Chociaż od premiery debiutanckiego albumu Maty (jeśli ktoś nie zna chłopaka, przypominam, że głośno o nim było za sprawą utworu „Patointeligencja”) minęło już ponad pół roku, jeden utwór często chodzi mi po głowie. Trochę na potrzebę mojego kobiecego spojrzenia i prywatnych doświadczeń zreinterpretuje tę piosenkę pod mniej lub bardziej kontrowersyjnym kątem. 

Religia i seksualność to dwa słowa, które zawsze budzą  wiele negatywnych emocji, zwłaszcza jeśli stawiamy je obok siebie. Mam wrażenie, że ludzie wręcz boją się łączyć te dwa wątki. Jak niszczycielski grad z nieba przeszła dyskusja o Maryi w kształcie waginy oraz Maryi z tęczową aureolą. Obraz bez swojego autora nie ma szans na obronę i wyperswadowanie koncepcji, w jakiej powstał. Inaczej jest ze słowami i naukami, a w tym wypadku mam namyśli nauki płynące ze szkolnych klas, miejsc, w których spędzamy dwanaście, czy trzynaście lat życia.

Moje trzy piękne wiosny, zapewne najbardziej intensywne, jeśli chodzi o zgłębianie i formowanie osobowości, spędziłam w szkole katolickiej. Był to okres gimnazjum, więc zapach buzujących hormonów wdychało się już od wejścia, co silnie kontrastowało z idealnymi, wręcz oślepiającymi swą świętością obrazami, które atakowały karcącym spojrzeniem. Jednak nawet w szkole katolickiej musi być miejsce na edukacje seksualną, na rzetelną wiedzę, poznawanie i kształtowanie, nie tylko swego ducha, ale i ciała. Przez te trzy lata niewiele dowiedziałam się o seksie, a tym bardziej o swojej kobiecości. Nawet dokładnie nie wiedziałam, gdzie mam cipkę i jak ona wygląda! Czy ja robię siku moją pochwą? Przecież to obrzydliwe!

Pomimo mojego buntowniczego charakteru i oddalenia się od wiary, unikałam dotyku o niejednoznacznym zabarwieniu, dalej przyjemność uważałam za grzech, swe ciało niepodobne do świetlistych ikon w kościele. Wszystko miało być czyste, wręcz sterylne, spódniczki do kolan, nie za wysokie buty. Nie żałuję tych lat, bo teraz z całą pewnością mogę powiedzieć – znam Matkę Boską Nieskazitelną, pokażcie mi Matkę Boską Kobiecą! Religia dla wielu ludzi, zwłaszcza w Polsce, to ważna część życia. Podobnie powinno być ze świadomością własnego ciała, jego potrzeb, przyjemności i bezpieczeństwa. Zwłaszcza jeśli chodzi o ciała kobiece, tym bardziej zaniedbane przez religie. Czy święte mają patronować tylko dziewicom i wielodzietnym matkom? Dlaczego musimy rozłączać dwa integralne podmioty składające się na nasze istnienie, czyli duchowość i cielesność? Możemy odrzucać jedno czy drugie, interpretować na różne sposoby, ale bardzo chcę, by wynikało to z naszej woli, a nie z przymusu, doktryny. O ile pełniejsza mogłaby być religia, gdyby były jej znane słowa cipka, wibrator, antykoncepcja. W Kościele wiele mówi się o Chrystusie jako człowieku. Człowieku, który miał swoje potrzeby, chociażby najbardziej prozaiczne. Zdrowe i naukowe podejście do życia nie zagraża ideałom, katolickiemu kręgosłupowi moralnemu, a wręcz zbliża to, co tak odległe i niezrozumiałe – boskie, do człowieka w jego codzienności. Seks może być jednocześnie przedmałżeński i czysty, pełny, święty, a w najkrótszych spódniczkach, czerwonych bieliznach czy nabrzmiałych piersiach może kryć się dusza anioła. Jak oczywiste jest to teraz dla mnie, dla ciebie, ale czy mogłybyśmy powiedzieć o tym naszym katechetkom z lat szkolnych? 

Świat nie jest jednoznaczny i pomimo że daleko mi do zasiadania w kościelnych ławach czy głoszenia kazań, uważam że wiele założeń chrześcijaństwa niesie ze sobą dobro i pomoc w odpowiedzi na dręczące pytanie „jak dobrze żyć?”. Mata w swoim kawałku „Żółte flamastry i grube katechetki” zestawia beztroskie, proste myślenie dziecka z potrzebą poczucia, że jest coś poza niebem i ziemią, które widzimy. Maria Peszek mówi, że „wierzę w ciała zmartwychwstanie poprzez czułość, przez kochanie”- na wskroś sensualnie, poetycko, ale też nadal krążąc wokół naszej przesiąkniętej katolicyzmem kultury. Może nie potrzebujemy odrzucać i toczyć wojny z religią, tylko pozwolić jej stać się bliższą, codzienną, bardziej zmysłową, niczym ekstaza świętej Teresy. Ja nie zakrywam już oczu świętym obrazkom czy posążkom, gdy przeżywam orgazm, a ty?


Autorka tekstu: Alicja Duda (20) – zakochana w swoim mieście szczecinianka, która nadal wzdycha do Warszawy. Studentka na chwilowym urlopie z duszą poetki i sercem aktywistki. Fanka kuchni indyjskiej, mody z drugiej ręki, mniej lub bardziej niekonwencjonalnego rapu, ruchu ciałopozytywnego i polskiej literatury. Pełna sprzeczności jak czekolada z chilli.

Autorka ilustracji: Agnieszka Węglarska aka Agata Herbata. Ukończyła Najwyższą i Najkolorowszą, czyli ASP w Warszawie, wielokrotnie dała się powiesić i wystawić. Przepracowała ponad 20 lat „w reklamie”, obecnie w imię poszukiwania wolności funkcjonuje jako GRAFISK. Daje się wynająć do obrazków, nie lubi słowa „graficzka”.
Facebook: @agata.grafisk
Instagram: @agata.grafisk