Pamela Anderson jest postacią znaną szerszej publiczności przez jej charakterystyczny wizerunek, kultowy serial Baywatch oraz życie pełne spontaniczności i burzliwych związków. Przez lata media traktowały kobietę jedynie jako postać karykaturalnej blondynki. Niedawno Anderson odzyskała „swój głos” i wykorzystuje go w sposób wyjątkowy. Obecnie pojawia się w różnych projektach (występ na Broadwayu w spektaklu Chicago, dokument Pamela: Love Story, książka Love, Pamela), pozwalając spojrzeć na siebie z nowej perspektywy. Jak podkreśla sama aktorka, jest to „dopiero początek jej kariery”. Aktualnie możemy ją zobaczyć w najnowszym filmie Gii Coppoli The Last Showgirl, gdzie wciela się w główną rolę.

Film opowiada historię jednej z tancerek w Casino Rio w Vegas – Shelly (w nią wciela się Pamela Anderson). Życie bohaterki rozpada się na wieść o tym, że show, w którym uczestniczy od 30 lat, ma zostać zakończone. Jest to moment, w którym główna bohaterka, będąc u progu sześćdziesiątki, musi odnaleźć się na nowo w branży, w której przeżyła już całe swoje życie. Nagle kobieta musi stanąć twarzą w twarz z dokonanymi wyborami i zdecydować, czy ostatecznie były one słuszne.

Gia ukazuje nam ogromny kontrast między postaciami i ich podejściem do pracy. Podczas gdy dla Mary-Anne, granej przez Brendę Song, bycie tancerką w kasynie to typowa praca nine to five, tak dla Shelly oraz idącej w jej ślady młodej Jodie (Kiernan Shipka) jest ona powołaniem.

Reżyserka decyduje się na niepokazywanie show Le Razzle Dazzle, o którym słyszymy skrajnie odmienne opinie od występujących w filmie bohaterów. W ten sposób twórczyni każe nam się zastanowić, czy wybór takiej kariery przez Shelly był uzasadniony, biorąc pod uwagę jej zepsute relacje z córką, brak stabilnego gruntu na starość i niepewność o kolejne jutro.

Muszę przyznać, że wisienką na torcie podczas seansu był występ Jamie Lee Curtis jako Annette – emerytowanej showgirl, pracującej jako kelnerka w kasynie. Aktorka kradnie większość swoich scen, przez co chwilami przyćmiewa swoje partnerki z planu. Moim ulubionym momentem z całego filmu jest taniec jej postaci do Total Eclipse of the Heart. Od razu poczułam, że nie jest to zwyczajny czy też bezsensowny pląs, ale pewien wyraz bezradności wobec stanu rzeczy w jakim znajduje się bohaterka. Było w tym coś poruszającego, zwłaszcza dla mnie, ponieważ oglądałam to jako dwudziestokilkuletnia osoba, która ma jeszcze przed sobą nieskończenie wiele możliwości.

The Last Showgirl jest filmem, który pokazuje Pamelę Anderson z kompletnie nieznanej nam do tej pory strony. Oglądając jej performance w filmie Gii Coppoli, możemy odnieść wrażenie, że relacja między postacią Shelly a główną aktorką jest bardzo bliska, wręcz intymna. Obie kobiety, choć nie funkcjonowały w tym samym świecie czy na tych samych warunkach, niosą podobny ból – gwiazd, które wzniosły się na piedestał, aby później boleśnie z niego spaść. Dlatego też uważam, że Pamela jest jedyną osobą, która mogła zrozumieć tę postać i odegrać ją w sposób właściwy. Mimo że jej performance aktorski nie jest idealny, w dalszym ciągu pozostaje szczery, pełen emocji a samo obserwowanie jej na ekranie jest ogromnie wzruszające. Oglądanie tego, jak w nieoczywisty sposób Pamela odzyskuje kontrolę nad swoją historią i życiem, jest niezwykle satysfakcjonujące. Pomimo że scenariusz do The Last Showgirl został napisany 11 lat temu, można odnieść wrażenie, że Anderson przygotowywała się do tej roli całe swoje życie.

