Dominująca narracja na temat przyszłości została w ogromnej mierze stworzona przez białych. Wiecie, że tylko w ośmiu procentach filmów sci-fi występują bohaterowie i bohaterki, którzy biali nie są? Co więcej – w połowie tych ośmiu procent… zagrał Will Smith. Statystyki mówią same za siebie – mainstreamowa przyszłość to kolejne z terytoriów zagrabionych przez biały punkt widzenia. Tylko czy na długo? Śpieszę donieść, że na szczęście coś zaczyna się w tej kwestii zmieniać.

Słyszeliście kiedyś o afrofuturyźmie? Najprościej mówiąc to nic innego jak twórczość czarnoskórych artystek i artystów, opowiadających o swojej przyszłości na swoich zasadach. Termin ten mógł się wam obić o uszy przy okazji medialnego szumu, jaki dość niedawno wywołała Czarna Pantera. Zapewniam was jednak, że ta filozofia, estetyka i praktyka twórcza to coś znacznie, znacznie więcej niż tylko popularny film od Marvela.

Sun Ra na Akropolu: tył okładki płyty Sun Ra „Live At Praxis’84”, 1984, Soundwave Limited

Jednym pierwszych i najbardziej znanych afrofuturystów był Sun Ra – poeta, filozof i muzyk jazzowy, tworzący z zespołem the Arkestra. Absolutnie niezwykła postać. Twierdził, że pochodzi z innej planety i przyleciał na ziemię po to, by za pomocą muzyki przetransportować Afroamerykanki i Afroamerykanów na swoją planetę, na której będą mogli oni żyć wolni od przemocy i prześladowań. Artysta przyszłość czarnych widział z dala od ziemi, ponieważ nie wierzył, że w kwestii dyskryminacji rasowej coś może się jeszcze na niej zmienić na lepsze. Udzielał wywiadów oraz występował na scenie nie wychodząc z roli przybysza z innej galaktyki. Nie traktował wykreowanej przez siebie postaci jako alter ego (jakim na przykład dla Bowiego był Ziggy Stardust), on nią był. Bardzo polecam wam poszperać w poszukiwaniu offowego filmu Space is the place z 1974 roku. Zobaczycie na nim podróż muzyka z jego planety na ziemię, posłuchacie jak tworzy i filozofuje. Ach, ten kontrolowany kicz, te efekty specjalne sprzed czterdziestu paru lat, te stroje i przede wszystkim – ta muzyka. Kosmiczne!

Sun Ra to niezaprzeczalny klasyk, ale co dzieje się w afrofuturyźmie współcześnie? Wygląda na to, że nadeszła pora na genderową zmianę warty. Odwołania do tej estetyki znajdziemy u bardzo wielu czarnych artystek. W swojej twórczości nawiązują do niego chociażby Grace Jones, Erykah Badu, Solagne, Beyonce oraz Janelle Monae. O tej ostatniej dziewczynie po prostu muszę opowiedzieć wam trochę więcej, bo totalnie zakochałam się w jej wyobraźni, charyzmie i ostatnim albumie, który ukazał się w 2018 roku.

via GIPHY

Pierwsze płyty Janelle skupiały się wokół wykreowanej przez artystkę postaci Cindi Mayweather – intergalaktycznej cyborżki żyjącącej w dystopijnej przyszłości. Tożsamość tej bohaterki nie jest przypadkowa – Monae od lat zafascynowana jest androidami i uważa, że reprezentują one wykluczonego ze społeczeństwa innego. W jednym z wywiadów powiedziała, że kondycję  tę można porównać do życia jako lesbijka, gej lub czarna kobieta we współczesnym świecie. Estetyka poprzednich albumów Janelle była bez wątpienia i ciekawa i feminizująca, nawiązywała jednak mocno do  szerokiej tradycji klasycznego dwudziestowiecznego science fiction, stworzonego w wielkiej mierze przez białych mężczyzn. W zeszłorocznym albumie pod tytułem Dirty Computer artystka porzuca dawną narrację tworząc autorską wizję tego, co nadejdzie. Monae otwarcie manifestuje swoje poglądy polityczne. Śpiewa o równouprawnieniu ras i płci oraz o niezbywalnym prawie do miłości, wolności i szczęścia przysługującym każdemu człowiekowi. W wykreowanej przez nią przyszłości tytułowe dirty computers to wszyscy ludzie, którzy posiadają w sobie systemowy błąd: wyglądają inaczej od reszty, wyznają niewłaściwe poglądy, buntują się, lub odmawiają życia w taki sposób, jaki im narzucono. Takie jednostki są wyłapywane przez władzę a ich umysły zostają  przeprogramowane, by nie sprawiały więcej problemów.

via GIPHY

 Cała ta historia opowiedziana jest w różnorodny, multimedialny sposób poprzez teledyski i utwory składające się na prawie pięćdziesięciominutowy film – Emotion Picture. W piosence Django Jane (czarna, kobieca odpowiedź na Jamesa Bonda) artystka rapuje o tym, że wychodzi z patriarchalnych  schematów i bierze swoje życie w swoje ręce. Funkowe Make me feel wprawia w taneczny nastrój i zachęca do celebrowania samej siebie. Śliczny, różowy i dziewczyński teledysk do synthpopowego PYNK oraz sam tekst piosenki opowiadają o kobiecej seksualności; zaakceptowaniu jej i czerpaniu z niej garściami nieskrępowanej radości.

A to tylko parę z nieziemskich utworów artystki. Więcej nie będę wam zdradzać – koniecznie obejrzyjcie Emotion Picture, żeby zrozumieć błyskotliwość Janelle (i moją nią ekscytację). Powiem wam, że długo czekałam na tak silną i intrygującą kobiecą postać w popkulturze. Wypowiadającą się na społecznie ważne tematy raz z całkowitą powagą, a zaraz potem z energią gwiazdy rocka i szelmowskim uśmiechem na ustach. Janelle pokazuje jak wiele jeszcze mamy do zrobienia by przyszłość nie obróciła się na naszych oczach w antyutopię podkreślając jednocześnie, że mało uda nam się zdziałać bez empatii do innych oraz samych siebie. Podobno każda epoka tworzy bohaterów na miarę swoich czasów – cóż, z tak inteligentną i inspirującą bohaterką,  może jednak nie wszystko stracone?

_______________________________

Autorka tekstu: Magda Falińska (25) – uzależniona od hummusu studentka kulturoznawstwa. Interesuje się filmem, popkulturą, zwiedzeniem najdziwniejszych zakamarków internetu i wszystkim, co dotyczy szeroko pojętego tematu gender. Edukatorka seksualna Grupy Ponton.