Czasem jestem mężczyzną. Jestem silny, maluję ściany i spluwam na chodnik. 

Jednocześnie nienawidzę mężczyzn. Może bardziej pasuje –  boję się ich, nie ufam im. 

Te dwie części mnie mieszkające obok siebie zazwyczaj nie wchodzą sobie w drogę. Są momenty, kiedy czuję zgrzyt –  jak mogę być facetem, kiedy tak wielu facetów krzywdzi? Jest mi wstyd eksplorować swoją męskość – zapominam, że tożsamość płciowa to nie wybór. Doceniam moją wersję męskości, istnienie jako trochę-chłopak, czasem-chłopak. Chociaż lubię być widziane jako mężczyzna, nie chcę być odbierane jako zagrożenie. 

Kiedy jestem facetem, trudno mi tę męskość odebrać. Misgenderuj mnie ile chcesz, mów, co chcesz, catcalluj. Zaśmieję się – i tak jestem mężczyzną. To nie jest tak, że bycie facetem daje mi więcej siły – kiedy ubieram się stereotypowo kobieco, też jestem pewne swojej tożsamości. Dalej się też boję – boję się mężczyzn i krzywdy, która tak często idzie z nimi w parze. Nawet w najbardziej męskie dni się ich boję. Kiedy idą za mną, siadają obok w autobusie lub stoją trochę za blisko. Jak mogę lubić własną męskość, skoro jest tak blisko przemocy? 

Nie jestem męskie w sposób, w jaki są cispłciowi, heteroseksualni mężczyźni. Momentami żałuję, że nie doświadczyłum bycia małym chłopcem. Wydaje mi się, że socjalizacja do roli męskiej, oprócz grania w gałę, łączy się z czynieniem krzywdy i nieświadomością skutków swojej uprzywilejowanej pozycji. 

Nie muszę w takim stopniu oduczać się toksycznej męskości, konfrontować z tym, że moja płeć kojarzona jest z przemocą, że osoby jak ja krzywdzą na tak wiele sposobów. Moje bycie chłopakiem, chociaż nie wolne od stereotypów, nie więzi niemożliwością okazywania emocji. 

Czasem podejrzewam, że moja męskość jest podrobiona – to przecież tylko uczucie. Nie znam cudzych przeżyć, nie wiem, czy tak samo jej doświadczają. Brakuje mi rozmów o męskości, zrozumienia, czym jest dla innych. Z drugiej strony bycie trochę-chłopakiem to nie wybór, ekspresję mam taką, jaka jest mi najbliższa.

Z innej strony są momenty, kiedy za bardzo bronię własnej męskości. Na chwilę znika zrozumienie, co znaczy „I hate men” czy “kill all men” – wydaje mi się, że to słowa wycelowane we mnie. Chwilę później wracam do świadomości, że nie chodzi o mnie, tylko o przemoc mężczyzn, patriarchat, ciągłe uczucie strachu, które jest wspólnym doświadczeniem tylu grup, które nie są białymi cishet mężczyznami. Przypominają mi się podłe teksty, niechciany dotyk i złość, którą trzymam specjalnie na okazję, kiedy dziad w autobusie przygląda mi się zbyt długo.

Często ekspresja płciowa – nie tylko męska – daje mi siłę. To moc wyrażona w energii, szybkim kroku czy postawie. Jednocześnie jestem słabym mężczyzną, słabą osobą w ogóle. Brak siły fizycznej jest zupełnie czymś innym, kiedy jest się facetem. Moje doświadczenie na granicy bycia chłopakiem wymaga siły – żeby dorównać cispłciowym mężczyznom i żeby się przed nimi obronić. Myślę, że gdybym było cispłciowym facetem, byłobym też uznawane za słabe psychicznie. Na szczęście moja pozycja daje mi przestrzeń na przeżywanie emocji, na wyrażanie siebie i czułość.

Nie wiem, dla kogo jest moja męskość.

Chciałubym wierzyć, że jest tylko dla mnie, wolna od toksyczności i patriarchalnej opresji, ale to fantazja.


Tekst: Maras Tomasz Jezior (on, onu, ono/ich) – osoba trans i queer, zajmuje się edukacją i pisaniem na temat tożsamości, języka i równości. Marzy o tworzeniu bezpiecznej przestrzeni dla osób LGBTQ+ oraz uwidacznianiu ich w szerszym dyskursie.

Ilustracje: Kinga Fischer – projektantka graficzna, malarka i ilustratorka. Studia magisterskie ukończyła w Instytucie Edukacji Artystycznej w pracowni Malarstwa w Warszawie. Inspirują ją spacery po nieznanych miejscach, obserwowanie ludzi i trafione zestawienia kolorystyczne. Leniwie publikuje swoje prace na insta: @fischka__