Nasze ciała są niesamowite, dostarczają nam frajdy i rozkoszy – o ile sobie na to pozwolimy. Dlatego warto budować bliską więź z ciałem. Jednak nie jest to łatwe w warunkach, w jakich przyszło nam żyć – w polskich szkołach nie ma rzetelnej edukacji seksualnej, w polskich domach temat też nie zawsze jest poruszany w przyjazny sposób, o ile w ogóle. Natomiast w społeczeństwie wciąż można spotkać się z przekonaniami, że dziewczyny się nie masturbują a waginy to – niczym w zamierzchłych wiekach – grzeszne, diabelskie wręcz narządy, których lepiej nie dotykać.

Skutkuje to tym, że brzydzimy się swoich własnych ciał. Wydaje nam się, że nasze cipki są brzydkie, źle pachną i smakują. Ogólnie: fuj! Zresztą nawet słowo „cipka” czy jakiekolwiek inne określenie naszych stref intymnych nie przechodzi nam przez gardło.

A kiedy mamy tak negatywne nastawienie do naszej seksualności i cielesności, to trudno czerpać z nich przyjemność.

Co zatem możemy zrobić? Oswajać cielesność i seksualność! Ale jak? Najlepsza wydaje się metoda małych kroków. Polecam zacząć od teorii – dowiedzieć się, jak zbudowane są nasze cipki (ja cipką nazywam globalnie zewnętrzne i wewnętrzne narządy płciowe, które w naszym społeczeństwie uznaje się za żeńskie), dlaczego krwawią co miesiąc, jak się same oczyszczają, dlaczego pachną tak a nie inaczej, jak się rozciągają wzdłuż i wszerz w wyniku podniecenia i dzięki czemu mogą pomieścić przedmioty sporych rozmiarów, jakich rozkoszy dostarcza niby malutka łechtaczka, która wcale taka mała nie jest… Poczytajcie, a przekonacie się, jak fascynujące i genialne są nasze cipki!

Kolejny krok to próba oswojenia słownictwa. Poćwiczcie przed lustrem nazywanie swoich narządów, a przyzwyczaicie gardła i usta do wymawiania tych słów, które sprawiają wam kłopot, i osłuchacie się z nimi. I nawet jeśli nie najlepiej wam się kojarzą, to wierzcie mi – zmiana jest naprawdę w waszych rękach, a właściwie ustach – to wy nadajecie taki a nie inny wydźwięk słowom, kiedy ich używacie.

I pamiętajcie – możecie znaleźć na opisanie cipki takie słowo, które wam najbardziej odpowiada, które wam przechodzi przez gardło.

Kiedy opanujecie słownictwo, kolej na oglądanie swoich genitaliów. Na początek możecie po prostu pochodzić nago po domu, przejrzeć się w lustrze z większej odległości. Ale ważne, by się przełamać i ostatecznie zobaczyć, jak z bliska wyglądają wasze cipki.

Ważna sprawa do zanotowania – każda cipka jest wyjątkowa!

Cipki nie powstają na fabrycznej taśmie, a różnorodności stanowi o ich pięknie. Oczywiście, jeśli wcześniej nie przyglądałyście się zbytnio swoim narządom intymnym, to ich widok może budzić w was mieszane, dziwne uczucia. Ale to znów kwestia przyzwyczajenia się. A naprawdę warto wiedzieć, jak nasze cipki wyglądają, pachną, smakują… To po pierwsze pozwala zrozumieć, że to wszystko ich naturalne cechy, kwestia naszej ludzkiej fizjologii. Po drugie to naprawdę dla innych osób jest podniecające, ba dla nas samych też – wiele z was na pewno mniej lub bardziej się podnieci, studiując wnikliwie cipkową anatomię. Po trzecie – samomiłość to pojęcie dla mnie bardzo szerokie, które nie ogranicza się jedynie do masturbacji. Wpisuje się w nią także zdrowotna czujność – wypada wiedzieć, jak pachnie i wygląda zdrowa cipka, regularnie sprawdzać jej stan, bo wtedy można na czas wychwycić nieprawidłowości, które mogą świadczyć o chorobie i szybko działać.

Po lepszym poznaniu swojego ciała, jego intymnych zakamarków, czas na poszukanie seksualnej przyjemności na własną rękę. Trening masturbacyjny to najlepszy sposób, by zorientować się, co lubimy, co nas podnieca, co pozwala nam wejść na szczyt. Dzięki temu dostarczamy same sobie rozkoszy, przez co wzrasta poczucie własnej wartości, niezależności, samowystarczalności. Nasz stosunek do ciała staje się też bardziej pozytywny, bo jak tu się gniewać na ciało, niezależnie od jego wyglądu, skoro może nam pozwolić na odczuwanie przyjemności. Poza tym znajomość swoich seksualnych aspektów, potrzeb, to podstawa udanej sekskomunikacji, partnerskich rozmów o seksualności, możliwość podzielenia się wiedzą na temat własnego ciała z innymi osobami.

