Ostatnio trafiłam w sieci na pewien nagłówek: „Będąc kobietą, nigdy nikogo nie zadowolisz”. Postanowiłam kliknąć w link, a moim oczom ukazał się mem na stronie demotywatory.pl, który spokojnie można by uznać za infografikę, a nie prześmiewczy obrazek. Każda z odpowiedzi na zadane pytanie pokazuje, że nieważne, którą opcję się wybierze – i tak czeka nas zaszufladkowanie. I o ile sam mem nie jest odkrywczy, a zamiast uśmiechu wywołuje raczej pełne zrezygnowania westchnienie, to prawdziwa „zabawa” zaczyna się w komentarzach.
Seksistowsko-rasistowskie odbijanie piłeczki, pełne jadu wypowiedzi o karmie czy (oczywiście) nazywanie tego problemu „feministycznym bełkotem”, bo przecież taka kategoryzacja dotyczy wszystkich, bez względu na płeć (małe zdziwienie, że autorami podobnych komentarzy są głównie mężczyźni #notallmen). W tym ostatnim zarzucie kryje się ziarno prawdy – mężczyźni także ulegają zaszufladkowaniu i także są ofiarami społecznych oczekiwań, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości, a tak często krytykowany feminizm od dawna owe mechanizmy demaskuje i piętnuje. Ciągle zapominamy jednak, że slut-shaming, czyli obrażanie/poniżanie kogoś ze względu na życie seksualne tej osoby, najczęściej i najdotkliwiej dotyka jednak kobiety.
Cały ten fenomen w szeroki i niemalże pełny sposób opisują autorki książki Dziwki, zdziry, szmaty. Opowieści o slut-shamingu. Niemalże, bo ten temat to tak naprawdę studnia bez dna. Choć sam slut-shaming to pojęcie stosunkowo nowe w języku, niemające nawet polskiego odpowiednika, to samo zjawisko jest stare jak świat. Próba zawłaszczenia, kontroli czy upokarzania kobiet ze względu na ich ciało i seksualność to proceder ciągnący się od wieków, ale, jak widać, istniejący dziś w najlepsze. Era social mediów, ciągłego przyzwolenia na przemoc, chorych standardów piękna i kryzysu ludzkości to idealna pożywka dla seksistowkich zachowań i utrzymywania przemocowej władzy. W tekstach Kamili Raczyńskiej-Chomyn i Aleksandry Nowak dostajemy podaną na tacy wiedzę w pigułce na temat historii slut-shamingu i są to jedne z bardziej teoretycznych rozdziałów tej publikacji. Jednak na tym się nie kończy – za co naprawdę lubię i szanuję Dziwki, zdziry, szmaty, to nie tylko opis zjawiska, ale oddanie głosu tym, którzy slut-shamingu czy victim-blamingu doświadczają na własnej skórze i to niemal codziennie. Co z jednej strony pociągające, a z drugiej przerażające to fakt, że z wieloma historiami możemy same się utożsamić. To niesamowite, w negatywnym sensie, ile razy podczas lektury można pomyśleć „Kurczę, też tak mam”, „O, to o mnie”, „Sama przez to przechodziłam”. Żeby powstrzymać też wszystkie potencjalne komentarze, że przecież mężczyźni także padają ofiarami slut-shamingu, od razu zaznaczam, że w Dziwkach… znajdziemy również męski głos – choć pojedynczy, to niezwykle mocny, pokazujący bolączki patriarchalno-seksistowskiego systemu i toksycznej męskości, która coraz częściej wyrządza wiele krzywd.

Te kilkaset stron pozwala nam odczuć ciężar wszystkich oczekiwań, które każdego dnia nakładane są na nasze barki, a my dzielnie je znosimy, bo nie uczy się nas, że można powiedzieć „Dość!”. Jeśli też to czujecie, to Dziwki… są dla was idealną lekturą, gdyż autorki pokazują, że nie potrzebujemy niczyjego pozwolenia na sprzeciw. Wydawać by się mogło, że istnieją dla nas tylko dwie ścieżki – dobrej dziewicy i złej puszczalskiej. Którą opcję wybrać, żeby jakoś dało się żyć? Czy w ogóle da się cokolwiek wybrać? Ta rozterka i poczucie niemożliwości są zrozumiałe – trudno wyjść nam poza coś, co było przekazywane w rodzinie od pokoleń. Aby wyłamać się z tego schematu, potrzeba siły i odwagi, ale czasami samo tkwienie w skostniałej mentalności ma w sobie potencjał wywrotowy. Agata Loewe pisze tak: „Mam przekonanie, że najniebezpieczniejsze są kobiety, które na co dzień pielęgnują swój wizerunek poprawnych matek, żon i córek. Pod tymi zapiętymi pod szyję strojami zbiera się transgeneracyjny wkurw za te wszystkie matki, żony i córki, które przypłaciły pokorę zdrowiem i życiem. To jest tykająca bomba. Bycie dziwką, szmatą, zdzirą czy puszczalską to nic złego”. To właśnie ten wkurw, przeplatany na zmianę z rozpaczą, jest emocjonalnym dynamitem, który tylko czeka, żeby podpalić lont. A poczucie wspólnotowości, że przecież nie jesteśmy same, dodaje skrzydeł.
Według mnie ta książka przełamuje tabu. Nie tylko pozwala się nam utożsamić, znaleźć odpowiednie nazwy na to, co nas spotykało bądź nadal spotyka, daje poczucie siostrzeństwa, ale w wielu aspektach otwiera oczy i ciągle wymaga od nas wychodzenia poza swoją strefę komfortu, ciągle prowokuje do obnażania stereotypów, które same i sami nieświadomie powielamy, bo są w nas tak głęboko zakorzenione, że nie potrafimy dostrzec ich destrukcyjnych i dehumanizacyjnych skutków. Bezkompromisowe i odważne podejście do tematu zarówno ze strony autorek, jak i bohaterek i bohatera jest wyzwaniem rzuconym czytelniczkom i czytelnikom. A druga, bardziej artystyczna część książki, przypominająca wystawę doświadczeń i celebracji własnej cielesności, jest zaproszeniem do próby stworzenia indywidualnej odpowiedzi na boomerski, seksistowski, nierówny i pełen wykluczenia system, w którym przyszło nam żyć.
Nie bójmy się więc. Nie bójmy się głośno mówić „nie”, nie bójmy się żyć w zgodzie ze sobą, nie bójmy się akceptacji własnych potrzeb – bo jak pokazuje mem z demotywatorów i Dziwki, zdziry, szmaty, cokolwiek zrobimy i tak czeka nas zaszufladkowanie. A walczymy nie tylko o siebie, ale o pokolenia naszych córek, wnuczek i o nasze siostry. I o ile ta szuflada nie jest za ciasna, by w niej oddychać, o ile jesteśmy w niej dobrowolnie i urządzamy ją po swojemu, to odzyskujemy władzę nad własnymi ciałami, którą z każdej strony próbuje się nam odebrać.
Tekst: Agata Gołąbek (23) – studentka filologii polskiej oraz twórczego pisania i marketingu wydawniczego, wielbicielka wszystkiego, co tajemnicze i przerażające. Kiedyś marzyła wyłącznie o zostaniu pisarką, dziś sama nie wie, co przyniesie jej przyszłość. Uzależniona od kupowania książek i podziwiania ich na swoim regale (z czytaniem bywa różnie). Interesuje się grozą, feminizmem, kwestiami społecznymi, a kobiety demoniczne to jej badawczy kink. Redaktorka naczelna magazynu „Szpol”.
Korekta: Anita Głowacka / Anot Głowacki (24).