Ciałopozytywność stała się bardzo modna. Z jednej strony należy się z tego cieszyć, z drugiej powstał okropny bałagan, jeśli chodzi o definicje i społeczne postrzeganie tego ruchu czy po prostu trendu. No właśnie, bo mamy tu do czynienia zarówno z ruchem społecznym, w który zaangażowane są aktywistki i aktywiści, jak i z modą, która z kolei skutecznie wykorzystywana jest przez firmy komercyjne, ale niejednokrotnie spłaszcza i trywializuje te idee. Powstaje w związku z tym zamęt i łatwo o to żeby zatracić tą pierwotną i ważną w moim odczuciu definicję ciałopozytywności.
Zatem chciałabym Wam przedstawić, jak to wygląda w moim, aktywistycznym rozumieniu. Ciałopozytywność to z jednej strony określony model budowania relacji z ciałem, z drugiej budowanie miejsc dla reprezentacji wizualnej dla różnorodnych ciał, zwłaszcza tych wypartych z mainstreamu, powszechnie w danym społeczeństwie dyskryminowanych.
Zacznijmy od tego czym jest ciałopozytywny model relacji z ciałem. To budowanie głębokiej, pełnej troski, czułości i zrozumienia relacji z własnym ciałem, bez względu na jego wygląd. To coś co możemy robić bez względu na to czy jesteśmy blisko, czy daleko od kanonów piękna. To m.in. rozpoznanie presji kulturowych jakie na nas oddziałują oraz rozpoznanie własnych granic i potrzeb. To droga do odzyskania ciała i oddania sobie podmiotowości, bo ciałopozytywność jest przeciwieństwem uprzedmiotowienia. To też okrycie tego co jest dla nas naprawdę ważne, tego co chcemy i faktycznie możemy zmienić, bez szkody dla zdrowia oraz akceptacja dla tego, czego nie chcemy, nie możemy lub nie powinniśmy zmieniać.
Ciałopozytywność w każdym wydaniu z założenia powinna walczyć z wywołującą zaburzenia odżywiania kulturą diet, która narzuca ciągłe odchudzanie i dążenie do szczupłej sylwetki jako jedynej zdrowej i porządnej opcji oraz z obsesją piękna, która z kolei tworząc ogromną presję na określony wygląd ma destrukcyjny wpływ na zdrowie psychiczne i fizyczne oraz odbiera milionom kobiet czas, pieniądze i pewność siebie.
Ciałopozytywność jest promowaniem zdrowych postaw względem ciała, uzależnionych od indywidualnych potrzeb i możliwości.
Ja rozumiem to też jako pewien rodzaj pokory wobec ciała, jego ograniczeń, ale także wypracowanie głębokiego szacunku do samych siebie.
W ciałopozytywności bardzo ważną składową jest też akceptacja dla ciał innych osób, zrozumienie, że każdy ma prawo do swoich decyzji związanych z ciałem i nawet jeśli one nie są dla nas zrozumiałe, należy je zaakceptować. Niezależnie czy chodzi tu o zrobienie sobie tatuażu, operacji plastycznej, czy o zaprzestanie odchudzania lub odrzucenie depilacji.
Część osób myśli, że w ciałopozytywności chodzi o promowanie jakichś określonych wzorców wyglądu, o samouwielbienie, o wmawianie wszystkim piękna, o gloryfikację ciała itd., ale to nie tak. To jest mijanie się z tą głęboką psychologicznie pozytywną definicją, którą powyżej przytoczyłam. To też niezrozumienie faktu, że ciałopozytywność dla równowagi zawsze daje więcej miejsca ciałom poza kanonem, do jakich nie jesteśmy przyzwyczajone.
Wiele razy jednak czytam, że np. promuję otyłość albo wychwalam owłosienie ciała czy tworzę kult krwi menstruacyjnej. Dostaję też zarzuty o to, że nie wrzucam zdjęć ciał w kanonie. Jest to jednak totalne nieporozumienie. Na profilach ciałopozytywnych z zasady pokazujemy to, czego nie ma w mainstreamie: ciała poza kanonem, osoby grube, otyłe, przewlekle chore, włosy na ciele kobiet, trądzik, blizny, karmienie piersią, rozstępy, cellulit czy zdjęcia osób z niepełnosprawnościami. Otwarcie mówimy o seksualności, okresie i pokazujemy ciało oraz jego fizjologię w nieerotycznym podmiotowym kontekście – słowem, wszystko to co wyparte z głównego nurtu.
Jednak pokazywanie tego ma na celu tylko i wyłącznie normalizację tych tematów.
