Powoli przestrzenie Internetu oczyściły się z zalewu viralowego trendu na porównania pod hasztagiem #10yearschallenge (i całe szczęście). Nie czuję specjalnej potrzeby porównywania czegokolwiek sprzed 10 lat ze stanem rzeczy na dzień dzisiejszy, ale… jest jeden wyjątek. To mniej więcej właśnie 10 lat temu po raz pierwszy (świadomie) zakochałam się w dziewczynie. A ponieważ masowo pochłaniałam filmy, szukając w nich wskazówek oraz prawd życiowych, rozpoczęłam przygodę z filmami, które miały mi dostarczyć wiedzy jak by tu nawiązać romantyczną relację z dziewczyną.

Były to czasy, kiedy namiętnie wciągałam kinematografie Pedro Almodovara, Davida Cronenberga i Davida Lyncha. Uwielbiałam także oglądać piękną Sandrę Bullock, zbliżając się do filmów bardziej popularnych i mainstreamowych. Jednak tamte seanse w niczym nie były mi pomocne.

Bo jak pocałować dziewczynę? Przecież proces dotarcia do tego etapu jest na pewno inny, niż z chłopcem (nie jest) i pewnie zupełnie inaczej to wszystko wygląda (ponownie: nie). Z perspektywy czasu widzę, że większość z filmów, na które wtedy natrafiłam była co najmniej niepokojąca, a wydźwięk zawsze był dramatyczny lub nawet krwawy.
Nie pamiętam już, co było pierwsze – serial Skins czy film Czarny Łabądź. Zacznę więc od tego, który zawierał zaledwie z przebłysk tematu. Czarny Łabędź (2010, reż. Darren Aronofsky) opowiada losy tancerki, która gotowa jest poświęcić absolutnie wszystko, aby być najlepszą i podporządkowuje całe swoje życie dyktaturze baletu. Do studia tanecznego przychodzi Lily, która ma talent, ale również posiada o wiele bardziej frywolne podejście do ćwiczeń. Aby nie spoilerować zbytnio, jeśli ktoś filmu nie widział, powiem jedynie, że fantazyjna scena ich erotycznego zbliżenia mogła się stać jedną z przyczyn, dlaczego obejrzałam ten film w kinie aż dwukrotnie. Mila Kunis przemawia do mnie w 100%.

Ale nie o samą namiętność się przecież rozchodzi. Brytyjski serial Skins w drugiej „generacji” bohaterów wprowadził lesbijską parę: uroczo nieśmiałą Emily i zbuntowaną (choć równie nieśmiałą) Naomi. Droga do ich zbliżenia oraz nawiązania relacji była powolna, pełna wątpliwości, obaw i ucieczek. Ale również słodyczy i delikatności, która łapała za serca, nawet tych niespecjalnie romantycznych. Ich pocałunek w lesie czy też trzymanie się za ręce przez otwór na listy w drzwiach wejściowych, po kłótni, to sceny na długo zostające w głowie.

Na delikatności i napięciu bazował także przepięknie nakręcony, stylowy film Pękniecia (2009, reż. Jordan Scott) z oszałamiającą Evą Green. W żeńskiej szkole pojawia się nowa uczennica, która szybko okazuje się wyjątkowo zdolną gimnastyczką (zwłaszcza jeśli chodzi o skoki do wody). Staje się pupilką nauczycielki, którą wielbią pozostałe uczennice z sekcji pływackiej. Chociaż nie ma w tym filmie za bardzo scen wyrażających wprost romantyczne podteksty, cały film wręcz buzuje od napięcia, fascynacji i uwielbienia. Ach i ta przepiękna scena dziewczęcej kąpieli w jeziorze w świetle księżyca! Jednak ostrzegam – sielanka nie trwa tam długo, a szybko wszystko zaczyna przybierać coraz bardziej niepokojących odcieni.

Były też inne filmy, które skąpane w klimacie lata. Między innymi Lato miłości wyreżyserowane przez Pawła Pawlikowskiego (2004) czy Niebiańskie istoty (1994, reż. Peter Jackson). Tylko, że ciepła aura i tak nie chroniła ich przed smutnym końcem. Lub horrorem, bo tak klasyfikowany (przez swoje zakończenie) bywa czasem ten drugi film. Ale jeśli wybieracie na dany wieczór film z Kate Winslet, proponuję zastąpienie seansu Titanica właśnie Niebiańskimi istotami i niesamowity świat wyobraźni głównych bohaterek.

Jeśli za mundurem panny sznurem, to dodatkowa kolejka się ustawia również za zakonnicami i innymi fartuszkami. Kochałam Annabelle (2006, reż. Katherine Brooks) opowiada historię romansu niepokornej uczennicy z nauczycielką katolickiej szkoły dla dziewcząt. Chociaż to tytuł, któremu nadaje się rangę kultowego, mnie osobiście nie porwał. Natomiast film Siostro, moja siostro (1994, reż. Nancy Meckler) zdecydowanie mocniej zapada w pamięć, chociaż może być to także kwestia brutalnego zakończenia i rodzaju więzi. Akcja filmu rozgrywa się w 1932 roku, we Francji. Dwie siostry, które wychowane zostały w klasztorze, przywdziewają fartuszki i rozpoczynają pracę jako służące w domu bardzo wymagającej arystokratki. Sceny erotyczne w filmie są dość śmiałe, wzbudza to jednak mieszane odczucia, ze względu na ich kazirodczą naturę. Dodatkowo film oparty jest na prawdziwej historii.

Na koniec warto także wspomnieć Fucking Åmål (1998, reż. Lukas Moodysson), który również zaliczany jest w poczet filmów kultowych. W małym szwedzkim miasteczku, w którym nie dzieje się nic szczególnego, dwie dziewczyny w okresie dorastania zaczynają odkrywać wzajemną fascynację. Żeby nie było wątpliwości co do gatunku filmowego – jest to oczywiście dramat.

Co ciekawe, nie natrafiłam w tamtym czasie na słynny serial The L word (i wciąż pozostaje on przeze mnie nieobejrzany), a niebawem planowana jest premiera jego nowego sezonu, „po latach”. Całe szczęście aktualnie wybór jest większy – zarówno w kwestii seriali, jak i filmów. A także oferuje większy wachlarz możliwych zakończeń niż rozpacz lub hmm… większa rozpacz. Ale o tym, następnym razem.

Playlista z trailerami wspomnianych filmów:

__________________________________

Autorka tekstu: Magdalena Sobolska (27) – artystka wizualna, absolwentka Instytutu Kultury Polskiej, specjalizacji Kultura Wizualna. Chce wyrosnąć na reżyserkę-innowatorkę. Instagram to jej ulubione social media (@magdalenasobolska).

Autorka ilustracji: Aneta Dmochowska (26) – absolwentka historii sztuki i kulturoznawstwa, która codziennie rozważa powrót na studia, najlepiej na pięć kierunków naraz. Jedną z prac magisterskich, pisanych po nocach w towarzystwie dziesięciu litrów kawy i ścieżki dźwiękowej z nowej ekranizacji „Anny Kareniny” Joe’go Wrighta, poświęciła pokazom mody, drugą – wystawom mody w Nowym Jorku. Obecnie pracuje w branży mody.