W jaki sposób opowiadać o śmierci? Każda śmierć jest osobista, powstały już miliony historii o umieraniu i żałobie. Mimo to wiele z nich potrafi wyjątkowo zaintrygować i wymyka się schematom. Często szukam w literaturze i filmie smutnych i trudnych historii z nutą czarnego humoru. W moim letnim repertuarze zetknęły się ze sobą dwie opowieści o śmierci – książka Bezmatek Miry Marcinów i film Babyteeth Shannon Murphy oparty na sztuce dramaturżki Rity Kalnejais. Mnogość wrażeń po pierwszej wizycie w kinie w trakcie pandemii natchnęła mnie do łączenia wątków i gry skojarzeń o różnego rodzaju brakach.
Oczekiwanie na śmierć skraca czas spędzany z ukochaną osobą, a jednocześnie sprawia, że nabiera on wyjątkowego znaczenia. Zwyczajne, codzienne gesty stają się najważniejsze. Córka w Bezmatku pisze listę rzeczy, które warto zrobić z umierającą matką – częste wychodzenie do restauracji czy kawiarni, wybaczanie lub przepraszanie, wspólne oglądanie telewizji, trzymanie się za ręce, szczera rozmowa o śmierci oraz nudzenie się. Ojciec w Babyteeth robi córce wiele zdjęć, by uwiecznić wspólne jedzenie i spacery, nie ukrywając przy tym wzruszenia jej przeczuciem, że śmierć jest blisko. Brak tabu wobec pokazywania emocjonalności wokół umierania bliskiej osoby w obejrzanej i przeczytanej historii pozwala odkryć cały wachlarz osobistych doświadczeń bohaterów.
Bezmatek oznacza pszczelą rodzinę pozbawioną królowej. Można ją poznać po chaotycznym zachowaniu pszczół i charakterystycznym dźwięku. Żałoba po matce skłoniła córkę w powieści Marcinów do wyszukiwania w internecie przypadkowych haseł. “Brak matki – co robić?” – dla niej brzmiało to absurdalnie. Okazało się, że na forach pszczelarskich jest to wyjątkowo poważny temat i rozmawia się o tym, jak można ulżyć osieroconym pszczołom. Pod wpływem tej lektury bohaterka udała się w pobliże opuszczonego ula, aby posłuchać, jak brzmi bezmatek. Brak pszczelej matki okazał się głośny i przejmująco smutny w odbiorze – wpływał na całą społeczność.
Babyteeth to dziecięce zęby, potocznie nazywane mleczakami. Kiedy wypadają, zastępują je stałe – “dorosłe”. W filmie Murphy obraz wyrwanego zęba jest klamrą – pojawia się na początku oraz na końcu i symbolizuje przekroczenie granicy dzieciństwa, za którą niestety czai się śmierć. Mimo młodego wieku Milla niezwykle dojrzale obserwuje świat i próbuje przeżyć jak najlepiej dany jej czas. Chwyta się kurczowo pierwszej miłości, która okazuje się także ostatnią. Brak mlecznych zębów kojarzy mi się z utratą dziecięcej niewinności, pierwszymi myślami o dorosłości, która dla Milli jest kresem życia.
Opowieść o matce w powieści Marcinów zaczyna się od wspomnień z dzieciństwa córki. Dobre rady i powiedzonka przeplatają się z obrazami chwil pełnych radosnej intensywności i swego rodzaju dystansu do rodzicielstwa. Mądra, dumna, “wysokoczarna” Lila ciągle marzy o lepszym życiu i zaprasza córkę do świata swobodnej wyobraźni. Chce zapełniać całą przestrzeń na malowanych przez siebie obrazach i tak samo w życiu ciągle wydaje mi się głodna czegoś więcej. Podejmuje się wielu prac i powtarza córce, że najważniejsza dla kobiety jest niezależność, pasja i nauka. Nie obchodzi jej zdanie innych ludzi i czuje sympatię do dziewczyn, o których mówi się źle – jest jedną z nich. To szczególnie mi bliski wątek, pod którym mogę podpisać się obiema rękami. Dziewczyny, o których mówi się źle nieraz wydają mi się tymi najciekawszymi do poznania, skoro spotkała je taka ocena. Obecnie dotyczy to na przykład wszystkich uczestniczek Strajku Kobiet. Lila często śpiewa z córką piosenkę o zmęczonej matce:
“Matka! Ciało ma zwiotczałe, goni resztką sił.
