Anna Cieplak od pierwszych stron swojej debiutanckiej powieści nie pozostawia wątpliwości: dojrzewanie to piekło. Przy pierwszym „zro-bisz mi lo-da?” wykrzyczanym przez drzwi przez przyszłą miłość głównej bohaterki, oczy otwierają się szeroko z niedowierzania, a ciarki na plecach nie opuszczą nas już do końca historii gimnazjalistek z Dąbrowy Górniczej. Historii, która każe nam wydobyć i odkurzyć głęboko zakopany obraz piętnastoletniej samej siebie, z którym prawdopodobnie część z nas miała nadzieję się już nie konfrontować.

Anna Cieplak, „Ma być czysto”. Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 232 strony, 2016

„Ma być czysto” mrozi krew w żyłach nie dlatego, że fabuła oparta jest na szokujących, skandalizujących wydarzeniach. Wręcz przeciwnie, świat nastolatek opisany przez Annę Cieplak jest na wskroś przeciętny, a na codzienność składają się takie problemy jak za późno otagowane zdjęcie na facebooku czy źle zaplanowany zestaw ubrań na randkę. Niby nic spektakularnego się tu nie dzieje (ot, obgadywanie, nauka całowania, przyjaźnie płynnie przechodzące w nienawiść i na odwrót, testy ciążowe robione bez wiedzy na temat ich działania, niefortunne wydarzenia towarzyskie, etc.), a jednak wrażenie, że dorastanie swędzi, uwiera i męczy, umacnia się z każdą stroną. „Mieć piętnaście lat to mieć przed sobą perspektywę przynajmniej pięciu lat uporczywych zaburzeń urojeniowych”, mówi Cieplak słowami jednej z bohaterek. To czas pełen kompleksów, wyobrażeń, niewiedzy i chaosu, pokus i obaw, ciągłej niepewności. Nieznane wcześniej aspekty rzeczywistości – własna seksualność, nierówności społeczne i płciowe, brutalność nieprzejednanego systemu – nagle wdzierają się do świadomości i zaczynają rozpychać granice ciasnego, dziecięcego świata. Wszystkie te nowe sfery życia trzeba jakoś przetrawić, najczęściej w oparciu o własne przypuszczenia, w najlepszym wypadku w kolaboracji z rówieśnikami, prawie zawsze w formie eksperymentu na samym sobie.

Powieść Anny Cieplak to ważny dokument czasów, które być może bezpowrotnie odchodzą do historii wraz z likwidacją instytucji gimnazjum. Autorce w bezpretensjonalny, boleśnie przenikliwy sposób udało się wydestylować ten zanikający na naszych oczach element rzeczywistości. „Gimbaza” opisana jest w „Ma być czysto” tak precyzyjnie, że ciarki przechodzą po plecach nawet tym, którzy po te niewdzięczne czasy nie muszą sięgać do najgłębszych otchłani pamięci. Powieść Cieplak nie jest jedynie sprawnym zapisem rzeczywistości przeciętnej polskiej piętnastolatki w przeciętnym polskim mieście – to przygnębiający pomnik czasów, w których o być albo nie być decydują adres zameldowania na właściwym osiedlu i znajomość odpowiednich osób, a w miarę beztroskie życie trzeba sobie kupić za ciężko wypracowane na śmieciowej umowie pieniądze. To przede wszystkim świetna opowieść o codzienności, w której walka ze zbiurokratyzowanym systemem może być jedynie mniej lub bardziej przegrana, niezależnie od tego, czy mamy piętnaście, czy czterdzieści lat.

