Jeszcze raz ugryziesz to jabłko, to wstanę i ci przyłożę” — myślę, nakładając słuchawki i nerwowo wyszukując na Spotify jakiegoś kawałka, którego dźwięki najbliższe będą pile mechanicznej. Zastanawiam się, jak tym razem poradzę sobie, siedząc obok głodnego pasażera podczas podróży pociągiem. Jeszcze trzy godziny, repertuar rozpoczynamy od zielonego twardego jabłka, a w planie są też czipsy w szeleszczącej torebce oraz kawa z termokubka, idealnego naczynia do siorbania. 

Jestem mizofoniczką. Kiedy ktoś obok mnie głośno je, mój mózg odczytuje to jako atak. Każde ugryzienie jabłka wywołuje u mnie dokładnie taką samą reakcję, jak uderzenie w twarz, jeśli więc ktoś chciałby mnie napaść na ulicy, wystarczy, że zacznie jeść papierówki.

O istnieniu mizofonii dowiedziałam się kilka lat temu. Wcześniej najbliższe otoczenie naśmiewało się z moich reakcji na dźwięki spożywania jedzenia. Właściwie nadal to robi. Ewentualnie unika mojego wzroku podczas radosnego chrupania owoców, połykania herbaty czy siorbania rosołu.

Mizofonia polega na tym, że centralny układ słuchowy w mózgu nie działa tak, jak trzeba, i wysyła mylne sygnały porównywalne do tych, jakbym uczestniczyła w bójce ulicznej. Jeśli kiedykolwiek ktoś was uderzył, z pewnością potraficie przywołać w pamięci to uczucie gwałtownej chęci oddania ciosu. A teraz wyobraźcie sobie, że uczucie to towarzyszy wam na co dzień, bo przecież codziennie spotykamy kogoś, kto je, prawda?

Typowe „mizofoniczne dźwięki”, to te dotyczące spożywania jedzenia (również żucie gumy), chociaż z czasem gama drażniących mnie dźwięków poszerzyła się o gwizdanie, sapanie, drapanie, szczotkowanie zębów oraz stukanie i pstrykanie palcami. Te dźwięki nie przeszkadzają, tak jak na przykład pisanie kredą po tablicy czy przejechanie widelcem po talerzu, one wywołują wrażenie, jakby ktoś stosował wobec mnie agresję.

Wyleczyłabym się z mizofonii, gdyby istniała taka możliwość. Serio, to nic fajnego, kiedy jest się ocenianym na podstawie reakcji mózgu, której nie jest się w stanie kontrolować. Póki co jednak mało kto mizofonią się zajmuje, nie jest ona nawet sklasyfikowana jako osobne zaburzenie! A przecież to paskudztwo nie pozwala spokojnie pracować, uczyć się, podróżować ani spędzać czasu z ukochanymi osobami.

Dlatego postanowiłam napisać instruktaż postępowania dla mizofoników i ich bliskich. Wiem, że osób takich jak ja jest więcej, a tym, którzy nie doświadczają (dzięki Bogu!) mizofonii, może będzie łatwiej zrozumieć, dlaczego siorbanie może doprowadzać do szału, a honorowe miejsce w torebce mizofonika zajmują słuchawki.

Instruktaż postępowania dla mizofoników i ich bliskich (oraz całego otoczenia)

By móc zastosować niniejszy instruktaż, mizofonika należy przede wszystkim rozpoznać. O to właściwie dość łatwo, czasem jednak można pomylić go z panią z biblioteki wymagającą zawsze absolutnej ciszy (chociaż, kiedy tak o tym myślę, nie jest wykluczone, że od kandydatów na bibliotekarzy wymaga się mizofonii).

Po pierwsze, mizofonik warczy

Zanim zda sobie sprawę z tego, że nim jest, oraz że nic nie może z tym zrobić, jedynie unikać męczących dźwięków, mija trochę czasu. Do tego momentu, zwłaszcza kiedy jest dzieckiem i nastolatkiem, reaguje niekontrolowaną wściekłością.