Czemu?
Bo ma dziecko małe, krew wypruwa z żył.”
Po wielu latach okazuje się, że to parafraza fragmentu spektaklu studenckiego teatrzyku Bim-Bom, piosenki z filmu Do widzenia, do jutra Janusza Morgensterna. Myślę, że mógł zainteresować Lilę atmosferą tęsknoty za innym życiem pełnym wolności i obecności sztuki, od którego odciąga przyziemne rodzicielstwo. Odgrywała tę scenkę z córką, trzymając ją za ręce i tańcząc. Do oryginału dodała pytanie zarezerwowane dla dziecka – kabaretowy okrzyk pełen zaskoczenia. Lila pomija początkową zwrotkę z oryginału:
“Matka noce całe
musi tańczyć, pić,
bo ma dziecko małe,
ma dla kogo żyć.”
Przypuszczam, że mocno się z tymi słowami identyfikuje. Sama znam wiele przypadków rodzin, w których matka bardzo się poświęca i mówi, że żyje głównie dla dzieci. Dla mnie jest to smutny przykład umniejszania życia samej matki.
Lila dostrzega jednak magię w codzienności, mimo braku pokrycia z marzeniami. Budzi się zawsze o tej samej porze, siadając przy oknie. Ten wątek przypomina mi zalecenie z Biegnącej z wilkami Clarissy Pinkoli Estés, by każda kobieta miała takie miejsce, do którego zawsze może wrócić, skojarzone z harmonią w każdym, nawet trudnym czasie. Lila dużo pije i pali. Rozmawia i bawi się z córką jak z najbliższą przyjaciółką. Jej opowieści o korzeniach rodziny ciągle się zmieniają, ale łączy je poczucie obcości. Nastoletnia córka słyszy od terapeutki, że matka jest tak naprawdę jej dzieckiem. Ten wątek jest coraz szerzej opisywany w psychologii np. w książce Katarzyny Schier Dorosłe dzieci: Psychologiczna problematyka odwrócenia ról w rodzinie – u mnie w kolejce do przeczytania.
Główna bohaterka Babyteeth dorasta mając świadomość, że może niedługo umrzeć. Z dnia na dzień traci wolę życia. Jej brak przywraca przypadkowo napotkany starszy chłopak. Milla od razu zaprasza Mosesa na obiad z rodzicami wyraźnie zaniepokojonymi nowym towarzyszem. Zakochuje się od pierwszego wejrzenia, a Moses w pewnym momencie po prostu wychodzi, nie zostawiając do siebie kontaktu. Dziewczyna wyraźnie imponuje mu otwartością i wkrótce przychodzi znowu ją zobaczyć. Ona kurczowo chwyta się intensywnego uczucia. Zmianę słychać w jej grze na skrzypcach i widać w codziennym zachowaniu. Moses jest koszmarem troskliwych rodziców – uzależniony od narkotyków, ma zakaz kontaktowania się ze swoją rodziną i okrada Millę z potrzebnych leków. Ona jednak uparcie widzi w nim coś więcej. Moses wyznaje, że przez swoją przeszłość nie wie, jak być z kimś, choć chce spróbować.
