Naprawdę się staraliśmy. Dawaliśmy z siebie wszystko, a każda kropla potu miała budować coś wspaniałego. Miała być fundamentem przyszłości. Przeliczyliśmy się jednak, bo fundament z potu, łez i krwi nie jest zbyt stabilny.
Pokładaliśmy nadzieję w tym, co robiliśmy. Żadne z naszych działań nie było przypadkowe i bez znaczenia. Tak nam się wydawało. Krzyczeliśmy, dopóki przełyk śliny nie sprawiał nam bólu. Błagaliśmy, kiedy żądania już nie robiły na nikim wrażenia. Ostrzegaliśmy, dopóki było już za późno.
Nasze pokolenie miało aspiracje. Żyć szybko, na bogato, na poziomie. Żyć tak, albo inaczej. Żyć tak, jak inni albo oby tylko nie jak inni. A teraz nie mamy już życia w ogóle.
Tworzyliśmy iluzję ratunku płóciennymi torbami, papierowymi słomkami wbitymi w plastikową przykrywkę od ulubionego restauratora McDonald’s. Dumni, z butelką filtrującą w dłoni, przemierzaliśmy ulice. Obserwowaliśmy ogrody betoniczne i krzyczeliśmy: ,,Jaka zmodernizowana ta Ziemia! Taka całkowicie na czasie!”. Tłumnie ustawialiśmy się w kolejkach do mieszkań wyrastających z ziemi z widokiem na kuchnię sąsiada. Codziennie oglądaliśmy, jak wyrzuca wszystko do zmieszanych, bo przecież teraz to wszystko sztuczne, zmodyfikowane, a segregacja to blef. I machaliśmy na to ręką. Brudy zamiataliśmy pod dywan, wrzucaliśmy do złego kontenera lub topiliśmy je w wodzie. Tacy właśnie byliśmy. Tak dbaliśmy o dom. Sprzątaliśmy powierzchownie, żeby tylko zadowolić gości. Przyjmowaliśmy ich pustymi hasłami, projektami Zielona Polska i chwaliliśmy, jak bardzo czarny i prawdziwy ma kolor nasz węgiel. I oni też się zachwycali.
Chcieliśmy ratować też pewne istoty. Inne niż my, egoistyczni ludzie, a robiliśmy to, żeby poczuć się lepiej. Żeby zmyć z siebie uczucie ignorancji. Udostępnialiśmy obrazki słoników, piesków, delfinów, jednocześnie głaszcząc pieski z pseudohodowli ze zmutowanymi pyszczkami i wkładając kotleta mielonego do paszczy. #Savetheanimals. #Savetheplanet.
Krytykowaliśmy też fast fashion, bo krzywda innych ludzi nie była nam obojętna. To szkodzi środowisku! Wyzysk ludzi! Wspierajmy małe firmy! Po czym szliśmy do sieciówki lub innej małej firmy, bo jej metraż w galerii handlowej miał jedynie sto metrów kwadratowych, a pracowały w nim zaledwie trzy zabiegane ekspedientki. Biedactwa. Co za wyzysk! Wspierajmy małe firmy! I wychodząc z siatkami papierowych toreb, pakowaliśmy im kolejne tysiące w tyłki.
Ulice znowu są puste bez ludzi zapatrzonych w końce własnych nosów lub paznokci, prosto od nowej kosmetyczki. Ponownie stworzyliśmy iluzję pozytywnych zmian.
Niektórzy z nas czują na sobie brzemię całego pokolenia. Nie powstrzymaliśmy ich. Nie krzyczeliśmy wystarczająco głośno. Dlatego mówimy w imieniu pokolenia, które stało się jednością, a zespoił nas błąd ignorancji i starania się „jako tako”. My, aktywiści, spisujemy swój testament i bierzemy odpowiedzialność za to, co teraz przeżywają wszyscy.
Albo nie, bo życia już nie ma. Z pewnością nie takiego, jakiego oczekiwaliście.
Teraz pozostaje nam jedynie przeprosić. Przeprosić Was, jeśli w ogóle istniejecie.
Generacja Z
Tekst: Maja Swakowska – pisarka, dusza humanistyczna i nieokiełznana ekscentryczka. Najlepiej odnajduje się w tematyce społecznej, ponieważ lubi pisać o tym, co dotyka ją samą. Wielbicielka zwierząt, ludzi oraz taniego, studenckiego wina.
Instagram: @maja.czenie
Ilustracje: Hanna Kaszewska (1989) – ilustratorka i artystka interdyscyplinarna. Proces twórczy traktuje jako próbę zrozumienia siebie i otaczającego ją świata.
Instagram: @kaszewskah
Korekta: Anita Głowacka (24).
Linkedin: anitaglowacka1997