Jeśli więc masz do czynienia z mizofonikiem, który warczy… 

Podeślij mu ten tekst lub poleć wpisanie hasła „mizofonia” w Google. Świadomość, że nie jest się jedyną osobą we wszechświecie, która nie chodzi do kina tylko ze względu na odgłosy jedzenia popcornu, pomaga zrozumieć problem i pracować nad metodami osiągania spokoju.

Po drugie, mizofonik nie rozstaje się ze słuchawkami

Openspace. To słowo przeraża każdego mizofonika. Nawet jeśli w biurze gra już radio, ale kolega przy biurku obok postanawia delektować się na zmianę jabłkami i orzeszkami, a szefowa wesoło siorbać kawę, mizofonik i tak wyciągnie słuchawki i włączy własną muzykę.

Jeśli więc masz do czynienia z mizofonikiem, który wyciąga słuchawki w miejscu, w którym już gra muzyka…

Pozwól mu na kilka minut odciąć się od nieprzyjemnego dźwięku i zasłuchać w tym, co przynosi mu ulgę. Po kilku minutach będzie znów zrelaksowany i nawet nie będzie pamiętał, że przed chwilą ktoś chrupał.

Po trzecie, mizofonik potrafi nagle wyjść do innego pomieszczenia i zająć się czymś bezsensownym

Zapowiada się miły wieczór z przyjaciółką. Siedzicie razem na kanapie, oglądacie ulubiony serial. Masz wielką ochotę na kakao i ciasteczka. Przegryzasz pierwsze ciastko i zauważasz, jak w milczeniu twoja przyjaciółka wstaje i idzie do sypialni, w której nie ma nic oprócz łóżka i szafy. I naprawdę nie masz pojęcia, co ona tam robi przez następne pięć minut lub do momentu, w którym znikną ciasteczka i kakao.

Jeśli więc masz do czynienia z mizofonikiem, który nagle wychodzi do innego pomieszczenia…

Jesteś w kontakcie ze świadomym mizofonikiem. Możesz albo szybko zjeść ciasteczka, albo poczęstować mizofonika, ponieważ podczas wspólnego spożywania posiłków słuchanie nieprzyjemnych dźwięków nie wywołuje męczącej reakcji (najprawdopodniej uwaga zostaje w całości zagospodarowana czynnością jedzenia, choć to tylko wynik moich obserwacji, nie badań medycznych). Pokusiłam się nawet pewnego dnia o teorię, jakoby mizofonia była pozostałością zwierzęcego instynktu, który roboczo nazwałam „nikt nie będzie jadł obok mnie, jeśli ja nie jem”, ale musiałam obalić moją tezę w momencie, w którym odkryłam, że nawet przy całkowicie zaspokojonym głodzie reaguję tak samo. Oznacza to, że…

Po czwarte, kiedy ty jesz, mizofonik zawsze chce jeść razem z tobą

— Masz ochotę na nachosy? — pytasz.

— Nie lubię nachosów, są twarde i smakują jak drewno z solą, a jak je podgrzewasz w mikrofalówce, robią się gumowate i nadal smakują jak drewno z solą.

Przygotowujesz zatem porcję drewna dla siebie, sięgasz po pierwszy trójkąt z kukurydzy, drugi, trzeci i nagle twoja ręka napotyka jakąś drugą rękę i orientujesz się, że to ręka tej samej osoby, która przed chwilą zrobiła tobie wykład na temat niskich walorów smakowych nachosów.

Jeśli więc masz do czynienia z mizofonikiem, który je razem z tobą…

Postarajcie się jeść o tej samej porze i przygotowywać przekąski, które smakują wam obu.

Po piąte, mizofonik cmoka, wydycha powietrze lub stęka

Uwielbiam Jasia Fasolę za minę niezadowolonego człowieka czekającego godzinę w kolejce. Dokładanie tę minę widzę w szybie autobusu, którym jadę i którym jedzie również człowiek jedzący orzeszki. Niestety zdaję sobie sprawę, że oglądam własne odbicie, i że to na mojej twarzy pojawia się wyćwiczony grymas Rowana Atkinsona. Czasami zdarzy mi się również cmoknąć, wznieść oczy do nieba, wypuścić nosem najprawdopodniej całe powietrze z płuc, chrząkać lub wezwać imię Pana Boga na daremno.

