Kultura queeru wydaje się nieodłącznym elementem społeczności LGBTQIA+, ale czy na pewno są to dwie tożsame rzeczy? Parady równości, tęczowe magazyny, lewackie projekty czy bary dla gejów to codzienność tylko pewnej części osób należących do tej społeczności.
Uczestnictwo w marszach równości to jedna z najczęściej wybieranych form pokazania światu, że chcemy, możemy, istniejemy i przede wszystkim – zasługujemy na szacunek. Zapominamy jednak, że nie do końca cała nasza wspólnota bierze udział w takiej formie aktywizmu, który ma naprawdę wiele oblicz. Głośno mówimy o różnorodności, zapominając, że w naszej tęczowej społeczności jest cała gama poglądów. Inne opinie nie muszą oznaczać od razu szkodliwych, a wydaje nam się, że często tak są postrzegane. Zapominamy, że oprócz domagania się tolerancji, na którą bezapelacyjnie zasługujemy, powinnyśmy też ją okazywać. Różnorodność nie polega jedynie na zróżnicowaniu w orientacjach czy tożsamościach, a mamy wrażenie, że tylko z tym ją utożsamiamy.
LGBTQIA+ to ludzie. Jedni z nich czują potrzebę walki o prawa mniejszości i domagania się równości, inni po prostu żyją, nie chcąc w jakkolwiek sposób mówić o swojej orientacji czy poglądach i to jest okej! Na miano osoby LGBTQIA+ nie trzeba sobie zasłużyć. Nie trzeba brać udziału w aktywistycznych protestach, nie trzeba mieć nad łóżkiem tęczowej flagi ani nosić kolorowej przypinki. Dlaczego zatem tak łatwo przychodzi nam kategoryzować i oceniać się wzajemnie? W społeczności, która ma być otwartą, inkluzywną przestrzenią dla wszystkich, tworzymy swoim radykalizmem ogromne podziały, których nie da się nie zauważyć. Czy tak trudno zrozumieć, że silniejsi będziemy tylko razem? W tych różnych opiniach, których tak bardzo się boimy z powodu propagowania skrajnych emocji i nienawiści w stosunku do nas samych, nie chodzi o zgodę i akceptację transfobii, afobii, bifobii czy lesbofobii, które występują w środowisku, a o różne formy aktywizmu.
Powinniśmy przyłożyć wagę do komfortu i poczucia bezpieczeństwa całej społeczności oraz mieć świadomość i pamiętać, że organizując wydarzenia i biorąc udział w działaniach aktywistycznych, bierzemy odpowiedzialność za wszystkich, nie tylko tych „widzialnych” na ulicach.
Każdy i każda z nas ma pełne prawo do wyrażania siebie i ekspresji w dowolny sposób. Chęć widzialności naszej społeczności jest dobra i potrzebna, jednak nie dopuszczajmy do tego, żeby świat dostrzegał jedynie tych widzialnych, działających aktywistycznie. Jest też ta druga, cicha strona, równie ważna. Często nasze bezpieczeństwo lub jego brak zależy od tego, czy jesteśmy widzialni – nie każdy może sobie na to pozwolić.
Wszyscy jesteśmy tak samo ważni i tak samo potrzebni, myślmy o wszystkich ludziach przynależnych społeczności, ponieważ to od nas zależy najwięcej. Sprawmy, by świat odbierał nas jako ludzi, którzy domagają się tylko prawa do miłości i tożsamości. Tęcza i kolorowe banery to tylko dodatek do tego kim naprawdę jesteśmy.
Tekst: Aleksandra Złotowska – studentka historii sztuki na Uniwersytecie Wrocławskim, początkująca dziennikarka muzyczna, posiadaczka trzech aparatów analogowych, eksploratorka łódzkich pustostanów, fanka i mama wszystkich żyjątek na świecie, szczególnie stworzeń szczekających. Właścicielka merdającej ogonem rudej kundelki oraz za kilka lat pięknego starego samochodu.
Instagram: @mhmhmhmhhmhmmmh
Tekst: Dominika Glica – studentka historii sztuki i roślinna matka. W @duma_mag robi co może. Kobieta kochająca inne kobiety, maniaczka ciał, starych mebli i ciasta marchewkowego. Ciężko stwierdzić o czym marzy, bo ciągle zmienia zdanie. W niedalekiej przyszłości chętnie zaadoptuje pieska.
Instagram: @dominika.glica
Ilustracje: Julia Szczerbowska – studentka malarstwa na Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu w pracowni Daniela Richtera. Współzałożycielka galerii sztuki współczesnej Facjata w Krakowie. W swoich pracach analizuje wpływ kryzysu klimatycznego na psychikę współczesnego człowieka. Pracuje z traumą wykształconą na skutek separacji z naturą.
Instagram: @j.szcze