Bohaterki powieści – Oliwia i Julka – są tak różne, że gdyby ich losy przypadkowo nie przecięły się w gimnazjum, nastolatki prawdopodobnie nigdy by się nie spotkały. Mają piętnaście lat, mieszkają w średniej wielkości polskim mieście i pochodzą z patchworkowych rodzin. Poza tym dzieli je wszystko – Oliwia mieszka na post-robotniczym osiedlu, opiekuje się rodzeństwem, a życie od najmłodszych lat uczy ją strategii przetrwania. Julia korzysta z uroków życia klasy średniej – mieszka w bardziej prestiżowej części miasta, wszędzie ma podwózkę samochodem, a w swoim liberalnym domu zawsze może liczyć na wsparcie. Mimo, że problemy obu dziewczyn są bardzo podobne, ich codzienności, ze względu na klasową przepaść między ich środowiskami, nie da się opisać przy pomocy jednej poetyki. Julka mieszka z kochającym ojcem i nieformalną macochą, czule nazywaną „partnerką”; Oliwia, pozostawiona samej sobie (i opiece kuratorium), nie ma ojczyma, lecz „konkubenta” pracującej w Niemczech matki. Między dziewczynami zawiązuje się nić przyjaźni, oparta na niewysłowionym podziwie dla tej drugiej i poczuciu, że mimo odmiennego wystroju ich mieszkań i jakości ubrań, są bardzo podobne. Oliwia zazdrości Julce dostatniego życia, ta zaś marzy o charyzmie Oliwii. Dziewczyny nawzajem prowadzą się przez mniej lub bardziej nieuniknione przygody nastoletniego życia: wagarują, zapewniają sobie nawzajem wieczorne alibi, popisują się, edukują seksualnie, opowiadają podkolororyzowane historie, pomimo niewielkich kryzysów w przyjaźni są nierozłączne. Obie mają chłopaków, z którymi nie czują się do końca komfortowo, ale przekonane, że tak to już jest, podtrzymują relacje.

Od przyjaciółek bije niesamowita siła – wydają się pogodzone z rolą, w którą już niebawem przyjdzie im się wcielić, nie buntują się przeciwko pozycji kobiety w społecznej hierarchii. Kiedy grupka chłopaków w drodze na koncert zupełnie je ignoruje, dziewczyny bez większych emocji organizują sobie czas same, przekonane, że to bardziej wartościowa forma rozrywki. Z jednej strony znajdziemy w „Ma być czysto” sporo bolesnych dowodów na istnienie przepaści między płciami, która w naszym społeczeństwie z wiekiem się jedynie pogłębia, z drugiej jednak obserwowanie siły, którą kobiety potrafią z tej sytuacji czerpać, jest pokrzepiające. Oliwia i Julka, mimo że dopiero raczkują w tym świecie podziałów, wiedzą, że muszą być twarde, żeby się w tej komplikującej się roli odnaleźć i nie zginąć. Mimo, że Oliwka, która od małego kolekcjonuje niełatwe życiowe doświadczenia, wydaje się bardziej asertywna, to właśnie niepewna siebie Julka w sytuacji zagrożenia zachowuje zimną krew i postanawia się ratować. Zaciągnięta w przysłowiowe krzaki zakochana dziewczyna decyduje, że jej pierwszy raz nie wydarzy się w miejskim lasku z pijanym wyznawcą „prawdziwej polskości” po koncercie neonazistowskiego zespołu – zaczyna uciekać, świadoma, że to koniec ich związku. Czasami aż trudno w tę siłę uwierzyć – skąd tę dziwną mądrość czerpią pozostawione samym sobie piętnastolatki? Śledząc losy gimnazjalistek, próbowałam sobie przypomnieć nastoletnią siebie, która w żadnej mierze nie mogła się pochwalić tym samym poziomem samoświadomości i asertywności. Czy to bezgraniczna wiara autorki w swoje bohaterki, czy może faktycznie wychowane na mediach społecznościowych dziewczyny przechodzą przyspieszony kurs ról społecznych, w które równie szybko się wcielają?