Zarzuty o promocję otyłości są absurdalne. Nie chodzi przecież o to, żeby kogokolwiek zachęcić do wywołania u siebie otyłości, trądziku czy innej choroby, ale o przyzwyczajenie nas do widoku różnych ciał i rzeczy związanych z ciałem, także tych budzących trudne emocje. Dzięki oglądaniu różnorodności bez retuszu oraz dzięki czytaniu historii jakie stoją za ciałami, możemy nauczyć się szacunku oraz wyczulić i uwrażliwić na los innych osób. To taki rodzaj wzrokowej terapii, dzięki której zwiększamy zakres naszej empatii.
Wbrew pozorom działa to nawet na osoby, które przychodzą na mój profil ze złym nastawieniem. Już kilka razy zdarzyło mi się dostać wiadomości o tym, że jakaś osoba przychodziła się tylko ponaśmiewać, ale samo obcowanie z różnorodnością sprawiło, że ta osoba zmieniła postrzeganie
i stosunek do ciał innych osób. I że w rezultacie ciałopozytyw chcąc nie chcąc wpłynął też pozytywnie na jej relacje z ciałem. To jest niesamowite jak bardzo potrzebne i skuteczne jest opatrywanie się z innością.
Jako że ciałopozytywność podważa wiele obowiązujących kulturowych mitów i nakazów dotyczących dostosowania wyglądu do kanonu, jest wciąż dla niektórych trudna i niezrozumiała. Zarzuca się jej zły wpływ na zdrowie. Jako nowa i nieznana – budzi lęk.
Jednak mówiąc o tym, co jest naprawdę niekorzystne dla zdrowia, musimy przyznać, że liczne badania naukowe potwierdzają, że to właśnie uprzedmiotowienie – traktowanie ciała jak rzeczy, która ma spełniać jakieś estetyczne normy – ma najbardziej negatywny wpływ na nas wszystkich. Destrukcyjna nie jest więc wcale ciałopozytywność, nie pokazywanie różnorodności i to nawet bardzo otyłych i chorych ciał, ale właśnie wynikająca z uprzedmiotowienia i tworzenia krzywdzących stereotypów dyskryminacja, dehumanizacja i stwarzanie w ludziach poczucia, że są gorsi z powodu wyglądu lub rodzaju ciała w jakim żyją.
To bodyshaming oraz presja na wygląd są tym, z czym powinniśmy walczyć, by dbać o zdrowie psychiczne i fizyczne swoje oraz innych ludzi. Dlatego punkt ciężkości w trosce o zdrowe społeczeństwo powinien być położony na walce z zawstydzaniem, wykluczeniem i przedmiotowym traktowaniem ciała, a nie na tworzeniu presji na jakiś wygląd i krytyce nielicznych ciałopozytywnych miejsc, w których dyskryminowane osoby, często chore i zagubione, mogą otrzymać należne wsparcie.
Wiele osób, uważa też, że ciałopozytywność powinna mieć jakieś granice, że zawsze jest jakieś „ale”. Zatem pytam się tych osób, czy powinna być jakaś granica w podmiotowym traktowaniu innych, w szacunku do innych i w czułej, troskliwej i pełnej zrozumienia relacji z ciałem?
To nie są rzeczy, którym należy stawiać granice, bo na to po prostu zasługujemy wszyscy, nawet osoby odbiegające bardzo od kanonów, otyłe, bardzo chore, a przede wszystkim głęboko skrzywdzone przez świat. Nie ma tu żadnego „ale”, bo miłość i dobro jakie możemy dać innym nie powinny być warunkowane wyglądem.
autorka tekstu: Kaya Szulczewska – alternatywna influenserka, feministka, działaczka społeczna. Założycielka profilu Ciałopozytyw – inicjatywy promującej pozytywne podejście do ciała, gdzie m.in. uczy na temat samoakceptacji oraz walczy z dyskryminacją ze względu na płeć, wygląd, orientację, zdrowie czy sprawność (etc). Punktuje propagandę branży „beauty” i stara się uwolnić ludzi od presji związanej z wyglądem. Powadzi też działania w tematyce praw kobiet, profilaktyki zdrowia, seksedukacji i psychoedukacji. Prywatnie weganka, żona, psia mama.
autorka ilustracji: Ewa – mieszka i rysuje w Berlinie. ciągle zmienia zdanie i ma codziennie tysiąc nowych pomysłów na swoje życie. lubi tańczyć rano do muzyki usłyszanej w snach, patrzeć w gwiazdy i przebywać z ludźmi, których kocha. Instagram: @8ambii