Nietrudno zauważyć, że „Gwiezdne wojny” to męski film. Większość znaczących postaci, począwszy od Jedi aż po senatorów i żołnierzy, to niemal w stu procentach mężczyźni. Przez lata, w ośmiu filmach, wielu serialach i tysiącach komiksów sygnowanych nazwiskiem George’a Lucasa, pojawiło się nie więcej niż dziesięć kobiet, które odgrywały istotną rolę w uniwersum „Gwiezdnych wojen”. Należały do nich m.in. Carrie Fisher, która wcieliła się w kultową Księżniczkę Leię, Natalie Portman, odtwórczyni roli królowej Naboo i senator Padmy Amidali, oraz Felicity Jones w roli Jyn Erso.

Dlaczego we współczesnym świecie, w którym tyle kobiet angażuje się w walkę o swoje prawa, szykanuje się dziewczęta w wieku szkolnym za to, że chcą bawić się wraz z chłopcami w „bitwę o Endor” czy chociażby w „wojny klonów”? Dlaczego dziewczynki nie mogą być Jedi?

Poznałam „Gwiezdne wojny” w wieku dziesięciu lat i od dnia, kiedy pierwszy raz ujrzałam Jedi, chciałam być jedną z nich. Nie obchodziło mnie, że Jedi to wymysł pisarzy i rysowników. Nie przyjmowałam do wiadomości tego, że tak zwani rycerze Jedi posługujący się mistyczną Mocą i dbający o pokój w Galaktyce tak naprawdę nie istnieją. I tak jako młode dziewczę czułam, że mam w sobie swego rodzaju Moc i ścieżka Jedi to moja ścieżka. Nie była ona dla mnie wcale wytworem czyjejś wyobraźni. Była prawdziwa.

Niedługo potem, gdy zapoznałam się z filmami i całą wiedzą, jaką mogłam o „Gwiezdnych wojnach” pochłonąć z Wikipedii, odkryłam, że nie tylko ja jestem ich ogromną fanką. Wśród moich kolegów z klasy spora cześć lubiła udawać Jedi, wymachując kijem, który imitował miecz świetlny. Początkowo tylko im się przyglądałam. Jeden z nich udawał Mistrza Skywalkera, inny Kenobiego, a ja bardzo chciałam być własną, wymyśloną dziewczyną-Jedi, bo nie znałam żadnej, którą mogłabym udawać.

Prędko spotkałam się z krytyką:
– Taki rycerz nie istnieje – mówili mi. – Możesz być Padme.
Zawsze przystawałam na tę propozycję. Zresztą nie było innego wyjścia – to chłopcy dyktowali warunki, bo to chłopcy byli potężnymi i niezwyciężonymi Jedi.

W domu miałam jednak swój własny miecz świetlny, czyli plastikową zabawkę, którą kupili mi rodzice. Pisałam opowieści o swojej własnej bohaterce, którą sama stworzyłam, ubolewając nad tym, że nie istnieją bohaterki, którymi mogłabym być w czasie zabaw. Podobała mi się gra postaciami stworzonymi przez twórców, które pojawiały się w grach komputerowych, lubiłam przeżywanie przygód w komiksach i filmach, ale nadal brakowało mi siebie.

Dopiero po wielu latach, gdy odkrywałam „Gwiezdne wojny” na nowo, dostrzegłam siłę kobiet, które pojawiły się we wszystkich sześciu częściach sagi. Księżniczka Leia (Carrie Fisher) jest jedyna w swoim rodzaju. Silna i niezależna pani senator, która nie poddaje się nawet wtedy, kiedy zostaje postawiona pod ścianą. Wie, że każdą ścianę można jakoś ominąć, a niedogodności są chwilowe. Podziwiam jej determinację i upór. Padme Amidala (Natalie Portman) zachwyca zaradnością i spokojem, jaki zachowuje w każdej, nawet bardzo stresującej sytuacji. Jest uczciwa i empatyczna. Jednak podkreślenie roli kobiet w Galaktyce przypadło filmowi „Łotr jeden”, którego główną bohaterką jest Jyn Erso (Felicity Jones) ratująca Galaktykę przed śmiercionośną bronią, która zdolna była niszczyć całe planety. Postać Jyn pokazała, że kobieta, podobnie jak mężczyzna, może być silna i niezwyciężona i według mnie to jej najbliżej jest do Jedi, mimo że wcale nim nie jest.

Kobiety w „Gwiezdnych wojnach” miały świadomość tego, że były w mniejszości, a mimo to pokazały klasę. Wiedząc, że są uważane za słabe, dowiodły, że nawet w najcięższych czasach mogą być sobą, to znaczy, mogą dać z siebie na tyle dużo, by dorównać mężczyznom. Mimo, że wciąż nie były to moje wymarzone dziewczyny-Jedi, to i tak imponowały mi tym, że nie poddały się presji i nie dały się zepchnąć na bok. Padme, Leia i Jyn, a także inne kobiety, które odmieniły Galaktykę, mogą być przykładem dla innych. Nawet w niesprzyjających okolicznościach można być tym, kim chce się być.

