Ojej, jestem w magazynie! Kolejna nowa rzecz, kolejne doświadczenie, kolejny debiut. Tak się składa, że właśnie mija rok od mojego pierwszego publicznego występu. Niestety, to jeszcze nie Broadway ani Globe Theatre – mowa o YouTubie. Pierwszy filmik wrzuciłem w maju 2016 i od tamtego czasu moja malutka publika nieco się rozrosła, a co za tym idzie, dostawałem i nadal dostaję, mnóstwo pytań o to, skąd biorę pomysły, jak wygląda cały proces robienia filmiku, ale przede wszystkim, jak znalazłem w sobie odwagę, żeby pokazać twarz przed kamerą (tak, tylko czekałem na możliwość wspomnienia o swoim kanale :).
Ten rodzaj „kariery”, jak każdy inny zresztą, wymaga zarówno technicznego, jak i mentalnego przygotowania. Nie jestem, i pewnie nigdy nie będę, specem w od technologicznych nowinek, więc nie będę nawet próbował się w nie zagłębiać. A co się tyczy strony mentalnej… Wystawiając się na „pokaz”, narażamy się na krytykę i żeby jej uniknąć, staramy się robić wszystko jak najlepiej. Ale krytyka jest nieodzownym elementem życia ludzkiego, jakkolwiek to nie zabrzmi. Przekonałem się o tym tuż po wrzuceniu do sieci swoich pierwszych filmików. Choć mówiłem w nich o tolerancji, chorobach psychicznych i innych ważnych i trudnych tematach, to i tak dostawałem negatywne komentarze. Ogrom z nich dotyczył mojego wyglądu, domniemanej orientacji seksualnej bądź płci.
I tu pojawia nam się kolejny aspekt publicznego debiutu – hejt (ang. hate – nienawiść). Krytyka i hejt to dwie różne rzeczy. Przyjrzyjmy się im bliżej.
Zasadnicza różnica pomiędzy krytykiem a hejterem jest taka, że ten pierwszy faktycznie chce nam jakoś pomóc. Poświęca czas na złożenie zazwyczaj dość obszernego, szczegółowego komentarza, w którym wymienia dostrzeżone błędy, i bardzo często proponuje własne rozwiązanie.
Kiedy zamiast wyzwisk pojawiają się argumenty, do tego rzetelne, warto je wziąć pod uwagę, a może nawet coś dopracować, albo, jeśli czujemy, że są nie na miejscu, najzwyczajniej w świecie olać. Tej ostatniej opcji jednak nie polecam, bo nie zawsze jesteśmy w stanie obiektywnie stwierdzić, co jest nie tak. Kiedy jednak zamiast argumentów widzicie wyzwiska i bardzo sarkastyczne emotikony, wiedzcie, że macie do czynienia z hejterem. Sam zetknąłem się z nim nie raz. Jak już wcześniej wspomniałem, dostawałem X komentarzy na temat wyglądu i orientacji. Z początku hejterzy nie przyczepiali się do treści zawartych w filmikach, bo nie mieli ku temu powodów. Przecież o wiele łatwiej napisać obcej osobie, że jest gejem/lesbijką (jakby to było jakąś obrazą), niż powiedzieć, że rzetelny materiał na temat anoreksji czy depresji wcale taki rzetelny nie jest. To wymaga zgłębienia tematu, złożenia poprawnych gramatycznie i logicznie zdań, może też znajomości interpunkcji. Dla hejtera to zdecydowanie za dużo roboty. Na początku czytałem każdy jeden komentarz, bo odzew był całkiem spory. I nawet jeśli na dwadzieścia pozytywów trafił się jeden hejt, potrafił zaboleć. W sumie nie ma się czego wstydzić. Człowiek nie jest z kamienia i mocne słowa często ranią. Mój kanał funkcjonuje od maja, dalej regularnie nagrywam i mało tego, czytam i odpowiadam na komentarze.
