobą. I dobra Dulębianka starała się mnie namówić, żebym z nimi spędziła wieczór”. Młodsza o cztery lata malarka Maria Dulębianka – w przyszłości zaangażowana w ruch feministyczny, podobnie jak Zofia Stankiewicz – także przyjechała w tym czasie na studia do Paryża.
Wkrótce na Bilińską spadają jednak kolejne ciosy. W październiku po długiej chorobie odchodzi Klimcia. W czerwcu kolejnego roku na gruźlicę umiera jej ukochany Wojciech.
Malarka przechodzi poważne załamanie nerwowe. Bliscy Anny mają nadzieję, że dobrze zadziała na nią zmiana otoczenia. Do Normandii wyjeżdża z przyjaciółką Maria Gażycz. „Ciągle płaczę, jak dziecko – nie pomaga i obecność dobrej Maruchy. Wyciąga mnie ona z domu, lecz widoki, zieloność, morze”.
Stanu Bilińskiej możemy się tylko domyślać – prawdopodobnie pogrążyła się w depresji. W jej zapiskach są nawet ślady myśli samobójczych: „Tatusiu mój, Wojtku mój jedyny, moja droga Klimciu, czy wy mnie słyszycie!? Czemuż nie mogłam oddać ci, dobra Klimciu, zdrowia mego, jak ty oddałaś mi pieniądze twoje? cóż mi po nich – za późno! Ah, ty mię ubiegłaś: to moje tam miejsce obok Wojtka. Lecz ja znalazłam sposób – ten mały, ostry, błyszczący – ja cię dopędzę! Co mam robić z życiem jałowym, strasznym, rozpacznym?”.
Od tego ostatecznego kroku powstrzymuje Bilińską troska o oddaną przyjaciółkę: „A Marucha!… Nie, nie dziś jeszcze – ona by straciła zmysły… Jam słaba, bardzo… zwykła biedna dziewczyna tylko… Lecz ona przybyła, aby mię ratować. Nie, nie dziś jeszcze…”.
Bilińska potrzebuje miesięcy, żeby uporać się z osobistymi tragediami. W końcu wraca do Paryża – i do malarstwa. Zapisem żałoby po najbliższych stanie się Autoportret w czarnej sukni, który przyniesie jej złoty medal na paryskiej wystawie, uznanie i sławę.
A Klimcia pomoże malarce jeszcze raz, nawet po śmierci. W swoim testamencie zabezpieczy przyjaciółkę finansowo.
Wszystkie cytaty pochodzą z książki Anna Bilińska. Kobieta, Polka i artystka podług jej dzienników, listów i recenzji prasy (1928), przygotowanej przez męża Bilińskiej, Antoniego Bohadanowicza.
__________________________________
Autorka tekstu: Karolina Dzimira-Zarzycka (26) – historyczka sztuki i polonistka, zainteresowana tropieniem kobiecych śladów i emancypacyjnych wątków w kulturze i historii. Pisała m.in. dla Culture.pl i Enter the ROOM, stale współpracuje z portalem Historia:poszukaj. Wrocławianka ze słabością do Kanady. (Instagram: @karolinadzimirazarzycka)
Ilustracja w nagłówku: Studentki w pracowni rzeźby Académie Julien w Paryżu (Bilińska druga z prawej, oznaczona X), ok. 1883-1885, Biblioteka Jagiellońska