Mimo że nie jestem już dzieckiem i machanie mieczem świetlnym mi nie przystoi, to nadal piszę historie o swojej wymyślonej bohaterce. Przez lata zmieniła wygląd, umiejętności, a nawet imię, ale nadal ma w sobie coś bardzo ważnego, co czyni ją godną Galaktyki i Zakonu dziewczyną-Jedi. Tą rzeczą jest to, że stworzyłam ją ja, nie zważając na uwagi i komentarze kolegów, którzy prawdopodobnie bali się przegrać z istotą, jak im się wydawało, słabszą. Moja bohaterka miała być dowodem na to, że nie tylko mężczyźni mają w sobie mistyczną Moc, która wypełniała Galaktykę i wszystkie żywe istoty. Wrażliwe na Moc są również dziewczęta.

Nadal pielęgnuję w sobie swoją wewnętrzną dziewczynę-Jedi, ponieważ to ona w dużej mierze ukształtowała mój charakter. Wiem, że brzmi to mało prawdopodobnie, ale po tym czasie, który spędziłam na graniu w gry komputerowe i obmyślaniu, którym Jedi chcę być, zrozumiałam, że mogę być kim tylko zechcę, nawet kimś, kto wcale nie istnieje w obowiązującym kanonie postaci.

Mam możliwość bycia tym, kogo wymarzyłam sobie lata temu. Mogę być silna, potężna, a nawet niezwyciężona, zupełnie tak, jak Jedi, i nie muszę poddawać się regułom świata stworzonego przez mężczyzn, bo sama też mam moc, która pozwala mi go tworzyć. 

Do dzisiaj grywam w gry planszowe na zajęciach, na których spotykam jedynie chłopaków, jednak wielu z nich ma już swoje dzieci, które zabiera ze sobą, by zaszczepić w nich Moc. Poznałam kilkuletnią dziewczynkę, która bezbłędnie recytowała nazwy wszystkich statków pojawiających się w grze, a nawet grała lepiej niż niektórzy mężczyźni wiele starsi od niej. Podziwiam ją, wiedząc, że ze swoim uporem i świadomością wygranej może osiągnąć bardzo wiele. Jest jednak coś, co daje mi do myślenia. Zawsze gdy wchodzę na zajęcia do sali, w której jest kilku chłopaków, spotykam się z dziwnymi spojrzeniami. Gdy rozkładam planszę do gry, czasem słyszę szepty. Na szczęście wszyscy fani trzymają się bardzo ważnej zasady. „Gwiezdne wojny” mają łączyć ludzi, a nie dzielić. Dlatego gdy na ekranach telewizorów pokazały się takie postacie jak Ahsoka Tano czy Lumiara Unduli, które są pełnoprawnymi dziewczynami-Jedi, okazało się, że ja, dziewczyna, tak samo jak chłopcy mogę być Jedi. I nie ma w tym niczego dziwnego.

Czy dziewczynki mogą być Jedi? Mogą być kim tylko zechcą. Lekarkami, policjantkami, strażaczkami, a nawet Jedi, jeżeli tylko będą w to mocno wierzyć i pracować na swój sukces. Ważne jest myślenie o sobie jak o najpotężniejszej osobie na świecie. „Jestem ważna, jestem silna, mogę osiągnąć wszystko.” Ja powtarzałam to sobie każdego dnia i wiem, że moim największym sukcesem jest bycie sobą mimo przeciwności losu. Księżniczka Leia Organa, Padme Amidala oraz Jyn Erso są wspaniałym przykładami dla każdej z nas. Wystarczy tworzyć swoją własną rzeczywistość. I niech Moc będzie z Wami.

autorka tekstu: Klaudia Kadzewicz (18) – pozytywna dusza z toną empatii, dzięki której codziennie robi wszystko, by szerzyć dobro. Ma wiele pasji, takich jak ratownictwo i pisarstwo, ale przyszłość wiąże z medycyną, bowiem od małego lubi pomagać ludziom. Pisze książki, które ma nadzieję kiedyś opublikować, ale póki co na nocnych zmianach szuka inspiracji i dzieli się prozą na Wattpadzie. Kolekcjonuje mapy i stare filiżanki, nie pozbywa się podręczników od chemii z liceum, bo lubi widzieć świat takim, jakim był wczoraj, by przewidywać, jaki stanie się jutro.

autorka illustracji:  Ania Rzymyszkiewicz (24) – na co dzień zajmuje się kolażem, projektowaniem graficznym i prowadzeniem twórczych warsztatów. Na wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych pracuje nad projektem dyplomowym Ludzie listy piszą, który inspiruje do tworzenia miłych listów i podrzucania ich w miejscach publicznych lub wysyłania do przyjaciół. Interesuje ją wszystko co związane ze sztuką, kreatywnością, projektowaniem, zdrową kuchnią i dobrym życiem! więcej: http://annarzymyszkiewicz.com/, facebook, instagram

Zapisz

Zapisz

Zapisz