Natalia Nykiel opowiada o swojej nowej płycie i nie tylko. Dzieli się swoim nastawieniem do muzyki i życia, które w ostatnim czasie wiele ją nauczyło. Artystka śmiało mówi o tym, że nowy krążek Regnum jest zdecydowanie tym najbardziej osobistym i dojrzałym. Dzieli się swoimi emocjami, które w końcu zdecydowała się zaakceptować. Płyta Regnum jest osobistą podróżą Natalii, z której każdy może wyciągnąć coś dla siebie. Uwaga: nie zawsze są to rzeczy lekkie i przyjemne.

Nazwa twojej nowej płyty Regnum oznacza po łacinie królestwo. Do kogo ono należy? Dla kogo tak naprawdę jest ta płyta?

Przede wszystkim jest to płyta dla mnie. Wychodzę z założenia, że muzyka powinna wychodzić najpierw od artysty dla artysty. Powinien to być kanał przekazu naszych emocji, który później idzie dalej. Jeżeli ma to mieć sens, ma być prawdziwe i wzbudzać jakiekolwiek emocje, to musi być zgodne z artystą. Ta płyta zdecydowanie najbardziej ze wszystkich była mi potrzebna. Uważam jednak, że im bardziej była mi potrzebna, tym bardziej mogła być potrzebna innym. Mam przynajmniej taką nadzieję, że każdy znajdzie w niej coś, co będzie mogło być tłem lub też pomocą w naszych codziennych sprawach.

W pewnym sensie jest to chyba twoja autoterapia, którą możesz przekazać innym. Zdecydowanie pomaga w tym to, że promujesz wolność w interpretacji twoich tekstów.

Tak, zdecydowanie. Wydaje mi się, że piosenki są po to, żeby ludzie brali je dla siebie. Ja zapamiętuję piosenki nie dlatego, że myślę sobie np. o tym, z kim Harry Styles spędził wakacje albo miał romans (śmiech). Myślę sobie raczej o tym, gdzie ta piosenka była ze mną w świecie, do jakich okazji dopasowałam ją w głowie, co lub kogo mi przypomina w moim życiu. Lubię, kiedy ludzie znajdują swoje interpretacje.

Gdy pierwszy raz usłyszałam, jak się o tym wypowiadasz, spadł mi kamień z serca. Przez lata czułam się źle, przekładając teksty piosenek i emocje z nich płynące na swoje doświadczenia.

Ja czasami mam tak, że gdy artyści, których lubię, sprowadzają utwory do konkretnych sytuacji, to czuje, że te piosenki tracą na tym. Nigdy nie zapomnę, jak James Blunt wytłumaczył dokładnie, skąd się wzięła piosenka You’re Beautiful i o co mu w niej chodziło. Okazało się, że miał na myśli jakąś mega creepy sytuację w metrze, gdzie widzi laskę, która mu się bardzo podoba, ale wie, że to się nie uda, bo ona jest nieznajoma. Chodzi za nią jak jakiś creep i obserwuje – “II saw your face in a crowded place/ And I don’t know what to do/ 'Cause I’ll never be with you”. Ja myślałam, że jest to jakaś piękna metafora, a nagle dostałam gonga, bo cała piosenka jest sprowadzona do jakiejś sytuacji w metrze. Dlatego właśnie nie lubię tłumaczyć historii z tekstów piosenek. Uważam, że ich cała magia polega właśnie na tej wolnej interpretacji.

Mówiłaś wcześniej o tym, że to jest zdecydowanie twoja najbardziej dojrzała płyta. Ludzie raczej rzadko mają odwagę powiedzieć o sobie, że są dojrzali. Co dało ci odwagę i siłę, aby móc tak siebie opisać?

Chyba konfrontacja ze swoimi emocjami, ale też z tym, co się dookoła nas dzieje – trzeba było w końcu opowiedzieć się po którejś ze stron w różnych sporach; uświadomienie sobie, że złość to też jest emocja, którą trzeba brać pod uwagę. Ona też nam coś mówi o nas.

Mówi się, że nie ma złych emocji.

