Doskonale pamiętam czas, kiedy nie było Messengera, Facebooka i nawet Instagrama. Ludzi poznawałam na forach tematycznych, czatach czy blogach, bo sama takie prowadzę od… prawie zawsze. W erze mediów społecznościowych łatwiej utrzymać kontakt z kimś, kto mieszka pół tysiąca kilometrów od ciebie, nawet jeśli wasze style życia się od siebie diametralnie różnią. Dziesięć lat temu było trochę inaczej.

Inaczej, bo Facebook dopiero raczkował w Polsce, żeby połączyć się na Skypie trzeba było mieć kamerę zamontowaną do monitora oraz mikrofon. Internet w telefonie był, ale raczej ogałacał konto z kasy, niż rzeczywiście łączył z siecią.
Prowadziłam wtedy bloga, jednego z wielu w swoim życiu i właśnie przez niego poznałam K., a w sumie przez naszą wspólną znajomą. Było to dla mnie ekscytujące, rozmawiać z kimś, kto wychował się w innym miejscu, miał inne spojrzenia na świat, a jednak udało się nam złapać wspólny język. Nie byłyśmy wtedy jeszcze wiecznie podpięte do internetu, dlatego najczęściej „umawiałyśmy” się na konkretne godziny, by ze sobą popisać.

Na żywo spotkałyśmy się po trzech latach. Doskonale pamiętam, jak dzień przed wyjazdem nasze mamy rozmawiały ze sobą na Skype, tak na wszelki wypadek, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości tego, kto siedzi po drugiej stronie ekranu.

Tymczasem żyjemy w erze smartfonów, mediów społecznościowych oraz aplikacji, które mają ułatwić nam życie. Wszystko to, co kiedyś wydawało się niemożliwym do postawienia krokiem milowym, już dawno stało się naszą codziennością. Żeby porozmawiać z przyjaciółką mieszkającą prawie pięćset kilometrów ode mnie, nie muszę podpinać miliona rzeczy do swojego przenośnego już komputera – wystarczy kilka kliknięć na moim smartfonie. Żeby pogadać, wyrzucić z siebie siedzące w głowie problemy nie muszę się z nią umawiać na konkretną godzinę. Najpewniej nie jest połączona do sieci 24/7 jak ja, jednak wiem, że prędzej czy później odpisze albo oddzwoni, jeśli akurat nie mogła rozmawiać.

Internet daje wiele możliwości nie tylko na rozwijanie swoich umiejętności, ale również na poznawanie ludzi. Stanowi wielkie ułatwienie dla ludzi, którzy są zamknięci w sobie i otworzenie się do kogoś w realu jest dla nich o wiele trudniejsze, niż kliknięcie w „napisz wiadomość” na Messengerze. Właśnie w taki sposób poznałam wielu moich teraźniejszych znajomych. To, że poznałam ich przez internet, że najczęściej mieszkają daleko ode mnie, w tym momencie nie utrudnia nam kontaktu.

D. poznałam przez Twittera, gdzie zaczęłyśmy rozmawiać o wspólnej uczelni, na której miałyśmy studiować od października. Od słowa do słowa okazało się, że „nadajemy na tych samych falach”, a oprócz uczelni mamy wiele innych o wiele ciekawszych tematów do rozmowy. Ona podróżuje, ja siedzę w domu, ona mieszka w Krakowie, ja chwilowo poza. Media społecznościowe sprawiły, że mimo tego wszystkiego jesteśmy ze sobą „na bieżąco”. Tak samo jak z K. – wysyłamy sobie zdjęcia, rozmawiamy, dzwonimy i czasem rozmawiamy przez Facetime. A gdy się spotykamy, wciąż nie brakuje nam tematów do rozmów. Nawet jeśli siedzimy naprzeciwko siebie wgapione w telefony.

Przyjaźń internetowa to jednocześnie fajna, ale skomplikowana sprawa. Jest w naszym życiu wiele momentów, które chcielibyśmy dzielić ze swoimi najbliższymi.