Jeśli więc masz do czynienia z mizofonikiem, który cmoka, wydycha powietrze lub stęka…

…a do tego jesteś źródłem dźwięku, lecz masz pokojowe zamiary, postaraj się jak najszybciej skończyć czynność, która wydaje nieprzyjemny odgłos. Cmokający mizofonik najprawdopodobniej nie może wyjść do innego pomieszczenia i zapomniał słuchawek. Stara się jednak opanować i daje ujście swoim odczuciom w najmniej szkodliwy sposób.

Po szóste, mizofonik się gapi

Wyobraź sobie podróż pociągiem. Ale nie nowym Intercity, tylko tym starym rzęchem z przedziałami. Tak, tym, w którym wszystko cuchnie, w środku lata jest włączone ogrzewanie, a do umieszczenia bagażu w odpowiednim miejscu wymagane są umiejętności interpersonalne, ewentualnie kilka miesięcy na siłowni. Na przeciwko siedzi młoda dziewczyna, zdjęła buty, ma skarpetki w wiewiórki, czyta książkę. Nawet miło się uśmiechnęła, kiedy zobaczyła, że nie masz w ręce puszki Żubra, tylko laptopa.

Minęły już dwie godziny podróży, to doskonały czas na małą przekąskę. Na przykład te orzechowe chrupki kupione na stacji. Sięgasz do plecaka. Sympatyczna dziewczyna śledzi całą trajektorię paczki, a potem kolejnej chrupki, którą wkładasz do ust i z właściwym sobie chrupnięciem przegryzasz. Sympatyczna dziewczyna się na ciebie gapi. Jej twarz całkowicie zmieniła rysy i już nie przypomina miłej dziewczyny w skarpetach w wiewiórki tylko samą wiewiórkę, do tego wściekłą, a właściwie to szczura.

Jeśli więc masz do czynienia z mizofonikiem, który długo utrzymuje na tobie wzrok…

…. oraz przypomina wściekłą wiewiórkę, zapytaj, czy przypadkiem nie jest mizofonikiem. Jeśli tak, chyba wiesz już, co można zrobić. 🙂

Na koniec najważniejsza rada, tym razem dla samych mizofoników. Nie bójcie się o mizofonii mówić. Zaskoczy was, z iloma lękami zmagają się inni. Dzięki rozmowie o mizofonii dowiedziałam się np. o strachu przed dziurkami oraz reakcji silnego obrzydzenia na białe guziki od koszuli. Odkryłam również, że wśród moich znajomych znajdują się inni mizofonicy, a ludzie, którym nigdy nie przyszłoby do głowy, że siorbanie może być dla mnie tak męczące, zaczęli rozumieć moją potrzebę nagłego wyjścia do pomieszczenia obok. Poza tym głęboko wierzę, że im więcej będziemy rozmawiać na ten temat, tym większa szansa, że zwrócimy na problem uwagę lekarzy. Lub chociaż sprawimy, że nasza rodzina i przyjaciele będą wiedzieli, jak z nami postępować. 😉

A tutaj krótki filmik o mizofonii.

 

 

Autorka tekstu: Agata Boruta (25) — projektantka komunikacji o poważnym tytule magister redaktor, prowadzi razem z tatą pracownię zaproszeń ślubnych Paperiette. Żyje w Walencji, gdzie opowiada o kulturze i języku hiszpańskim praktykantom z zagranicy. Kiedy tylko może wisi na rurce, wygina się przy Yoga with Adriene, ogląda kotki na Youtube albo zajada się pomidorową sałatką.

Autorka ilustracji: Dorota Kamińska (23) — fanka kotów, pizzy, leżenia i rysowania. Niestrudzenie walczy z prokrastynacją. Próbuje dorosnąć i zostać ilustratorką. Instagram, behance i fanpejdż.