Coraz częściej algorytmy podpowiadają mi, jak się ubierać, jeść czy nawet czesać włosy. Gdy spotykam się z tymi nagłówkami nie wiem, czy powinnam odbierać to osobiście, czy przełknąć dumę i faktycznie spróbować się czegoś dowiedzieć. Myślałam, że dawno już nauczyłam się tych prostych codziennych czynności. Okazało się, że owszem – potrafię je robić, ale nie tak dobrze, jak te niesamowite francuskie dziewczyny.

Dobrowolny research

Skłamałabym gdybym powiedziała, że nie jest to dla mnie interesujący temat. Zdecyduję się więc jedynie na małe kłamstewko, mówiąc, że działa on na mnie hipnotyzująco, wbrew mojej woli. Zwykle decyduję się zatracić w tym temacie, gdy moja pewność siebie gubi się gdzieś na kilka chwil. W tej króliczej (czy tam francuskiej) norze spędzam wtedy nawet kilka, z założenia produktywnych godzin. Gdy już po raz piętnasty rozważam zmianę mojego całego światopoglądu, otrząsam się. Zauważam wtedy, że cała wiedza, jaką udało mi się zebrać, dotyczy rad kilku losowych Francuzek, które zdecydowały się opowiedzieć Alexie Chung, co decydują się ubrać na pierwszą randkę z facetem swoich marzeń. Dzięki mojej szerokiej (niestety) znajomości tematu, w samym tym zdaniu zauważam błąd. Te kobiety nie marnują przecież czasu na rozmyślanie o kochankach.

Czego więc im zazdrościmy?

Studiując więcej artykułów oraz filmów na YouTubie, niż jestem w stanie się przyznać, zauważyłam, iż najwidoczniejszą, a zarazem najbardziej drażniącą cechą w koncepcie „francuskiej dziewczyny” jest ich domniemana prostota, idąca w parze z bezwysiłkowym stylem życia. Gdybyście jeszcze nie były tego świadome, to właśnie tego pragniemy się od nich nauczyć – wkładania zjawiskowo małej ilości wysiłku, w te codzienne czynności, których mój komputer stara się mnie nauczyć.

Każda z nas spotkała się z obrazem „niechlujnie” zrobionego koka czy nieskazitelnie czystej cery, której nikt nie odważyłby się przecież pomalować. Bawią mnie podpisy, opisujące ten look jako „prosty” czy „na szybko”. Czemu nagle wstydzimy się przyznać, że fryzura udała nam się dopiero za piętnastym razem, a nasza cera faktycznie nieskazitelna była wtedy, gdy, raczkując, uczyłyśmy się nie jeść rzeczy z podłogi? Kontynuując ten wzór, podcinamy sobie nawzajem skrzydła i ukrywamy nakład sił, jaki codziennie wkładamy w nasz wygląd. Ten z założenia bezwysiłkowy, jeśli chodzi o urodę, styl życia powinien nam się kojarzyć z gimnazjalnym kujonem, który to ponoć „znów nie przygotował się do sprawdzianu”, a dostał 5. Stwierdzenie to oczywiście mija się z prawdą i podświadomie denerwuje wszystkich. Stąd moje pytanie: dlaczego mamy potrzebę ukrywania pracy, jaką włożyłyśmy w to, aby dobrze się czuć we własnym ciele? A może już niedługo będziemy chwalić się wyrzuceniem szczoteczki i naturalnym miętowo-eukaliptusowym zapachem z buzi?

Przykra zawartość konceptu „francuskiej dziewczyny”

Jeżeli macie wrażenie, że tekst ten dotyczy dosyć okrojonego obrazu rzeczywistości, nie mylicie się. Oprócz ciągłego udowadniania nam, że we Francji kwestia poświęcenia się dla dobrego wyglądu nie istnieje, jest jeszcze jeden problem. We wszystkich wspomnianych przeze mnie artykułach, przyozdobionych nagłówkiem Ask a French girl, czytamy wypowiedzi skrupulatnie dobranych paryżanek – białych, szczupłych i pięknych kobiet. Gdybym miała francuskie korzenie (o czym, jak myśli mój komputer, śnię po nocach) byłabym lekko dotknięta obrazem, jaki został przez nie stworzony. Wydawać się może, że pragniemy uzyskać informacje jedynie od tych kanonicznie atrakcyjnych dziewczyn. Informacje, których kategorie także są dosyć skąpe. Chcemy się dowiedzieć, jak wprowadzić francuski styl do samych „typowo kobiecych” płaszczyzn naszego życia. Jeżeli te dziewczyny faktycznie są tak wspaniałe, to dlaczego spotykamy się jedynie z mizoginistycznym kontentem, odbierającym im tę dziką iskrę, jaką są faktycznie obdarzone?

Ucieczka przed wzorcem

Domyślam się, że źródłem utopijnego obrazu Francji są głównie książki i filmy, w których zachwyt skupia się głównie na latach 20. w Paryżu. Ta wizja przedstawiona jest między innymi w filmie O północy w Paryżu, gdzie muzy wielkich artystów to młode, zagubione w życiu Francuzki. Być może nie powinniśmy kierować się właśnie tym obrazem, stworzonym przez reżysera (i wielbiciela młodych kobiet) Woody’ego Allena.

Postarajmy się więc uniknąć zderzenia z rzeczywistością, a mianowicie doznania pośredniego syndromu paryskiego. Jest to dolegliwość, która pojawia się u turystów odwiedzających Paryż. Towarzyszy ona osobom, które w znacznym stopniu zawiodły się obrazem tego miasta. Przywołując ten syndrom, nie próbuję w żaden sposób zaprzeczyć niepodważalnej zjawiskowości tego miejsca, ale chcę zwrócić jedynie uwagę na wyobrażenia, które kształtują się w naszych głowach od lat. To nic dziwnego, że miasto, które jest miejscem życia prawdziwych, oddychających ludzi, nie jest podobne do bajkowej krainy, o której czytaliśmy w książkach czy z którą spotkaliśmy się w wielu filmach. Pamiętajmy więc, że podobna sytuacja może nas spotkać przy poznaniu pełnego (!) obrazu francuskich dziewczyn, a nie jedynie konceptu, któremu nie sposób dorównać.

Gratuluję więc wszystkim, które codziennie widząc nagłówki Ask a French girl, decydują się je omijać. Posiadanie obrazu nieskazitelnej rzeczywistości, która wydaje się być na wyciągnięcie ręki, jest pomocne. Umożliwia nam to odpoczynek od brudów życia codziennego i marzenie o dorównaniu osobom zamieszkałym we Francji. Lubimy to, lubimy mieć cel. Jeżeli ma nim być wyimaginowana postać, która robi wszystko lepiej od nas i kosztuje ją to wiele mniej wysiłku, niech tak będzie. Pamiętajmy jednak, że dla każdej z nas „francuska dziewczyna z marzeń” oznacza coś zupełnie innego.


Tekst: Apolonia Chojnowska (20) – studentka socjologii (która lubi to co robi), kocia mama oraz pedantka w świecie organizacji. W wolnym czasie najczęściej tancerka i koneserka taniego wina (pasje te świetnie udaje jej się połączyć).
Instagram: @apolonja

Korekta: Anita Głowacka (24)

Fot. Ozan Culha, Pexels.com