Zdane sesje, obrony, inne ważne wydarzenia. Wyjść razem na kawę, obgadać ważną sprawę „już i teraz, to znaczy za pół godziny w naszej ulubionej kawiarni”, a rzeczywistość jest taka, że próbujecie rozmawiać na Messengerze, ale pisanie tylu rzeczy jest męczące, a znowu na video rozmowę nie ma czasu, albo ktoś jest obok, albo internet szwankuje i „słuchaj, to zgadamy się jutro”. Tyle, że do jutra to nie będzie o czym rozmawiać… Z K. od wielu lat próbujemy wyrobić sobie jakąś rutynę kontaktu przez video rozmowy. Zanim jednak dogadamy się kiedy, o której, i jak długo (zawsze dłużej, niż przewidujemy), o tych rzeczach, które chciałyśmy poruszyć już zapominamy, a godzina czy półtorej minie nam na omawianiu bieżących spraw i sytuacji. Z D. wygląda to zupełnie inaczej – często spotykamy się na kawę, zakupy czy jedzenie, jednocześnie gadamy ze sobą codziennie, nawet jeśli miałaby to być krótka i szybka wymiana zdań pod tytułem „zajebiście!!!!!!”, albo „głupia jesteś, nie rób tego”. Wiemy, która co robi o danej porze, wiemy, czemu nie odpisuje, dzielimy się zdjęciami, muzyką, screenami, i jesteśmy ze sobą w miarę na bieżąco.

Nie jestem w stanie porównać tego, jak wygląda przyjaźń „w realu” bo większość znajomości, jakie zawiązałam, dzieje się przez internet. Znajomi, których poznałam w szkole i na studiach wciąż są znajomymi, dobrymi znajomymi, jednak nie rozmawiam z nimi o wszystkim. Może ma na to wpływ odległość, która jest dla mnie czymś bezpiecznym – nie muszę bać się czegoś powiedzieć, bo ta osoba nie stanie za pół godziny przed moimi drzwiami. Nie zobaczę tego, jak zareaguje na wiadomość, reakcję poznam po wystukanej w nerwach wiadomości. Później wszystko będzie, jak kiedyś.

Wiem jednak, że i tu, i tu pojawia się czasem zazdrość, czasem brak czasu, a nawet i brak ochoty na rozmowy.

Ile razy zdarzyło się milczeć przez parę dni, tygodni, miesięcy. Ale to może wyglądać tak samo nawet wtedy, kiedy twoja przyjaciółka mieszka dwa piętra niżej, i po prostu nie możecie na siebie patrzeć, choć o nic się nie pokłóciłyście.
W czasach mediów społecznościowych dzieląca nas odległość przestała mieć znaczenie. Ta samo jak milion innych rzeczy, które normalnie wpływałyby na naszą przyjaźń. To, że poznałam je w taki, a nie inny sposób, wcale nie umniejsza ani naszej relacji, ani temu, że internet przejmuje kontrolę nad życiem realnym. To stało się już dawno temu, nie mieliśmy na to wpływu. W końcu w naszych rękach leży to, jak wykorzystamy dane nam możliwości. Czy do rozwijania swoich umiejętności, odnajdowania osób o podobnych zainteresowaniach, czy oglądania ulubionych seriali. Jak długo zadowala nas obecny stan rzeczy, tak długo wszystko jest w porządku. Poza tym, w internecie są najfajniejsi ludzie tylko szkoda, że z niektórymi nie można wyskoczyć na kawę. Albo piwo 🙂

__________________________________

Autorka tekstu: Aleksandra Wolna (25) –  książkoholiczka, przyszła autorka bestsellerów, blogerka. Od pięciu lat prowadzi bloga o książkach, ogląda za dużo seriali, nawiązuje znajomości przez internet i czeka na nagłe olśnienie, co chce robić w swoim życiu.

Autorka ilustracji: Gosia Jeniec (25), absolwentka grafiki na krakowskiej asp, ilustratorka. Koneserka polskiego rapu i produkcji tvn. Zbiera książki kucharskie i dla dzieci. W wolnych chwilach próbuje wychować swojego 8-miesięcznego psa Mirka, który zjadł jej już 3 pary okularów.
Instagram: @rumjeniec
Facebook: @jeniecrumieniec