Nie ma złych emocji – są emocje, które nam coś mówią o naszej sytuacji życiowej. Konfrontacja z tym i z rzeczami, których nigdy nie mówiłam na głos, a siedziały mi długo w głowie – to właśnie dało mi poczucie siły. Wszystko można, wszystko się da zrobić. Nie jest łatwo, ale te niełatwe sytuacje wbrew pozorom dają nam najwięcej.

Zawsze warto skonfrontować się ze swoimi emocjami. Niektórym zajmuje to całe życie, więc i tak szybko ci się udało (śmiech).

No wiesz… to jest cały czas proces. Ja nie uważam, że on jest zamknięty. Wiem tylko, że przynajmniej dobre jest to, że jestem teraz tego świadoma i mogę to kontynuować. Na pewno najgorsze za mną, ale wiadomo, że świat jest teraz tak niestabilny i niepewny jutra, że tym bardziej ta płyta wybrzmiewa dużo mocniej w tym kontekście. Nawet dziś – jechałam na wywiad i zastanawiałam się, co na ten temat powiedzieć. Jednak wojna w Ukrainie, u naszych sąsiadów, zmienia cały kontekst sytuacji. Z jednej strony głupio mi trochę teraz skupiać się na mojej płycie, bo to jest tak nieważny temat w kontekście całej tej sytuacji. Z drugiej strony jest on ważny dla mnie, bo czekałam na to bardzo długo i chciałabym, żeby te piosenki wybrzmiały. Jeszcze z trzeciej strony potrzebujemy żyć dalej, normalnie, potrzebujemy tej odskoczni. Muzyka może być właśnie formą otrzymania pewnego spokoju i ucieczki. Ostatnio krąży po Internecie opinia, że każdy ma prawo do przeżywania tej sytuacji po swojemu. Nie wszyscy muszą się angażować. Nie wszyscy muszą jeździć na granicę, na zbiórki czy wysyłać pieniądze. Niektórych na to po prostu nie stać fizycznie albo też psychicznie. Każdy radzi sobie inaczej z tą sytuacją. Jeżeli faktycznie te moje wywiady przypomną komuś o mojej płycie, a ludzie na nią trafią i ona będzie dla nich odskocznią i da im dobą energię, to warto to jednak robić.

Spodobała mi się kiedyś twoja wypowiedź na temat piosenki P.R.I.D.E., w której powiedziałaś o tym, że nie jesteś typem aktywistki. Uważasz się jednak za osobę, u której ludzie zawsze znajdą ciepło i wsparcie. Cała ta piosenka była według mnie olbrzymim zaskoczeniem – zapomniałam, że o zmaganiach społeczności LGBTQIA+ da się mówić bez nienawiści i mroku.

Chciałabym, żeby tak było, bo i tak już mamy mnóstwo głosów pełnych goryczy czy frustracji. Ja też to mam w sobie, oczywiście, że mam. Nie chcę jednak wylewać frustracji dalej, wolę sama ją w sobie spróbować stłamsić i przekuć w coś dobrego. Nie każda osoba publiczna musi o coś walczyć, być aktywistką, wypowiadać się na każdy temat – absolutnie nie. Też nie oceniajmy ludzi, którzy się w ogóle nie angażują politycznie, bo to naprawdę jest bardzo osobista i prywatna sprawa każdego z nas. My nie znamy backgroundu, historii tych osób. Mam wrażenie, że przez ostatnie lata bardzo nasiliła się w nas taka chęć oceny kogoś za coś, co robi lub czego nie robi, która jest bardzo powierzchowna.

Wiem, że świetnie operujesz wieloma językami, lubisz też śmiało się nimi posługiwać. Zauważyłam, że na tej płycie używasz języka polskiego do tych najbardziej osobistych piosenek, języka hiszpańskiego do fragmentu bardziej kokieteryjnego, natomiast angielskiego do „podbicia amerykańskiego świata country”. Czy z tymi różnymi językami wiąże się jakaś zmiana osobowości?

