Wyrastałyśmy w świecie, w którym od przybytku głowa nie bolała. W latach 90. ludzie w końcu mogli wszystko kupić, robić, mówić. Przetasowali więc wartości tak, żeby mieć bardziej niż być. Każde pokolenie ma swoje bolączki i problemy. Moi dziadkowie uciekali przed bombami i chowali się w wysokich trawach przed hitlerowcami. Rodzice kombinowali, jak oszukać system i zdobyć dla nas pieluchy czy mleko w proszku. Głowili się, jak nas wykształcić i dać nam więcej, niż oni sami mieli. Tak ukształtowałyśmy się my, kobiety XXI w. z nieograniczonymi możliwościami i wolnym wyborem, spełniające swoje marzenia i skupione na rozwoju, zdobywaniu. Po co ten wstęp? Bez niego projekt Powrót do analogowego życia jest tylko stertą zdjęć.

Kochamy fotografię od dawna, z wielu powodów. Dzięki niej możemy zmaterializować swoje pomysły, emocje, strachy, fantazje. Dawno, dawno temu, nie miałyśmy pojęcia, co to jest lustrzanka. Była prosta cyfrówka, która dawała zdjęcia kiepskiej jakości, ale to nie jakość była najważniejsza. Lata mijały, dorobiłyśmy się pełnych klatek z lustrami z jasnymi obiektywami. Zachłysnęłyśmy się nieskazitelnością obrazków, pięknym bokeh, cudowną i zaplanowaną głębią ostrości. To był etap fotografii „zawsze i wszędzie”. Cyk, cyk, pyk. Do tego doszły smartfony, które robią zdjęcia o niebo lepsze od tych naszych cyfrówek z zamierzchłych czasów. Przyszło nowe niczym nieograniczone.

Pękające w szwach dyski od RAWów i miliona przeróbek. Ślęczenie nad komputerem po nocach i męczenie materiału. Nieograniczone możliwości powolutku zaczęły zabijać naszą kreatywność i radość z tworzenia. Coraz rzadziej zastanawiałyśmy nad sensem, celowością i wartością naszych zdjęć. Po co skoro naciśnięcie spustu migawki nic nie kosztowało? Przyzwyczaiłyśmy się do tego. Nadszedł etap fotografii mało świadomej.

W pewnym momencie zdecydowałyśmy się wrócić na chwilę do korzeni i nałożyć na siebie ograniczenia. Kupiłyśmy 2 małe analogowe aparaty szpiegowskie Minox35 i odstawiłyśmy na półkę lustrzanki do odwołania. Fotografia przestała być tania i zaczęła mieć swoją realną wartość. Filmy kosztują, potem trzeba je wywołać, zeskanować. Zabierałyśmy Minoxa w podróż, na sesje. Powoli, krok po kroczku, odkrywałyśmy fotografię na nowo. To etap powrotu do analogowego świata, czyli fotografia świadoma i wyczekana.

Dziś nadal realizujemy projekt z Minoxem, mamy swoje ulubione filmy, kolory. Odkurzyłyśmy też lustrzanki, ale nie cykamy już nimi zdjęć. Bierzemy je do ręki rzadziej, ale za to po coś.

Jakość nad ilość, wyświechtany frazes czy niewygodne stwierdzenie faktu? Zmusza do głębszej refleksji, świadomych wyborów, selekcji, a to na chwilę wyłącza z rzeczywistości. Wypadamy z młyna. Omijają nas wiadomości, posty, lajki, komentarze, sława. Nasze ego cierpi katusze.

W dobie braku jakichkolwiek ograniczeń zachęcamy do powrotu do analogowego świata, choć na chwilę, do zastygnięcia w tłumie i powiedzenia „nie, dziękuję” projektom, które nie mają dla nas sensu.


Autorki tekstu i zdjęć:

Edyta – trzydziestoczteroletnia miłośniczka zwierząt. Po kilku latach intensywnego życia w stolicy wróciła do rodzinnego miasta na Podkarpaciu, zahaczając o Azję Południowo-Wschodnią. Tu w zasadzie nie robi nic spektakularnego, za to uczy się doceniać to co ma. W wolnym czasie dzierga swetry, fotografuje, czyta filozofię po nocach i pisze do szuflady. Ukochana książka Sklepy cynamonowe Brunona Schulza.

Elwira – wrażliwa dusza, zafascynowana kulturą Afryki i muzyką w ogóle. Bez problemu przełącza się między utworami Mozarta i Niny Kravitz. Uspokaja ją lepienie kubków i czarek do picia naparów. Sporo czyta. Wszystkim, którzy szukają piękna poleca książkę Złota pagoda Mishimy Yukio i film Cinema Paradiso Giuseppe Tornatorego.

Więcej zdjęć na: By Gonet
Instagram: @by_gonet
Facebook: @bygonetphotos