Na pierwszy rzut oka „Ma być czysto” to wciągająca powieść dla o nastolatkach, która dobrze się czyta bez względu na wiek czytelnika. Przygody Julki i Oliwki faktycznie nie pozwalają oderwać się od lektury, ale tym, co wydało mi się najbardziej przejmujące, była wszechobecna samotność, bijąca tak ze świata nastolatek, jak dorosłych. Autorce udało się mistrzowsko wpleść w narrację bardziej uniwersalne spostrzeżenie o świecie, w którym wszyscy, niezależnie od wieku są tak samo bezradni, samotni i mali wobec wszechmocnego systemu, a jedyne, co się zmienia, to charakter problemów. Ojciec Julki jest sam z powracającym pytaniem „co robię nie tak?”; Madga, nieformalna macocha od lat po cichu zmaga się szykanami ze strony eksżony Maćka; Oliwka, odesłana do ośrodka wychowawczego i odizolowana od przyjaciół fizycznie doświadcza samotności; cierpienie związane z samotnością eksżony znajduje swoje ujście w niekończących się pretensjach do Julki. Mimo, że w „Ma być czysto” nie mówi się o tym na głos, każda postać jest tu w pewien sposób bezradna i samotna. Cieplak każe swoim bohaterom perfekcyjnie odgrywać swoją społeczną rolę – o postaciach nieformalnej macochy, eksżony, edukatorki seksualnej czy konkubenta matki Oliwki wiemy tyle, ile mieści się w ramach każdej z ról: ich przynależność klasowa, wiekowa, płciowa, etc. W rezultacie dostajemy kompendium wiedzy o polskości – bohaterowie wydają się pogodzeni ze swoją pozycją na społecznej drabinie i nie starają się walczyć z czuwającym nad dyscypliną bezdusznym państwem. Jednym w bardziej przejmujących momentów jest rozmowa Rycha – „konkubenta” matki Oliwii z Magdą, „partnerką” ojca Julki, w której zrezygnowanie sięga zenitu: „Madzia. Słuchaj. Ja to nie ty, tak jak Oliwka to nie twoja ta… jak jej jest? […] Julka, no właśnie. Z nami nikt się nie policzy”

Anna Cieplak opisuje swoich bohaterów z czułością i uwagą, zachowując przy tym bezpieczny dystans. Nie ocenia, nie stara się na siłę zadawać pytań, a tym bardziej naprowadzać na odpowiedzi. Zdaje się mówić „tak jest i koniec” – oprócz nielicznych wątków (żołnierze wyklęci i młode pokolenie polskich „patriotów”) Cieplak skupia całą swoją uwagę na wnikliwej obserwacji nastolatek, dając im pełne prawo do takich zachowań, jakie w okresie hormonalnej zawieruchy wydają się nieuniknione. Z podobną powagą pochyla się nad problemem małej ilości „lajków” pod zdjęciem, jak nad strachem przed niechcianą ciążą. Problemy zlewają się ze sobą wbrew „dorosłej” logice, tworząc spójny obraz dorastania. „Wsiąknąć” w świat nastolatek pomaga warstwa stylistyczna i struktura powieści – krótkie, niekiedy dwustronicowe rozdziały budzą skojarzenia z postami na blogu, a język narracji tak do złudzenia przypomina ten z gimnazjalnych korytarzy, że jego prostota i infantylizm (i nieuniknione w tym przypadku błędy stylistyczne) czasami wręcz drażnią. Ta dokumentalna precyzja pozwala autorce uniknąć odwoływania się do stereotypów związanych z dojrzewaniem (nie znajdziemy tu szalonego buntu, próżno szukać skandali z udziałem gimnazjalistów, o jakich niekiedy głośno w brukowcach) – zamiast tego z bliska przygląda się ulotnym relacjom między przyjaciółmi, emocjom, po których po kilku minutach nie ma już śladu i pierwszym rozczarowaniom, na które świat dorosłych wydaje się głuchy. Świat „Ma być czysto” nie jest ani ozdobiony lukrem, ani bardziej odpychający niż ten za oknem – jest przeciętny, szaro-szary, zupełnie nieinteresujący i w tym leży jego przeszywająca i wciągająca prawdziwość. Polska skonstruowana przez Annę Cieplak, niby spoza marginesu wyobraźni, wydaje się niebezpiecznie bliska i dziwnie znajoma.

 

autorka recenzji: Ania Nauwaldt (27) – architektka, choć sercem kucharka i cukierniczka. Kolekcjonuje pomysły, na których realizację brakuje jej kilku godzin każdej doby. Mieszka to tu, to tam, co ją trochę ekscytuje, a trochę męczy. Miłośniczka prostoty, śniadań i spędzania czasu przy stole z ulubionymi ludźmi. Najbardziej lubi słuchać i patrzeć. Czasem boi się myśleć, kim będzie, jak dorośnie.

autorka ilustracji: Zuzanna Wicha (22) – niestrudzona dokumentatorka życia codziennego, która gdy tylko może włóczy się po mieście z aparatem analogowym lub szkicownikiem. Studiuje historię sztuki na UW, rysuje, tworzy kolaże i pisze. Urodziła się w święto Dziadów, więc prawdopodobnie jest wiedźmą. Matka dwóch szczęśliwych drzewek awokado. Można ją znaleźć na Instagramie i Facebooku.