W Bezmatku brak ojca – on był po prostu drugim mężem mamy. Jest ojczym, ale wspomnienia o nim nie mają większego znaczenia. Lila kilkakrotnie wychodzi za mąż, ale żaden mężczyzna za nią nie nadąża. Wydaje się zatem, że od początku samodzielnie wychowuje dwie córki. Dla młodszej staje się całym światem. Po wyprowadzeniu się z domu nadal codziennie rozmawiają przez telefon. Trzydziestoletnia córka kopiuje zachowania swojej matki. Przyznaje się jednak, że marzy o zuchwalszym życiu. Widzi w matce ogromny potencjał, żałuje, że ta nie mogła poczuć się wolna, mając na utrzymaniu dwójkę dzieci. W pewnym momencie przestała pracować. Potrafiła jednak przetrwać, miała apetyt tworzenia i doceniała życie takim, jakie jest. I to wydaje się córce cenniejsze od sukcesów, których brak mógł doskwierać matce.
Muzyka jest ważnym wątkiem Babyteeth. Milla uczy się gry na skrzypcach u przyjaciela swojej matki. Kiedy córka była mała, Anna robiła karierę jako pianistka. Przez to ma ogromne wyrzuty sumienia, że nie spędziła z Millą wystarczająco dużo czasu. Tłumi je lekami przepisywanymi przez męża psychiatrę. Nie pomaga jej to w kontakcie z córką, która domaga się wspólnego grania. Anna boi się jednak nawet dotknąć klawiszy. Jej więź z córką jest wyjątkowo mocna, co jest mi osobiście bliskie. Milla to świetna obserwatorka – doskonale wie, że nauczyciel gry na skrzypcach kocha się w jej matce, z którą kiedyś występował, a porzucenie muzyki pozbawiło Annę pasji. Postać ojca jest tutaj wyjątkowo ważna. Rodzice dają ogromne wsparcie Milli, a codzienne życie czasami wydaje się sielanką. Henry jest w stanie zrobić dla niej wszystko – odnajduje Mosesa i prosi go o zamieszkanie z nimi, by zapewnić córce najlepsze momenty z jej kontrowersyjną miłością. Obiecuje mu dostarczać leki, do których ma swobodny dostęp.
Ważnym połączeniem książki i filmu jest według mnie poczucie osobliwości w przeżywaniu czyjegoś umierania. Mam wrażenie, że bohaterowie zdają sobie sprawę z tego, że ich zachowanie “na zewnątrz” mogłoby się wydać wyjątkowo nieadekwatne do sytuacji – jeśli ktoś poznałby ich historię w sposób powierzchowny, z łatwością mógłby surowo ich ocenić. Jednocześnie w obu historiach brakuje tabu – emocje wylewają się w sposób ekshibicjonistyczny. Czarny humor towarzyszy absurdalnym momentom, z którymi możemy skojarzyć własne historie – te nie do opowiedzenia każdemu. Córka w Bezmatku przyznaje, że jej żałoba trwa dłużej niż opisywana przez terapeutów, a jej przebieg nie jest bliski temu, jak się o niej mówi i profesjonalnie dokumentuje. Matka zdaje się nadal intensywnie obecna w jej życiu, nadając mu najwięcej treści. Córka jest świadoma poziomu toksyczności tego uczucia. Rodzice w Babyteeth doskonale wiedzą, że ich postępowanie jest niewychowawcze. Chcieli zakazać córce zadawać się z Mosesem, jednak ostatecznie mieszkają wszyscy razem, a on jest zakładnikiem uzależnienia. W pewnym momencie symboliczne staje się odstawienie leków przez matkę Milli. Nastolatka szybko zauważa, co trzyma Mosesa przy niej i czuje się zdradzona przez wszystkich, wyrzucając go z domu. On jednak wraca. Pomagają sobie przetrwać najtrudniejsze momenty. Ona wymiotuje z powodu nowotworu, on przez symptomy odstawienia substancji psychoaktywnych. Czy to banalne stwierdzić, że chciała go uratować, sama nie mając już przyszłości?
