Przystawka
Spijam słodki nektar czułości. To te kilka kropel, które mi zostawiłaś, by pielęgnować mój głód. Brzuch na mnie burczy, jęczy niezadowolony, że chce więcej. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jestem w końcu idealną córką, uczennicą i dzieckiem z marzeń każdej twojej koleżanki, mamo. Możesz mnie już przytulić. Pogłaskać i powiedzieć, że dobrze się spisałam. Niepohamowana żądza miłości. Zasłużyłam na twoje okruszki opiekuńczości.
Ziemniaki w sosie pieczarkowym
Ja tylko chciałam wyjść się pobawić. Ot co, być dzieckiem i już. Nie wyjdziesz, dopóki nie zjesz obiadu. „Wcinaj ładnie albo oddamy cię do domu dziecka”. No i musiałam jeść te cholerne ziemniaki z sosem pieczarkowym. Jakoś się udało, tylko odruch wymiotny trzeba było kontrolować. Ciekawe, czy to przez to nie byłam w stanie zwymiotować nawet przy zatruciu pokarmowym? Po prostu nie umiałam i już. Szkoda, że jej ze mną nie było. Przeklęta bulimiczka, zjadłaby wszystko z mojego talerza i potem zwróciła.

Zupa szczawiowa
Obiady z rodzicielką to było pół biedy. Chyba większego terroru doświadczałam, gdy jeść kazał mi ten, co mnie spłodził. „Jedz, nie wkurwiaj mnie, chcesz, żebym umarł na zawał?”. Ale ja nie lubię zupy szczawiowej. Nie jestem żadnym królikiem, żeby jeść to kwaśne zielsko i to jeszcze z taką ilością soli, że zabiłaby konia. „Zjesz, albo wyrzucę twoje zabawki na śmietnik”. A ja się uparłam i już. Zupę wylałam do kibla, bo nie miał jej kto za mnie zjeść i poszłam siedzieć do pokoju, w którym już nie było zabawek. Wtedy naprawdę myślałam, że wynosił je na śmietnik. Nienawidziłam go za to. Znajdowałam je w piwnicy dziesięć lat i wiele wyrzuconych obiadów później. Tam znalazło się całe moje dzieciństwo. Zresztą nie tylko moje.
Mięso zjedz, ziemniaczki zostaw
Krwiste, czerwone mięso. Padlina. Kroję je ostrożnie z wielkim namaszczeniem. Odkrawam każdą niesmaczną żyłkę. Z czułością wcieram w mięso oliwę z przyprawami i modlę się, niech twoja śmierć na coś się przyda. Kiedy ścierwo nabiera smaków, zajmuję się resztą obiadu, obieram prawie kilogram samych malutkich ziemniaczków, specjalnie wyselekcjonowanych, żeby równomiernie się upiekły. Polewam je glazurą i wstawiam do piekarnika. Sałatkę, zrobioną przez mamę, wyjmuję ze spiżarki, to słoik z zeszłego roku. Buraczki z czosnkiem. Oblewają mnie siódme poty, gorąco tu jak w piekle. Czas wrzucić trupa na gorący olej. Już wszystko gotowe. Stół starannie zastawiony. Jem ja i oni. W ciszy. Nigdy nie mamy o czym rozmawiać. „Nie postarałaś się, mogłoby być lepsze, ale za to sałatka dobra”.
Mielonka
Gdybym mogła, to żywiłabym się tylko płynami. Co ten bóg sobie myślał, tworząc świat? Jeść? Ruszać jadaczką i mielić, i przetwarzać, a potem połykać tę papkę? Na co to komu? Nic mnie tak nie męczy jak jedzenie, równie zbędne co kość ogonowa czy zęby mądrości. Coś się temu bogu źle do Excela wpisało.

Pomidorowe curry
Osiem połączeń nieodebranych od mamy. Mnie znowu burczy w brzuchu, będę musiała oddzwonić. Zjadłam miseczkę curry, popiłam dwiema szklankami wody. Czułam, jak całe moje ciało puchnie. Jedzenie nie jest mi potrzebne do życia. Wypiłam kolejną szklankę wody i poszłam zwrócić dopiero co ugotowany obiad. Wypłukałam usta, obejrzałam w lustrze stan zębów, sprawdziłam, czy opuchlizna z brzucha zeszła. Niektórzy do przetrwania potrzebują jedzenia, całe szczęście — to nie jestem ja. Mnie wystarczy tylko odrobina miłości. Jeszcze raz oceniłam stan mojego ciała, musiałam być pewna, że mogę zadzwonić.
***
Minęło kilka lat, a z głodówkami czy wykańczającymi ćwiczeniami już nie jestem na ty. Czasem przez głowę jeszcze przejdzie mi myśl, że jestem niewystarczająca, że moją wartość wyznaczają konkretne liczby. Im mniejsze — tym lepsze. Uczę się żyć obok nich, nie z nimi. Tak samo uczę się żyć z Pragnieniem, którego nikt nie jest w stanie zaspokoić poza mną samą. Myślałam, że na okruszki miłości muszę zasłużyć. Dopiero niedawno zrozumiałam, że cały czas na nią zasługiwałam — nie tylko na te okruszki. Staram się być swoim największym karmicielem, uczę się miłości do siebie samej, bezwarunkowej miłości, której tak bardzo pragnęłam.
Autorka tekstu: Anna Majewska — studentka Sztuki Pisania na Uniwersytecie Śląskim. Opolanka z urodzenia, Katowiczanka z wyboru. W wolnych chwilach próbuje nowych kaw i metod ich parzenia, szuka wegańskich przepisów, by móc karmić bliskich i spaceruje z pieskiem.
Instagram: @ihxer
Autorka ilustracji: Paulina Niemczuk – midpandemicza absolwentka grafiki warsztatowej (b r u d n e j) UAPu, lubi rysować i trochę robić zdjęcia; bardzo lubi kotki i estetykę brudu/błędu/poruszenia (często robi błędy i mówi, że tak miało być – aesthetic). W pracach często powraca temat związany z cielesnością i poczuciem (siebie).
Instagram: @nie.paulina & @niemczukp
Redakcja: Anita Głowacka (22)
Linkedin: anitaglowacka1997