Poza tym, że przyswajam niewyobrażalnie dużo treści filmowych, a bohaterów seriali traktuję jak najlepszych kumpli, czasem mam również wrażenie, że sama gram w jakimś kameralnym i niskobudżetowym filmie, który mógłby z powodzeniem zostać wyświetlony na festiwalu Sundance. Cała akcja rozgrywa się w jednym pokoju. Bohaterami są zagubieni, smutni kochankowie w średnim wieku.

Można powiedzieć, śladem popularnej grupy funkcjonującej na FB, że nie wierzę w życie pozafilmowe. Gdy myślę o transcendencji, wieczności, ale także naszych ludzkich małych przysięgach w stylu „na zawsze” – myślę przede wszystkim filmami. Dlaczego?

Po pierwsze, filmy stwarzają iluzję wieczności. Mam wrażenie, że tylko w disnejowskich bajkach oraz komediach romantycznych padają słowa „na zawsze” i chociaż podskórnie wszyscy wiemy, że nic nie trwa wiecznie, gonimy „białego króliczka” w nadziei, że następnym razem „na zawsze” nabierze prawdziwego wymiaru i w końcu poczujemy się szczęśliwi i bezpieczni.

Po drugie, filmy tworzą uniwersalne, tym samym zawsze aktualne obrazy. Wszystko już było. Cokolwiek nam się przytrafia, zapewne zostało już wcześniej opowiedziane na srebrnym ekranie, co w pewnym sensie oznacza niekończącą się powtarzalność najróżniejszych scenariuszy. Miłość, przyjaźń, zauroczenia i… śmierć to motywy, które „na zawsze” będą determinowały nasz los.

Po trzecie, filmy zatrzymują czas w miejscu. Istnieją bowiem takie ekranizacje, które zostają z nami „na zawsze”. Można do nich wracać i odnajdywać ukojenie w znanych na pamięć dialogach. Bohaterowie się nie starzeją i obojętnie ile razy obejrzymy daną ekranizację, zakończenie „na zawsze” pozostanie takie samo. Żadnych niespodzianek i rozczarowań. Chcecie poznać moją listę filmów niezastąpionych? No to jedziemy!

Wybierz życie 


via GIPHY


Filmem do którego wręcz obsesyjnie wracam jest Trainspotting. Pierwszy raz historię grupy szkockich ćpunów obejrzałam w ósmej klasie szkoły podstawowej. Mark Renton i Sick Boy odkryli dla mnie Iggy’ego Popa, dzięki któremu z kolei dotarłam do Davida Bowiego, zakochując się w nim „na zawsze”, podobnie zresztą jak w Rentonie – tym absolutnie wyzutym z sumienia i skrupułów słodkim manipulatorze, na którego ostatecznie nie można się gniewać – w końcu, każdy (poza Spudem) postąpiłby tak samo.

Co roku w święta, zamiast oglądać Kevina, odpalam Trainspotting, biorąc głęboki wdech i za Rentonem powtarzam:„Dlaczego to zrobiłem? Mam milion odpowiedzi. Niestety, fałszywych. A poważnie to jestem złym człowiekiem. Muszę się zmienić. Więcej czegoś takiego nie zrobię. Sprzątam po sobie i w drogę. Wybieram życie. Nie mogę się już doczekać”.

Skoro Markowi udało się zerwać z heroiną i wybrał życie, mi również się uda zmienić złe nawyki – zastąpię fast foody zdrowym jedzeniem, rzucę alko, zmienię pracę, zakocham się i tego nie spieprzę.

Wybierz życie 2 


via GIPHY


Kto widział Trainspotting 2, ten wie, że Mark Renton spieprzył wszystko, a życie które wybrał, nie spełniło jego oczekiwań. Spotyka się z grupą swoich równie zmęczonych rzeczywistością kolegów i okazuje się, że jedyne co się liczy to przeszłość. Genialna scena, w której Veronika siedzi na kanapie, a Mark i Simon – kiedyś zwany Sick Boyem – wciągając kreskę za kreską kokainy, próbują wprowadzić ją w swój dawno utracony świat. Powraca Iggy Pop, w tle rozgrywa się kolejny raz mecz piłki nożnej z 1978 roku, w którym Archie Gimmel strzelił gola Holandii, a chłopaki przypieczętowują swoją przyjaźń niczym innym, jak kojącym strzałem heroiny. Moje przyjaciółki mieszkają daleko. Spotykamy się raz na kilka lat, próbując wskrzesić chwile, które przepadły „na zawsze” i zapomnieć o tym, jak bardzo spieprzyłyśmy. Być może na stole nie ma kresek kokainy, ale przez moment wszystko jest tak, jak miało być – w tle leci White Stripes, Franz Ferdinand i Lily Allen – a my znów jesteśmy razem.

