Babci prawie nie znałam. Z jej wizyt, kiedy byłam jeszcze dzieckiem, niewiele pamiętam. Ciężko też powiedzieć, żeby uczestniczyła w moim późniejszym, samodzielnym życiu. Jedyne słowa, którymi raczyli jej postać rodzice to: „wariatka” lub „zdziczała” i na tych narzuconych prawdach rozmowa się kończyła.

Jednak przed każdymi świętami Bożego Narodzenia listonosz zostawiał w mojej skrzynce niewielką paczuszkę przewiązaną granatową wstążką. Ze środka zawsze wypadała sztywna kartka, wymiarami przypominająca pocztówki, które kiedyś pieczołowicie wypisywaliśmy i wysyłaliśmy do bliskich z wakacji. Na próżno jednak wybiega wasza wyobraźnia, jeśli pomyśleliście, że na kartce widniały podobizny reniferów, przyozdobiona choinka czy Mikołaj z rubasznym uśmiechem i zarumienionymi policzkami. Te prezenciki od babci były małymi arcydziełami. Ręcznie malowane, dominowały na nich kolory bezgwiezdnego nieba i wzburzonego morza. I muszę przyznać, że to babcia właśnie pokazała mi, że noc może mieć nieskończenie wiele odcieni. Bo na jej miniaturowych obrazkach zawsze, ale to zawsze panowała właśnie ta pora dnia i dopiero po północy rozgrywało się na nich życie, o wiele bardziej interesujące od mojego.

Malowidła pełne były rozmytych postaci unoszących się ponad ziemią czy zwierząt o świdrujących spojrzeniu, poubieranych od stóp do głów w szaty wyjęte prosto ze średniowiecznych historii.

Nigdy nie rozumiałam, dlaczego to ja dostawałam te przesyłki. Nigdy też się nad tym szczególnie nie zastanawiałam. Stały się one dla mnie elementem świątecznego krajobrazu, jak kiczowato oświetlone lampkami centra handlowe w tym okresie. Kiedy jednak minęły kolejne Święta, a pocztówka do mnie nie dotarła, poczułam dziwne ukłucie. Czy babcia o mnie zapomniała? Czy obraziła się, że nigdy jej nie odpowiedziałam? A może stało się coś, co uniemożliwiło jej wysłanie pakunku?

Ilustracja: Alexandra Dvornikova, Instagram: @allyouneediswall

Kilka dni później łatwo przyszło mi porzucenie tych myśli, a na miejscu tego zmartwienia pojawiła się obawa o Sylwestra, którego w tym roku miałam przygotować dla najbliższych przyjaciół u siebie w mieszkaniu. O północy, kiedy zaczęliśmy się cisnąć na obskurnym balkonie z uschniętymi kwiatkami, którym nie dane było dożyć nowego, na pewno wyjątkowego, albo chociaż bardziej wyjątkowego od poprzedniego roku, w głębi brzucha poczułam, jakby ktoś wcisnął mi pięść i zacisnął ją z moimi wnętrznościami w środku.

I chociaż szumiało mi już w głowie od bąbelków i płonnych zapewnień siebie samej, że tym razem spełnię wszystkie swoje postanowienia, a dookoła na niebie hucznie rozkwitały fajerwerki, nie słyszałam niczego. I miałam jedynie wrażenie, że obserwuję to wszystko zza dźwiękoszczelnej szyby.

Następnego dnia dotarła do mnie wiadomość o jej śmierci. Znalazła ją sąsiadka, która chciała życzyć jej udanego Nowego Roku. Choć ja i babcia nigdy nie byłyśmy blisko, ta wiadomość mną wstrząsnęła. Szybko się spakowałam i w biegu kupiłam bilet na pociąg. Na kacu i w zbyt cienkim płaszczu jak na styczniową temperaturę, wyszłam na ulicę pokrytą konfetti i wymiocinami. Cztery i pół godziny później dotarłam do celu. Stanęłam przed niewielkim, starym domkiem, przypominającym jeden z tych z opowiadań dla dzieci, w których samotnie mieszkała czarownica. Para, która wylatywała z moich ust kłębiła się przede mną i rozmywała chatkę. Nie weszłam od razu. Poczekałam aż palce u dłoni kompletnie mi zamarzną. Czy ja w ogóle powinnam tam wchodzić? Czy babcia by tego chciała? W końcu praktycznie się nie znałyśmy, łączyły nas tylko te kartki. Weszłam. No właśnie, kartki. W skromnym wnętrzu wisiały wszędzie. Ozdabiały ściany, z których odlatywał tynk, na lodówce podtrzymywały je kolorowe magnesy, w mikroskopijnej sypialni zwisały z sufitu na cienkich żyłkach. Ogarnęło mnie wzruszenie.

Dotarło do mnie, że prawdopodobnie byłam jedynym odbiorcą magii tych pocztówek, a tutaj znajdowało się jej centrum. Mały wszechświat konsekwentnie tworzony przez obcą, a jednocześnie bliską mi osobę.

– Twoja babcia była prawdziwą artystką. Z duszy i serca – ciszę przerwał łagodny, zabarwiony smutną nutą głos. – To ja do ciebie dzwoniłam. Jestem… Byłam jej sąsiadką. Powstrzymałam łzy i odwróciłam się w w stronę głosu, skinęłam głową.- Nie znałam jej za dobrze – wyszeptałam ze wstydem. Kobieta uśmiechnęła się. – Czekała na ciebie. Dużo o tobie mówiła. Wierzyła, że ty ją rozumiesz i pocieszało ją to. Uważała, że tylko ty jesteś w stanie rozszyfrować każdą wiadomość, którą ci wysyłała. Wiedziała, że niedługo tu przyjedziesz. – Na policzku poczułam gorącą łzę. – Za późno – wymamrotałam, próbując nie popłakać się przed obcą kobietą. – Może nie. Koniec końców… jesteś tutaj. Rozejrzała się po pomieszczeniu. – Nie spiesz się, możesz tu znaleźć wiele odpowiedzi, na pytania, których wcześniej nie zdążyłaś sobie zadać. Poczekam na ciebie na zewnątrz.


Autorka tekstu: Tatiana Zawrzykraj – lubi czytać to, co napisały Patti Smith, Susan Sontag, Zadie Smith. Inspiruje ją cisza, natura i mądrzy ludzie. Pisze scenariusze i opowiadania, cały czas się uczy.
Instagram: @tzawrzykraj

Tekst został zainspirowany ilustracją Alexandry Dvornikovej. Jej prace znajdziecie na:
Instagramie @allyouneediswall
Tumlbrze: https://allyouneediswall.tumblr.com/