Ja się zawsze śmieję, że piosenka Ocean jest po to, żeby podbić rynek country w Stanach Zjednoczonych, co jest po prostu niemożliwe, ale zawsze można pomarzyć (śmiech). Przecież nie trzeba wszystkiego brać na serio. Naukowo jest udowodnione, że ludzie mają trochę inną osobowość, mówiąc w innych językach. Gdyby w piosence Urok końcówka po hiszpańsku była zaśpiewana po polsku, prawdopodobnie byłaby zupełnie inna. Hiszpański jest językiem namiętności, więc w piosence, o której właśnie powiedziałaś, że jest taka kokieteryjna – to jest bardzo dobre słowo (śmiech) – czy flirciarska, ten fragment zaśpiewany po polsku mógłby trochę stracić na znaczeniu. Jednak ten hiszpański dodaje trochę pikanterii. Generalnie lubię różnorodność, lubię języki, lubię uczyć się o świecie. Jakimś cudem wchodzi mi to szybko do głowy, więc korzystam z tego. Faktycznie czuję się zupełnie inaczej, mówiąc w innych językach. Bardzo ciekawe jest takie poznawanie siebie z innej strony.

Bardzo ciekawa w twojej twórczości jest nie tylko różnorodność języków, ale też nastrojów, które kryją się w każdej piosence. Te wszystkie utwory łączy jednak klimat, w jakim zostały napisane. Nazwałabym go psychodelicznym, mrocznym romantyzmem. Najbardziej jest on widoczny między innymi w teledysku do piosenki Pętla oraz Królestwo. Co oznaczają dla ciebie te produkcje? Czym jest dla ciebie ten chaos?

To jest ciekawe – zawsze mając wywiady dotyczące nowych płyt, bardzo dużo się sama o sobie dowiaduje. Nie jestem w stanie się w pełni przygotować, bo nie wiem, jakie pytania dostanę. Czasami te pytania są bardzo zaskakujące. Dużo rzeczy uświadamiam sobie po drodze, rozmawiając z ludźmi właśnie na temat tej płyty. Uważam, że to jest wspaniałe. Dowiedziałam się w trakcie wywiadów, czego nie byłam wcześniej tak bardzo świadoma, że ja po prostu zawsze lubiłam i fascynowałam się czarnymi charakterami, wszystkimi mrocznymi klimatami – filmami Tima Burtona, Cruellą, Bellatrix w Harrym Potterze. Zawsze to uwielbiałam. Jakoś dopiero przy okazji tej płyty uświadomiłam sobie, że jest coś fascynującego właśnie w takich ciemnych, mrocznych, tajemniczych i magnetycznych klimatach. Te czarne charaktery są też zawsze ciekawie złożone psychologicznie. Najlepiej widać to w filmie Joker. Bardzo wierzę w to, że ludzie są z natury dobrzy i daję im duży kredyt zaufania. Uważam też, że najgorszych ludzi tworzy społeczeństwo. My się nie rodzimy od razu ze złym nastawieniem do świata. Wszystko, co nas spotyka z zewnątrz, po drodze kierunkuje nas też w stronę decyzji, które podejmujemy. Oczywiście, że każdy ma jakieś predyspozycje, ale właśnie w Jokerze było to świetnie pokazane, że ta zła postać tak naprawdę jest strasznie skrzywdzonym, smutnym człowiekiem. Zwykle też chwile mroczne i trudne bardziej zapadają nam w pamięć niż te przyjemne. Okazuje się, że właśnie te ciężkie doświadczenia można przekuć na jakieś dobre i mocne akcenty w naszym życiu. W tym roku jest więc moim zdaniem dużo dobroci. Bez zła nigdy nie będzie dobra, bo nie będzie tego kontrastu. Bez światła nie będzie mroku i uważam, że to jest przepiękne.

W twojej płycie zaskoczyło mnie to, że właśnie ten mrok i ta ciemność dają poczucie komfortu. Weźmy na przykład teledysk do piosenki Epoka X. Przedstawiony jest tam świat postapokaliptyczny, w którym każdy powinien odczuwać pewnego rodzaju pustkę i niepokój. Twój teledysk prowadzi nas jednak w zupełnie innym kierunku.