Poznałaś mnie w bardzo dziwnym okresie mojego życia 

via GIPHY

Zostaliśmy wychowani w duchu telewizji, wierząc, że pewnego dnia będziemy milionerami, bogami ekranu. Ale tak się nie stanie. Powoli to sobie uświadamiamy. I jesteśmy bardzo, bardzo wkurzeni” – mówi podczas jednego ze swoich monologów Taylor Durden w filmie Fight Club. Jedynym sposobem na wyzwolenie jest upadek. Odrzucenie wartości, którymi karmi nas skomercjalizowany, kapitalistyczny świat, a także miłość. Fight Club to jeden z najpiękniejszych filmów o zwyciężającej przeciwności losu miłości. Finałowa scena, w której Marla i Narrator/Taylor stoją trzymając się za ręce i patrzą na wybuchające budynki porusza mnie do dziś. Sama nigdy nie pozwoliłam sobie na upadek, kurczowo trzymając się mebli z Ikei, bezpiecznej rutyny, wygodnego samochodu i pozornego poczucia bezpieczeństwa, przekreśliłam także ważny dla mnie związek – cóż, spotkaliśmy się w dziwnym momencie mojego życia.

Myślę, że tylko głupi ludzie funkcjonują w udanych związkach



via GIPHY

Niektóre znajomości po prostu nie mają prawa przetrwać. Spełniają swoją funkcję w odpowiednim czasie i miejscu. Zupełnie jak dziecięce przyjaźń Rebecci i Enid z Ghost World. Podobnie było ze mną i Magdą – przyjaciółką z podwórka. Na zakończenie szkoły podstawowej otrzymałyśmy medal „papużek nierozłączek” za wzorcową wręcz przyjaźń. Dziś nie składamy sobie nawet życzeń urodzinowych. Magda urodziła się 13. lutego – dzień przed walentynkami, jej znak zodiaku to wodnik, ma wielkie piwne oczy, długie włosy i usta w kształcie serca. Kojarzy mi się z lalkami Barbie, grami Pegasus, fascynacją duetem Roxette. Teraz jest mamą trójki dzieci, ma psa i dwa koty. Wyszła za mąż za swoją licealną miłość.

– Utknęłam. Bywa łatwiej? – Nie.

via GIPHY

Historia Boba Harrisa i Charlotte z Lost in Translation to druga z najpiękniejszych opowieści o miłości w historii kina. Sama związałam się ze starszym o piętnaście lat wykładowcą. Wieloletnia przyjaźń z biegiem czasu przerodziła się w związek. Wszystko rozgrywało się „między słowami”. Pewnego dnia zostałam na noc i tak mieszkamy ze sobą już ponad trzy lata. Od czasu do czasu słuchamy Jesus and Mary Chain, My Bloody Valentine. Davida Bowiego, Iggy’ego Poppa i Nirvany. Czy jednak cokolwiek stało się łatwiejsze? Nie. Czy czuje się bezpieczna? Nie. Czy odnalazłam spokój? Nie.

Zdaje się, że jedynie „smutek będzie trwał wiecznie” (Vincent Van Gogh, 29 lipca 1890, ostatnie słowa).




autorka tekstu: Marta – niedawno weszła w wiek chrystusowy, a to zobowiązuje – przynajmniej do refleksji nad sobą, światem, a czasem także słowami „na zawsze”. Na co dzień jest filolożką i socjolożką, autorką licznych tekstów o charakterze marketingowym. Obecnie wywraca swoje życie do góry nogami. Prowadzi bloga o seksie, a także planuje otworzyć internetowy butik z wyjątkowymi gadżetami erotycznymi. Uwielbia filmy oraz Davida Bowiego, ale to już o niej wiecie.