Ola i Agata, czyli „Girls to the front„, to dwie dziewczyny, które robią naprawdę dobrą robotę. Najpierw działały jako kolektyw didżejski, a gdy zauważyły, że na warszawskiej scenie muzycznej brakuje girlsbandów i frontmenek, postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce i zaczęły organizować w stolicy dziewczyńskie imprezy i wydawać feministycznego zina. Dzisiaj opowiadają „Szajn” o swoich supermocach i przyjaźni.

 

Jakie są Twoje supermoce?

Ola: Mam wrażenie, że moje supermoce budzą się, kiedy mam szansę robić coś wspólnie z innymi dziewczynami: działać w Girls to the Front z Agatą, grać w zespole z koleżankami, podróżować po świecie z moją dziewczyną. Nie tylko ja zyskuję więcej pomysłów, energii i zapału do wspólnego działania, ale też zarażam tym dziewczyny dookoła siebie. Chociaż myślę o sobie jako o bardzo ostrożnej osobie – podobno jestem też odważna. Jestem też ciekawska i ciągle chcę się dowiadywać nowych rzeczy.

Agata: Czasami wydaje mi się, że moje supermoce to stresowanie się wszystkimi głupotami i nieodbieranie telefonu. Ale tak na serio, to chyba dobry humor i niekontrolowane ruchy w tańcu. No i dziewczyńskość!

Ola, co najbardziej lubisz w Agacie?

Ola: Agata jest niesamowicie wrażliwą i mądrą dziewczyną. I przy okazji jest jeszcze najbardziej cool osobą, jaką poznałam! Zna się na wszystkim: od kosmosu, przez muzykę, kosmetyki, rysowanie, aż po bardzo trudne matematyczne zagadnienia (Agata jest też super mózgiem i studiuje naprawdę trudne rzeczy). Ma tajemniczą moc, która sprawia, że w jej towarzystwie wszystko jest trochę fajniejsze: puszczanie muzyki na imprezach, jedzenie pieczonych ziemniaczków, a nawet potencjalnie frustrujące siedzenie w bibliotece i uczenie się. Jest moją kosmiczną bohaterką i uwielbiam ją za cały zestaw cech, które ma.
PS: Jest też najlepszą dogsitterką i kocha wszystkie pieski (a one ją).

zdjęcie: Dominika Wnuk

Agata, co najbardziej lubisz w Oli?

Agata: Jej super cool estetykę. To, że wspiera mnie we wszystkich, nawet najgłupszych dylematach, i że kocha ziemniaki tak bardzo jak ja. A przy okazji to najfajniejsza basistka i najmądrzejsza doktorantka w mieście!

zdjęcie: Katarzyna Szenajch

Co najbardziej lubisz w sobie?

Ola: Bardzo lubię to, jak się zmieniam z wiekiem – z każdym rokiem czuję się ze sobą lepiej. Lubię też swoją supermoc, czyli bycie ciekaw(sk)ą. Planuję całe życie próbować i uczyć się nowych rzeczy.

Agata: To, że umiem słuchać ludzi.

Jaka jest ostatnia najczęściej słuchana przez Ciebie piosenka?

Ola: Shana Cleveland & The Sandcastles – Holy Rollers, w sam raz na jesienne spacery z pieskiem albo bez. I bardzo lubię teledysk do tej piosenki, chociaż absolutnie nic się w nim nie dzieje. Poza tym od kwietnia słucham na ripicie ostatniej płyty Sneaks.

Agata: 18+ / Gliders

Jaki jest Twój spirit animal?

Ola: Królik! Upewniłam się w tym, odwiedzając rok temu japońską wyspę Ōkunoshima, na której mieszkają tylko króliki.

Agata: Diplodok (bo był bezkonfliktowy i lubił jeść roślinki).

Czy jest coś, czego nie możesz się doczekać?

Ola: Kolejnej wiosny.

Agata: Adopcji psa, a nawet wielu psów! A dopóki się to nie wydarzy, moim ulubionym zajęciem jest dogsitting.

Za czym z czasów dzieciństwa najbardziej tęsknisz?

Ola: Dni wydawały się o wiele dłuższe.

Agata: Za byciem wożoną wszędzie wózeczkiem i tym, że nikomu nie przeszkadzało wtedy, że potrafię przespać cały dzień.

Co chciałabyś zrobić, ale się boisz?

Ola: Sporo myślę o wyprowadzce z Polski, ale obecnie mam w tym temacie za dużo niepewności. Pomimo frustrującej sytuacji politycznej lubię mieszkać w Warszawie, w której mieszkam od urodzenia. I chyba właśnie trochę się boję. Na pewno nie wyprowadzałabym się sama, tylko z dziewczyną i naszym psem, ale to też wymaga dobrej organizacji, po drodze można natknąć się na mnóstwo problemów, i wcale nie ma gwarancji, że dzięki przeprowadzce będzie nam
się lepiej żyć. Może wrócę do tych dylematów, jak skończę doktorat.

Agata: Szczerze mówiąc, to zawsze chciałam przywalić komuś, kto na to zasłużył.

zdjęcie: Katarzyna Szenajch

Ulubione wspomnienie z minionego lata?

Ola: Występ Jessy Lanzy na OFF Festivalu i wywiad, który z nią przeprowadziłyśmy. Jessy jest najfajniejszą dziewczyną na świecie! Był to nasz (Agaty i mój) pierwszy wywiad z „gwiazdą” i strasznie się stresowałyśmy, a okazało się, że Jessy Lanza jest bardzo otwarta, zabawna i mądra, i po kilku minutach można z nią rozmawiać jak z koleżanką, którą znasz od lat. Nasza rozmowa o przyjaciółkach-bohaterkach i reptalianach będzie do przeczytania w kolejnym numerze zina.

Agata: Roadtrip z chłopakiem po Bośni i Hercegowinie! Kąpaliśmy się w super jeziorach i wodospadach, chodziliśmy po opuszczonej skoczni narciarskiej i torze bobslejowym w Sarajewie oraz zjedliśmy całą masę burków.

Najbardziej szalona rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłaś?

Ola: Ciężko mi stwierdzić, bo z czasem zdecydowanie zmienia mi się kategoria tego, co wrzuciłabym w szufladkę szalonych rzeczy. Parę lat temu przejechałam ze znajomą pociągami i autobusami trasę od Nowego Jorku do Los Angeles, zatrzymując się po drodze w przeróżnych miejscach, od St Louis po Las Vegas. Spałam głównie na couchsurfingu, poznałam mnóstwo fajnych ludzi, odprowadzałam na scenę wokalistę zespołu, na którego koncert poszłam, i pojechałam na stopa zobaczyć Wielki Kanion (który jest naprawdę niesamowity i wszystkim polecam!). Poza tym dwa lata temu szaloną rzeczą wydawało mi się zaadoptowanie psa, ale teraz jestem przekonana, że jesteśmy dla siebie stworzone – pies, ja i moja dziewczyna. Zwykle staram się wszystko przemyśleć – jasne, bycie spontanicznym ma czasem fajny efekt, ale dobre planowanie też jest ekstra!

Agata: Hm, nie potrafię sobie przypomnieć jakiejś konkretnej sytuacji, chociaż chyba regularnie angażuję się w rzeczy, które wydają się mi przerastające (a potem jednak wychodzą!). Ale też często sobie myślę i chciałabym to powiedzieć wszystkim dziewczynom – zupełnie ok jest pozostawać w swojej strefie komfortu!

 

autorki zdjęcia głównego- Dominika Wnuk