The Last Showgirl jest filmem, który pokazuje Pamelę Anderson z kompletnie nieznanej nam do tej pory strony. Anderson przez długi okres była wykorzystywana przez media. Przestała być brana na poważnie w środowisku aktorskim, przez nielegalne rozpowszechnienie skradzionej sekstaśmy z jej udziałem. Została zapamiętana przez opinię publiczną jako upadła sekscelebrytka lat 90. Przez lata walczyła o odzyskanie swojej narracji, aż w końcu jej się udało. Oglądając performance Pam w filmie Gii Coppoli, możemy mieć wrażenie jak intymna i bliska relacja jest między postacią Shelly a główną aktorką. Obie kobiety, choć nie funkcjonowały w tym samym świecie, na tych samych warunkach, niosą podobny ból – gwiazd, które wzniosły się na piedestał, aby boleśnie z niego upaść. Dlatego też uważam, że Pamela jest jedną z najodpowiedniejszych osób, które mogły zrozumieć tę postać i odegrać ją w sposób właściwy. Gwiazda została publicznie skrzywdzona przez show-biznes, mimo to, pozostała ciepłą i nieco naiwną osobą, która nie traci wiary w ludzi. Wszystkie te cechy naturalnie dopełniają odgrywaną przez nią postać. Mimo, że świat mówi Shelly, że jest już skończona, ona dalej walczy i udowadnia swoją wartość.

Chwilami możemy wyczuć różnicę między Pamelą a resztą obsady pod względem warsztatu aktorskiego. Czasami jej kwestie brzmią płytko i są wypowiadane bardzo szybko. Można odnieść wrażenie, że aktorka w ten sposób stara się lepiej odegrać pewne emocje, takie jak, szczęście, złość czy podekscytowanie. W rezultacie efekt jest odwrotny od zamierzonego i wypowiadana przez nią kwestia nie wypada płynnie. Mimo że jej performance nie jest idealny, w dalszym ciągu pozostaje szczery, pełen emocji a samo obserwowanie jej na ekranie jest ogromnie wzruszające. To, w jak nieoczywisty sposób Pamela odzyskuje kontrolę nad swoją historią i życiem, jest niezwykle satysfakcjonujące. Pomimo, że scenariusz do The Last Showgirl został napisany 11 lat temu, można odnieść wrażenie, że Anderson przygotowywała się do tej roli całe swoje życie.

Gia Coppola zabiera nas w oniryczny świat Las Vegas, przy pomocy 16mm filmu, który nadaje marzycielski i nostalgiczny obraz – za zdjęcia w filmie odpowiada Andrew Durald Arkapaw, który współpracował z reżyserką już w poprzednich produkcjach (Palo Alto, Mainstream). Na szczególną uwagę zasługują bogate w kolorowe cekiny stroje, jakie przewijają się podczas pokazów. Śmiało można je nazwać artefaktami muzealnymi, bowiem na niektórych z nich nadal można odnaleźć naszywki z imieniem poprzednich właścicielek. Nie jest to przypadek, dlatego że pierwotnie kostiumy były częścią przedstawienia Jubilee!, kultowego pokazu lat 80. Za stroje w ówczesnym pokazie odpowiedzialny był Bob Mackie.

Chociaż ostatnie projekty Sofii Coppoli nie do końca trafiają w moje gusta, to jej siostrzenica, Gia, radzi sobie doskonale i pielęgnuje rodzinną spuściznę. Poza piękną warstwą wizualną mamy tu świetnie opowiedzianą historię, kompleksowe postacie, znakomitą ścieżkę dźwiękową i świetnie dobranych aktorów. Co najlepsze scenariusz, który początkowo został odrzucony przez byłego agenta Pameli, ostatecznie wrócił w jej ręce, dzięki pomocy jej synów. I bardzo dobrze – nie wyobrażam sobie nikogo innego w roli bezkompromisowej i zdeterminowanej Shelly.


Tekst: Karina Wiśniewska (23) – absolwentka logistyki mediów i studentka rachunkowości, miłośniczka kina, wiecznie z głową w chmurach. W wolnym czasie ćwiczy kalistenikę i eksperymentuje w kuchni, przygotowując przepisy z TikToka.

Korekta: Iga Dudzińska.