Wyruszyliśmy we dwójkę na podbój Bałkanów, raczej nie planując szczegółów. Trasę na kolejny dzień wymyślaliśmy co wieczór w zaciszu naszego namiotu. Polecieliśmy do Splitu, wiedzieliśmy, że chcemy zobaczyć chorwackie wyspy, Bośnię, Serbię, Rumunię i jakoś wrócić do Polski. Łącznie zajęło nam to trzy tygodnie. Podróżowaliśmy głównie autostopem, czasem pociągami i autobusami. Spotkaliśmy miłych i pomocnych ludzi. Nie daliśmy się przekupić tureckiemu tirowcowi, który chciał mnie kupić. Poznaliśmy historię byłej Jugosławii, w której wojna zakończyła się 22 lata temu. Rozmawialiśmy z tymi, którzy jej doświadczyli i nadal odczuwają jej skutki, żyjąc w podzielonych narodowościowo i politycznie rodzinach. Zobaczyliśmy góry i wodospady. Poznaliśmy zupełnie inny sposób podróżowania i odkrywania świata.
Kamienne mury ciągnące się przez całą Korčulę nie dawały nam spokoju. Może to mury przeciwpożarowe, a może służą do przemieszczania się między gajami oliwnymi lub do ich nawadniania? Wyjeżdżając z Vela Luki, dostaliśmy odpowiedź od pani, która zabrała nas autostopem. Chorwackie wyspy są bardzo skaliste. Żeby móc tam cokolwiek posadzić, trzeba najpierw pozbyć się kamienia i zrobić miejsce korzeniom.
Miał być targ rybny z prawdziwego zdarzenia. Kilometry marmurowych blatów, krew i smród. Okazało się, że nie my jedyni wpadliśmy na pomysł, żeby o szóstej rano dorwać rybaków. Szybkie transakcje woda – ląd może nie były aż tak malownicze, ale było warto.
Ciemną nocą, w poszukiwaniu noclegu przybłąkaliśmy się do domu pewnej pani. Na pytanie, czy możemy rozbić namiot w jej ogródku, odpowiedziała, że nie ma problemu, tylko żebyśmy uważali na węża, którego tam trzyma, po czym zniknęła bez śladu. Bywały noce, w które spaliśmy spokojniej…
Na obrzeżach Mostaru, między dwoma pasmami gór stoi budka. Dosyć niepozorna, strzeżona przez białego anioła. To tutaj na świat przychodzą wszystkie Maryje i Jezusy, które potem trafiają do Medziugorie.
W Mostarze zetknęliśmy się z zapowiadanymi od samego początku naszego wyjazdu pożarami. Stojąc na tarasie minaretu w meczecie Koski Mehmed-Pasza, oglądaliśmy, jak płonie góra po drugiej stronie doliny.
Z Mostaru do Sarajewa pojechaliśmy pociągiem. Bardzo polecamy tę wycieczkę, bo widoki są najpiękniejsze. Start 6:20 rano. Tory poprowadzone są szczytami gór, przez okno widać rzekę wijącą się pod nimi, a czasem pociąg przejeżdża przez chmury albo mgłę.
W Višegradzie byliśmy krótko, złapała nas burza i mogliśmy ujrzeć ten widok.
Leśnik, który pomógł nam dostać się nad jezioro Buhui w Rumunii polecił zwiedzenie kilku jaskiń i wodospadów w okolicy. Dotarliśmy do jednej, zamkniętej dla turystów groty. Prawie udało nam się zwiedzić ją niezauważonymi przez nikogo, ale gdy wracaliśmy na szlak, stanęliśmy oko w oko z właścicielem ziemi, stadem owiec i dwoma, równie zdenerwowanymi co ich pan, psami. Zostaliśmy zrugani po rumuńsku, że nas zaraz… Szybko stamtąd uciekliśmy, a gdy wyszliśmy z lasu, wyrósł przed nami ten malowniczy widok opuszczonego osiedla w szczerym polu.
autorzy: Maria Kujawska (20 lat) lubi podróżować, fotografuje, szyje, rysuje, myślała o studiach na filmówce, a tak naprawdę nie wie na co się zdecydować i tym sposobem wylądowała na kulturoznawstwie na UW. Dużo jeździ na rowerze i to na nim za rok kolejna wyprawa z …
… Krystian Jarnuszkiewicz (21 lata) studiuje kostiumografię w Londynie na UAL. Jest bardzo kreatywny, spontaniczny i śmieszny, boki zrywać. Podejmuje wszelkie możliwe działania artystyczne od fotografii, przez malarstwo, po kostiumy, scenografię i rysunek. To on wpada na pomysły, żeby w burzy wspinać się 4 km po zboczach Sarajewa.