To jest takie zanurzenie. Pozwolenie sobie na odczuwanie tych emocji, które są “złe”. To jest ta sytuacja, gdy umiera ci ktoś bliski i musisz sobie pozwolić na żałobę. Inaczej w ogóle tego nie przepracujesz, bo to przecież wróci po latach. Trzeba pozwolić sobie na odczuwanie tych emocji, które cię teoretycznie niszczą – tak naprawdę jest to transformacja. Mam taki przykład, który być może jest nieco odklejony, ale nawet w tarocie jest karta śmierci i nie mówi ona bezpośrednio o śmierci, ale o transformacji. To wcale nie jest zła karta. Uważam, że dobrze jest sobie pozwolić na odczuwanie i zapoznać się z tymi wszystkimi emocjami. To jest właśnie super w tej płycie – jesteś w tym mroku, ale nie czujesz, że to już jest koniec, że już nic nie będzie lub będzie tylko gorzej. Idziesz przez to. Jest to mroczna droga, ale na końcu z niej wychodzisz.

Ale ładna historia! Widzę, że masz to świetnie poukładane. Najpierw powstał ten zarys czy piosenki?

Najpierw zdecydowanie piosenki. Ja mam wrażenie, że tworzenie płyty jest podświadome. Siadając do płyty z moim producentem, Foxem, tak naprawdę nie wiemy, co się wydarzy. Nigdy nie mamy tak, że siadamy i „dobra, teraz zrobimy piosenkę o tym”. To się dzieje gdzieś poza nami. Dopiero gdy mamy tę płytę skończoną, to patrzymy na kontekst. Możesz wtedy się z tym skonfrontować i zobaczyć z zewnątrz, co się wydarzyło. Później kolejność i układanie historii w całość – to wcale nie jest takie łatwe. To też się dzieje jakoś tak intuicyjnie, bo intuicyjnie wiesz, że po tej piosence powinno się coś wydarzyć. Wiesz, że to powinno być na początku, a to na końcu. Trudno mi jest w ogóle nazywać piosenki i je jakoś układać, ale uważam, że kolejność na tej płycie jest dobra. Zaczyna się ona od piosenki Niech płonie, która jest w ogóle jednym z moich ulubionych utworów. To jest na pewno mocne uderzenie na początek, taki haczyk. Płyta kończy się za to Listem za widnokrąg i Oceanem, które nie dość, że dają ci czas na przemyślenie, to jeszcze cię wyciągają na powierzchnię. Okej, przeżyłeś to, teraz puszczamy cię wolno (śmiech).

Wiem, że lubisz podchodzić do pisania tekstów zadaniowo. Chyba raczej nie zbierasz inspiracji w losowych momentach w ciągu dnia.

Raczej nie. Zdarza się, ale naprawdę rzadko.

Miałaś kiedyś taką piosenkę, która, gdy do niej usiadłaś, od razu się z ciebie wylała? Taką, z napisaniem której zupełnie nie miałaś problemów ani przystanków?

Na pewno takim numerem był Atlantyk, który praktycznie powstał cały na raz. Królestwo też tak powstało, a nawet chyba szybciej. Przy nim tylko usiadłam i wszystko samo wyszło. Czasami się to zdarza. Czasem trzeba jednak posiedzieć kilka dni, nawet dłużej, żeby wszystko przemyśleć, coś pozmieniać. Czasem nawet pojedyncze słowa mają ogromne znaczenie.

Chciałabym wspomnieć także o pięknej, dziewczyńskiej piosence Oczy, kontur, cień. Przy pierwszym odsłuchu od razu skojarzył mi się z nią pewien cytat, który mówi: „W ciele kobiety nic nie zostaje niezmienione” (Andrea Dworkin). Gdy śpiewasz o tym, że mało ciebie jest „w tym wszystkim”, nawiązujesz do problemu związanego z płcią kulturową?

Tak, to jest zdecydowanie feministyczna piosenka.

