Coraz częściej poruszam się po tafli lodu. Stawiam kroki uważając na każdy z osoba i zastanawiając się nad każdym podniesieniem stopy. Na zimnym gruncie nie jestem sama. Dziwi mnie jedynie, że tylko pod moim ciężarem powierzchnia wydaje się cienka. Jedno nieostrożne posunięcie i zapadnę się w otchłań moich wzruszeń i słabości. Przez warstwę lodu nie zobaczę żadnego z was.
Czasem w zasięgu uszu, podwładnych stóp, pojawia się głos. Przełamuje rygor krajobrazu i razem znajdujemy się pod poziomem morza. Nie ma nic przyjemniejszego od muskającej skórę wody i brzmienia znajomego głosu.
* * *
Nie mogę znaleźć granicy pomiędzy sobą, a tym co się dzieje i wydarza. W każdej mojej decyzji, działaniu i słowie czuję siebie tak, jakbym rozpuszczała się w substancji złożonej z tego, co mnie otacza. Nie umiem wykrystalizować siebie spośród tego, co poza mną. Jakbym była podzielona na części, które odpowiadają na poszczególne fragmenty rzeczywistości. Największa z nich [moich części] jest odpowiedzialna za ludzi i dostraja się do nich.
Zawsze czułam, że nie przystaję do społecznego życia młodych ludzi. Próbowałam się przekonywać, że jest jakieś abstrakcyjne dobro w byciu silną, młodą, myślącą trzeźwo dziewczyną. Ale za każdym razem, kiedy to samoprzekonywanie spotykało się z obecnością drugiego człowieka – przegrywałam. Część mnie zawsze zostawała schowana. W moim poczuciu – ważna cześć. Bardzo moja.
W końcu siebie wymyśliłam. Stworzyłam obraz, do którego mogłam dążyć. Kobieta otwarta, odważna, nie szukająca kontaktu z potrzeby zalepienia własnych dziur, ale czerpiąca przyjemność z obecności wartościowych ludzi w swojej codzienności. Ona jest wrażliwa, ale ta wrażliwość jej nie dusi, nie trzyma jej za cienką warstwą lodu, która oddzielałaby ją od ludzi. Jest bezpośrednia.
Chciałam taką siebie budować. Nie wiem na ile świadomie. Czułam, że w takim byciu jest jakaś lekkość, szczerość i uśmiech. A teraz nie umiem wejść w rolę, którą sobie napisałam. Może wcale taka nie jestem. I zakleszczyłam się gdzieś w półkroku. Część mnie nie zgadza się na taką siebie – w kokonie, w skorupie orzecha. Inna część, chce się w takiej skorupie, zamknąć. Znaleźć tam spokój, usłyszeć własny głos. W takiej skorupie można byłoby odpocząć. W takiej skorupie można się zmieścić z psem. Można byłoby poczuć ciepło domu.
Autorka tekstu i zdjęć: Karola Kosecka (20) – gdyby była owocem, byłaby mandarynką; gdyby była częścią ciała, byłaby kolanem; gdyby zapachem – przesłodzonym. Lubi coś zmieniać. Nie lubi odległości. Instagram, Facebook.