Żeby znaleźć sposób na hejt, trzeba najpierw przeanalizować jego przyczyny. Jedną z najbardziej prawdopodobnych jest zwyczajna ludzka zazdrość. Kiedy zaczynacie jakąkolwiek działalność publiczną, może się z nią wiązać perspektywa zdobycia nie tylko uznania, ale też innych profitów, a to budzi w hejterach zawiść. Zauważcie, że hejterzy zazwyczaj kryją się pod anonimowym obrazkiem lub nickiem, podczas gdy wy pokazujecie twarz i występujecie pod własnym nazwiskiem. Hejter nigdy nie jest na tyle odważny. Zyskaliście rozgłos, publikę? On tego nie ma. Może nie czuje się wystarczająco interesujący, może brakuje mu odwagi, albo przyczyna jego frustracji leży jeszcze gdzieś indziej. Wtedy hejter zamienia się w psa ogrodnika i myśli sobie: „Skoro ja tego nie mam, to dlaczego inni mają to mieć?”.
Tu pojawia się kolejne pytanie: „Czy warto się tym przejmować albo wdawać w dyskusję?”. W obydwu przypadkach odpowiedź brzmi „nie”. Hejtera nie przegadamy.
Jeżeli chcemy zniżać się do jego poziomu i obrzucać nawzajem inwektywami, to proszę bardzo, droga wolna. Ale nic tym nie osiągniemy, a hejterowi damy pożywkę. Kulturalna dyskusja z osobami o odmiennych poglądach jest super, bardzo często nas wzbogaca i pozwala spojrzeć na świat z innej perspektywy. Rozmowa z hejterami nie jest możliwa, ponieważ ich celem jest cię upodlić i zniszczyć to, co udało ci się osiągnąć. Dlatego właśnie nie warto zbytnio zważać na ich słowa. Wyobraźcie sobie trzyletnie dziecko, które bije was pluszową zabawką. Owszem, możecie na nie nawrzeszczeć, zabrać zabawkę i ukarać (nad hejterem niestety nie macie takiej władzy). Możecie też starać się je przekonać, żeby odłożyło zabawkę (która i tak nie zrobi wam krzywdy), albo po prostu poczekać, aż dziecko się znudzi. Gwarantuję, że prędzej czy później to nastąpi.
Jak ja radzę sobie z hejtem? Prosto. Śmieję się. Nic tak nie irytuje hejtera jak „ofiara”, która wyśmiewa jego metody. W ostatnich dniach pod jednym z moich filmików pojawił się komentarz, którego tak właściwie spodziewałem się już na początku i tylko czekałam na moment, aż ktoś zbierze się na odwagę. „Zabij się” – tak właśnie brzmiał ten komentarz. W swoich filmach mówię o depresji, poruszam temat samobójstw, więc komentarz pasował jak ulał. Znam osoby, które z pewnością poczułyby się nim dotknięte. Na pewno by go usunęły, a może i zaczęły rozważać usunięcie całej swojej platformy. Osoba o anonimowym nicku, kryjąca się pod cudzym zdjęciem profilowym, każe mi się zabić. Tak po prostu. Gdybym usunął komentarz, zostawił go bez odpowiedzi albo próbował odpowiedzieć sensownie, dałabym hejterowi satysfakcję, co dla mnie z kolei byłoby małą, osobistą porażką. Co więc najlepiej zrobić? Śmiać się hejterom w twarz. Ich to zdenerwuje, a wam poprawi humor.
Tekst:„Alex” Krzysztoń (19) – YouTuber, czynny działacz w sprawach LGBTQ+, wiecznie rozgadany, egalitarianin, katoliczk, zapalony fanatyk wszystkiego, co związane ze sztuką i Wielką Brytanią.
więcej: instagram, grupa
Ilustracje: ilustraDORA (27) – ukończyła Politechnikę w Poznaniu (2013) i na co dzień zajmuje się architekturą. Ilustracja jest jej pasją i miejscem, w którym może być sobą. Inspiruje ją otoczenie, podróże, ludzie, wspomnienia, muzyka, natura. W jej ilustracjach dominują półrealistyczne portrety i motywy zwierzęco – roślinne.
więcej: www.ilustradora.pl, instagram, facebook