Pamiętam, gdy rodzice przynieśli z pracy film na DVD. Niewygodna prawda, którą obejrzeliśmy wspólnie, nie była dla mnie do końca zrozumiała. Czułam się tak, jakby przedstawiana mi była jakaś teoria spiskowa, jakby pan, który prowadził wykład, był osobą, której lepiej nie ufać. Nie przypominam sobie treści tego filmu, wydaje mi się, że nie wywarł on wtedy na mnie ogromnego wrażenia.

Coś tam mówiło się w trakcie mojego dzieciństwa o ociepleniu klimatu, ale narracja nie wywoływała niepokoju. W szkole podstawowej co roku jedne z lekcji przyrody poświęcane były tematowi ekologii, na których omawialiśmy zasady segregowania śmieci i powody, dlaczego nie można hałasować w lesie. Pamiętam, że zdarzało nam się w domu gasić światło na godzinę w Dzień Ziemi. Głównym motywem rozmów dotyczących ekologii, które dochodziły wtedy do dziecka, był problem wyrzucania śmieci gdzie popadnie, ale nigdy nie mówiono nam, żeby tworzyć ich po prostu mniej.

Na późniejszych etapach edukacji zdarzało się, że od osób, które darzyłam szacunkiem i raczej ufałam, że to, co mówią, jest prawdą, słyszałam, że człowiek nie ma wpływu na ocieplenie klimatu. Chciałabym powiedzieć, że jako nastolatce trudno było mi się z tym nie zgodzić, ale patrząc na inne osoby w moim wieku, nie jest to żadnym wytłumaczeniem. Ich zaangażowanie, poświęcenie i świadomość globalnych procesów wzbudza we mnie ogromny podziw.  W tamtym czasie  rzeczywiście zastanawiałam się przez chwilę nad tym, czy jest to prawda.

Punktem zwrotnym był moment, w którym zaczęłam sama szukać informacji, czytać, weryfikować zinternalizowane mity i nastąpił szok.

Nie mogłam w to uwierzyć. Jak to jest możliwe, że istnieją ludzie, którzy wydają na zlecenie korporacji badania zaprzeczające nauce i jej metodom? Jak to jest możliwe, że ludzie o tym wiedzą i nic z tym nie robią? Jak to jest możliwe, że nie panikujemy? Jak to jest możliwe, że żyjemy na co dzień ze świadomością, że przyszłe pokolenia będą walczyć o wodę?

Najbardziej uderzające było to, że nie była to żadna wiedza tajemna. Dostęp do tych informacji był łatwy. Nie musiałam korzystać z Darknetu, żeby dotrzeć do powiązań biznesmenów z politykami, którzy wspólnie niszczą nasza planetę. Po etapie wkurzenia i poczucia wplątania w jakiś system, w którym nie chcę uczestniczyć, przyszedł czas na zastanowienie się nad sobą i swoimi wyborami, co okazało się rozczarowaniem – bardzo pasowałam do tego świata, który zamiata kryzys pod dywan. W końcu żyłam tak jak większość z nas. Zdarzało się, że oblewał mnie zimny pot na myśl, że zabrnęliśmy tak daleko, że nie da się już tego cofnąć. Bardzo chciałam znaleźć winnych, osoby odpowiedzialne, na które można się złościć i które powinny znaleźć odpowiednie wyjście z tej sytuacji. Winnych było wielu, za to osoby bezpośrednio odpowiedzialnej nie znalazłam. Szukając sposobów na życie mniej obciążające dla środowiska, zderzałam się z myślą, że to jednak bez sensu. Co to da? Przecież jestem jedna, a świat taki duży. Problemem była też motywacja w dążeniu do celu, jeżeli wiesz, że cel ten być może nie zostanie zrealizowany. Są jakieś przewidywania, wyliczenia, badania, ale nie wiemy, czy jakiekolwiek działanie przyniesie efekt. Wiemy za to, jakie będą rezultaty braku działań, więc może jednak warto coś robić?

Potem jednak znowu widzisz, jak ktoś bezrefleksyjnie pakuje oddzielnie pomidory, banany i cytryny do plastikowych torebek i myślisz, że to bez sensu. Czemu ja mam się zamartwiać, a inni mogą to wypierać i żyć jak wcześniej? Może więc ja też nie powinnam się przejmować? Oczywiście zdarzają się też dobre momenty, na przykład gdy widzisz jakąś nową inicjatywę czy sposób na przeżycie w tej rzeczywistości. Ktoś wpadł na pomysł, by mimo beznadziejnej sytuacji zachować pozory posiadania możliwości na zmianę. Tylko potem sobie przypominasz, że to nadal nie sprawia, że system się naprawia. Polityka się nie zmienia. I znowu pojawia się bezsilność. I świadomość, że chyba już nic nie powstrzyma tego procesu. Nie jestem pewna, czy już to zaakceptowałam, a jeżeli tak, to czy słusznie, i czy kiedykolwiek przyjdzie dobry czas na pogodzenie się z takim stanem rzeczy.


Autorka: Marysia Zalewska (24) – absolwentka socjologii stosowanej i studiów miejskich na Uniwersytecie Warszawskim. Ostatnio zastanawia się nad relacją mieszkańców miast z przyrodą oraz dostosowywaniem miejskich przestrzeni do zmian wywołanych kryzysem klimatycznym.

Ilustracje: Joanna Waliszewska – absolwentka MISHiS na UAM oraz projektowania graficznego. Poszukuje intensywnie swojej drogi. Zafascynowana światem danych, ich wizualizacją i infografiką. Wierzy, że informacje „z ludzką twarzą” pozwoliłyby uniknąć nam wielu globalnych kryzysów.

Redakcja: Anita Głowacka (24)

Publikacja jest częścią kampanii #KlimatNaZmiany koordynowanej w Polsce przez Fundację Kupuj Odpowiedzialnie. Kampania #KlimatNaZmiany („End Climate Change, Start Climate for change #ClimateOfChange – A Pan-European campaign to build a better future for climate-induced migrants, the human face of climate change” nr CSO-LA/2019/410-153) jest współfinansowana ze środków Komisji Europejskiej oraz dotacji NIW-CRSO w ramach Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030 PROO (umowa nr 5/PROO/1b/2020).