Bezmatek i Babyteeth łączy też emocjonalny trans – sposób opowiadania historii, sceny i słowa, które wwiercają się w umysł. Marcinów w wywiadzie dla Dwutygodnika pt. Matki nie odchodzą przyznaje, że fragmenty powieści przychodziły do niej nagle i gdzieś poza świadomością, dlatego zapisywała je “na świeżo” na telefonie. Dzięki temu wspomnienia przeplatają się z surrealistycznymi wizjami i możemy podążyć za ogromem uczuć towarzyszącym wyjątkowo osobistej historii. Czyli takiej, która może być nam wyjątkowo bliska albo przynieść wiele refleksji na temat własnych relacji. Brak autocenzury jest autentyczny i uruchamia empatię, choć niektórych prawdopodobnie zniechęci taka forma. Kto jednak ma prawo stwierdzić, że tak nie można opowiadać o śmierci?
Podążanie za otwartością Milli przypomina taneczny trans. Nauczyciel gry na skrzypcach puszcza jej muzykę, która pasuje do jej “zakochanej” gry – wtedy ona tańczy tak, jakby nikt jej nie widział. Pewnego dnia Milla zakłada najlepsze ubranie, niebieską perukę, maluje się i ucieka z domu przez okno w głęboką noc. Odszukuje Mosesa i idą razem na imprezę. Chce intensywnie się bawić w zupełnie obcym jej miejscu, gdzie wchodzi pewnie, a widz podąża za jej wyostrzonymi zmysłami. Zostawia Mosesa, z którym wita się namiętnie inna dziewczyna. Idzie przed siebie, trafiając do pustego pomieszczenia awangardowego klubu. To moja ulubiona scena – podchodzi do niej wyraźnie zafascynowana nią osoba w kosmicznie błyszczącym stroju, pozbawiona włosów tak jak Milla z powodu nowotworu. Tańczą przez chwilę i stykają się skórą, nie zamieniając ani słowa, choć wyczułam w nich wzajemne porozumienie. Brak dialogu w tej scenie zastępuje dla mnie wyjątkowo sugestywny obraz.
Czemu “brak” wydaje się słowem o negatywnym wydźwięku? Mira Marcinów i Shannon Murphy pokazują śmierć z perspektywy pełni życia, głodu wrażeń i nie pomijając żadnej trudnej emocji. Malowanie tak szczegółowego obrazu indywidualnej historii nie pozwala jednoznacznie ocenić bohaterów. Może naprawdę lepiej tego nie robić? A przynajmniej niezbyt szybko i z brakiem konstruktywności w ewentualnej krytyce. Jednocześnie wejście w tak intensywne światy daje możliwość silnego współodczuwania razem z bohaterami. Coraz częściej czytam i słyszę o radykalnej wrażliwości i empatii – dla mnie pojawiają się one w takich historiach jak Bezmatek i Babyteeth. Dla wielu osób mogą mieć terapeutyczny wymiar dzięki obserwacji otwartości bohaterek tych utworów. Chciałabym, żeby częściej brakowało również radykalnych ocen emocji czy postępowania także w przypadku Strajku Kobiet. Czuję, że wiele osób teraz odzyskuje głos i jeśli nie będzie im brakowało przestrzeni, on wreszcie wybrzmi. Być może brzydki, wulgarny, a może niepewny i łagodny – każdy zasługuje na wysłuchanie i brak uciszania choćby przez chwilę. Dopiero wtedy ma szansę się rozwinąć w coś wielkiego, w co wierzę. To dodaje mi otuchy w czasach dostarczających wielu powodów do czarnowidztwa. Ja lubię je osładzać dobrze opowiedzianymi historiami.
Autorka tekstu: Klaudia Lewandowska – zakochana w tworzeniu. Śpiewa i uczy się tańczyć z wachlarzami bojowymi. Trzema damami jej serca są teraz świnki morskie adoptowane z Lab Rescue – Bójka, Bajka i Brawurka.
Mentorki: Klaudia Miłoszewska i Klaudia Strzyżewska
fot. materiały prasowe