Lato 2013 było jednym z najlepszych w moim życiu, spędziłam je na festiwalach razem z przyjaciółmi i cudownym chłopakiem, którego właśnie poznałam. Pierwszy raz tak na poważnie okłamałam rodziców i zamiast spędzać weekend z przyjaciółkami pojechałam z nim nad polskie morze.

Ale lato się skończyło i zapowiadało się na to, że mój wakacyjny romans skończy się razem z nim. Siedziałam w pociągu Warszawa-Berlin i nie potrafiłam rozpoznać moich uczuć. Myśl o spędzeniu semestru w uroczym miasteczku na północy Niemiec napędzała mnie przez ostatnie miesiące. Długo na to czekałam i włożyłam w ten wyjazd mnóstwo pracy. Czułam, że jeśli tego nie zrobię, to oszaleję. Byłam coraz bardziej znudzona moim studenckim życiem i naprawdę potrzebowałam tej zmiany. Jednak im bardziej pociąg zbliżał się do granicy, która, przynajmniej na jakiś czas, miała odciąć mnie od mojego dotychczasowego życia, tym więcej miałam wątpliwości. Z jednej strony czułam odwagę, byłam niezależna, z drugiej już tęskniłam za tym, co zostawiałam za sobą. Byłam podekscytowana perspektywą wielu nowych znajomości i jednocześnie samotna. „Czy ktoś przyjdzie na dworzec? Czy ktoś w ogóle będzie tam na mnie czekał?” – myślałam.

I taka właśnie jest moja playlista, która przypomina o tamtej podróży. To muzyka na małe i duże ucieczki: trochę sentymentalna, trochę radosna, trochę niepewna i trochę ekscytująca.


autorka tekstu: Anna Ślusareńka (24) w redakcji „Szajn” zajmuje się przede wszystkim kulturą. Fake gamer girl, uwielbia horrory, keczup i pin-upowe sukienki. Martwi się na zapas i równocześnie marzy, że jej magisterka napisze się sama.