Zastanawiałam się właśnie, czy wypowiadasz się w niej jako kobieta, czy bardziej jako osoba publiczna.

Nie, to jest wyraz totalnie kobiecy. Od razu przyszedł mi do głowy fragment „zaszczepiony bez mej zgody wstyd”. To jest coś, co nas kształtuje w tym społeczeństwie, w którym my żyjemy. Dużo częściej niż mężczyźni mamy mieć to wrażenie, że nam coś nie wypada, że coś zrobiłyśmy głupiego.

Śpiewasz też w niej o tym, że „zawsze mam mieć troszkę mniej niż ty”.

Tak. Ostatnio na przykład moja koleżanka poszła na randkę. Spędziła super noc z fajnym, zagranicznym chłopakiem i mówiła, że była to najlepsza noc w jej życiu. Jednak pierwsze co mi napisała to: „jestem najgorsza”. Ja mówię: „Laska, ale to o co chodzi? Dlaczego jesteś najgorsza? Jesteś właśnie najlepsza. Spędziłaś super czas. Dlaczego siebie sama teraz dojeżdżasz? Zrobiłaś coś wbrew prawu?”. To są niestety takie rzeczy, które nas kształtują przez całe życie, od małego. Nam jako małym dziewczynkom mówi się przecież np.: „kto się czubi ten się lubi”. Jest to takie ciągłe pozwalanie na…

…ciąganie za kucyka.

…na ciąganie za kucyka. Na takie małe zalążki posiadania mniejszej mocy. Mówi się: „on cię lubi i dlatego cię zaczepia”. Nie ma czegoś takiego! Jak cię lubi, to niech ci powie, że cię lubi. To jest kwestia nie tylko naszego wychowania, ale też ukształtowania mężczyzn. Ich tak samo dotyczy ta sytuacja jak i nas. Mężczyznom tak samo trudno jest się trzymać tego, co w dzisiejszych czasach oznacza bycie męskim i tego, jak się dostosować do tego obrazu. Tutaj jest właśnie ogromne zadanie dla rodziców, aby nauczyć dzieci po prostu szacunku.

Mówi się przecież kobietom, żeby nie ubierały się w wyzywający sposób, bo coś złego się stanie.

Tak. Kobiety sobie przecież same tego nie robią. Przecież czasem się słyszy, że kobieta została zgwałcona, bo była ubrana wyzywająco. Nie. Jedynym powodem gwałtu jest gwałciciel. Koniec. Dlatego właśnie absolutne nie jesteśmy same w tej sytuacji.

Zmieniając trochę nastrój, chciałabyś podzielić się z nami tym, co teraz czytasz, tym, co leży na twojej nocnej półce?

Czytam teraz książkę Głód Martína Caparrósa, która nie jest książką łatwą, więc czytam ją tak po rozdziale, co kilka dni. To jest bardzo trudna książką i nie jestem jej w stanie udźwignąć tak za jednym podejściem. To jest też kobyła, ale brnę w to, bo uważam, że warto jest wiedzieć dużo o świecie i o rzeczywistości, która nas otacza, która nie jest łatwa. Bardzo lubię też reportaże i ostatnio czytałam na przykład Potosí. Góra, która zjada ludzi. To jest o górnictwie w Boliwii i też do najłatwiejszych nie należy.

Chyba lubisz się tak skopać na noc (śmiech).

Tak, chyba właśnie lubię. Nie no, ja po prostu lubię być świadoma tego, na jakim świecie żyję i chyba wolę to niż życie w bajce. Życie w bajce mogłoby być łatwiejsze, ale wybieram świadomość.


Tekst: Apolonia Chojnowska (20) – studentka socjologii (która lubi to co robi), kocia mama oraz pedantka w świecie organizacji. W wolnym czasie najczęściej tancerka i koneserka taniego wina (pasje te świetnie udaje jej się połączyć).
Instagram: @apolonja

Zdjęcia: Łukasz Zabłocki, materiały prasowe Universal Music.

Korekta: Anita Głowacka (24).
Linkedin: anitaglowacka1997