Co ważne – warto poszukać drogi do orgazmów na początek właśnie podczas seksu solo, bo wtedy zwykle nie ma na nie aż takiej presji jak podczas seksu partnerskiego.

Kiedy seks uprawiamy w pojedynkę, na totalnie własnych zasadach, kiedy nikt nas nie obserwuje, kiedy nie ma cienia szansy, że ktoś nas ocenia czy czegoś od nas oczekuje, łatwiej się rozluźnić, skupić tylko na sobie, na swojej przyjemności, nie cenzurować się w żaden sposób i… odlecieć.

A seks solo poza tym wspaniale rozluźnia, obniża poziom kortyzolu, dostarcza hormonów szczęścia, dotlenia całe ciało. A to wszystko z kolei pozytywnie wpływa na koncentrację, poprawia jakość snu, sprzyja regeneracji organizmu i zapewnia ogólne dobre samopoczucie. Można więc powiedzieć, że mamy w swoich rękach doskonały sposób na zadbanie o siebie, które z kolei poprawia relację z samą sobą, pozwala spojrzeć na siebie bardziej przychylnym okiem.

Na tym jednak nie koniec mojej opowieści o samomiłości, ponieważ jestem fanką wpisywania jej do kalendarza, a chwile te nazywam randkami z samą sobą i czekam na nie niczym na spotkanie z ważną osobą – jestem pozytywnie pobudzona, a moje myśli krążą wokół przyjemności, jakie sobie zafunduję. Jeśli tylko mam wystarczającą ilość czasu i przestrzeni, to zaczynam taką randkę od długiej kąpieli (pamiętajcie, że w scenariusz randki możecie wpisać swoje ulubione aktywności, które pozwalają wam się lepiej poczuć z samymi sobą), następnie dokładnie wycieram swoje ciało szorstkim ręcznikiem, wcieram w nie pachnący balsam, dotykam go z rozmysłem, sprawdzając, jaki dotyk – mocny ucisk czy może głaskanie – danego dnia lepiej na mnie działa. Chodzę nago po domu, jem pyszne rzeczy, starając się odbierać przyjemność wszystkimi zmysłami. Słucham ulubionej muzyki i tańczę. Istotnym punktem takiej randki jest też dla mnie oglądanie mojej cipki, sprawdzanie, czy wszystko z nią w porządku. Poświęcam również uwagę innym częściom mojego ciała, szukam na przykład nowych punktów erogennych. Dopiero kiedy jestem porządnie pobudzona i podniecona, zajmuję się zwykle moją łechtaczką, wykorzystując własne ręce, ulubiony wibrator czy inne sposoby stymulacji, które podsunie mi wyobraźnia. Tej oczywiście też używam intensywnie, snuję fantazje, choć zdarza mi się również włączyć jakąś podniecającą mnie filmową scenę erotyczną. Pamiętajcie – testujcie różne opcje, nie wstydźcie się samych siebie, nie ograniczajcie.

Dobre są zarówno wydeptane ścieżki do rozkoszy, jak i poszukiwanie nowych sposobów.

Samomiłość to równoprawny seks, podczas którego pielęgnujecie więź ze swoim ciałem, lepiej je poznajecie, oswajacie się z nim, poświęcacie mu uwagę, odbieracie płynącą z niego rozkosz, dajecie sobie chwilę przyjemności, na którą na każda osoba zasługuje. Zacznijcie swoją samomiłosną przygodę już dziś, jeśli tylko czujecie, że macie na to ochotę.


Autorka tekstu: Paulina Klepacz – feministka i dziennikarka. Uwielbia mówić o seksualności, zwłaszcza kobiecej, obalać kolejne tabu i stereotypy, zachęcać ludzi do poszukiwania przyjemności na własną rękę. Na co dzień jest przede wszystkim redaktorką naczelną feministyczno-erotycznego magazynu G’rls ROOM, współpracuje też z takimi tytułami jak Glamour.pl czy Vogue.pl. Swego czasu napisała powieść „Daj mi więcej”, potem z Karoliną Cwaliną książkę „#girlstalk” a z Aleksandrą Nowak „CIPKOnotes”. Nagrywa też podkast „SamoMIŁOŚĆ” w ciałopozytywnym i sekspozytywnym duchu.

Autorka ilustracji: Ula Mierzwa (22) – ilustruje (m.in. dla magazynu KUKBUK), robi dziwne miny, czyta, a ostatnio też tatuuje w najbardziej przyjaznym i uroczym miejscu Warszawy – Nanuszka Art Studio. Jej prace można zobaczyć na Behance @UrszulaMierzwa i Instagramie @ula.mierzwa/