Od kilku lat zastanawiałam się, czy nie jestem niebinarna. Czasami nie chciałam zakładać sukienki, wolałam założyć szerokie, luźne dresy. Czasami mówiłam o osobie używając czasowników w osobie męskiej, nawet tego nie potrafiłam kontrolować. Czasami patrzyłam na siebie w lustrze i nienawidziłam, nienawidziłam w sobie wszystkiego, ale najbardziej tych rzeczy, które sprawiały, że jestem kobietą. Chciałam żeby zniknęły.
Dlatego myślałam, że być może nie identyfikuję się z żadną płcią. Przyzwyczaiłam się do tej myśli, przyzwyczaiłam się do dni, kiedy ukrywałam się w luźnych swetrach, związywałam włosy, nie robiłam makijażu i próbowałam zapomnieć, że jestem kobietą. Nie traktowałam tego zbytnio poważnie, bo często spotykałam dziewczyny, które mówiły, że mają podobnie. Myślałam sobie „gender is a spectrum” i prawdopodobnie nikt nie jest w stu procentach kobietą lub mężczyzną.
Aż pewnego dnia jakiś niezbyt ładnie pachnący mężczyzna zatrzymał mnie na ulicy i spytał, „czy mam papieroska”, a ja miałam papieroska i mu go dałam. On zamiast podziękować, pójść sobie i dać mi żyć moim życiem dalej, krzyczał za mną, że „ruchałby mnie tak mocno”. W tamtym momencie moje obrzydzenie do samej siebie wróciło, jak nagły powiew przesiąkniętego smogiem wiatru. Miałam ochotę wrócić do domu, ubrać się w dresy i umrzeć. Miałam ochotę się zrzygać. Kurwa, miałam ochotę zniknąć.
I wtedy zrozumiałam, co tak naprawdę kryło się w tych wszystkich razach, kiedy nie mogłam zmusić się do założenia sukienki. Bałam się, że gdy założę sukienkę będę bardziej podatna na zranienie, bardziej naga, bardziej widziana jako obiekt do zdobycia. Będę widziana jako ktoś słaby. Jako kobieta. Każdy raz, kiedy nieznajomy facet złapał mnie, gdzieś gdzie nie chciałam, każdy dziwnie śmiały komentarz na ulicy, który dostałam, każda uwaga mojego wujka przy wigilijnym stole, dotyczącym mojego nagłego przyrostu tkanki tłuszczowej w okolicy klatki piersiowej, każdy raz, kiedy kurczowo próbowałam schować się w moim płaszczu ze strachu, po prostu gdzieś idąc, gdzieś jadąc tramwajem, każdy moment, kiedy spojrzałam w oczy mojego najlepszego kumpla i bałam się, że widzi we mnie to samo, co cała reszta – obiekt do seksualizowania, obiekt do zdobycia, ofiarę, coś słabego, kobietę. Każdy ten raz przyczynił się do tego, że mniej chciałam być sobą, czułam się gorzej, niepewnie, bałam się – będąc we własnej skórze. Dlatego próbowałam przykryć się skórą kogoś innego, schować za kimś, myliłam się mówiąc czasowniki w osobie męskiej, gdyż tak bardzo marzyłam o byciu kimś innym, że mój mózg zaczął się samowolnie przestawiać.
Gdy samoświadomość nadeszła, to znaczy dokładnie w tym momencie, pisząc te słowa, chciałabym powiedzieć głośno i wyraźnie – SKOŃCZ Z TYM. Nie daj się być tą marionetką do zmanipulowania, nie poddawaj się w byciu sobą, tylko dlatego, że inni myślą, że gdy jesteś sobą, to można cię wykorzystać. Nie daj się wykorzystać. Po prostu nie dawaj się. Żyj tak, żeby to ci, którzy chcą zjeść twój strach, dyskomfort na śniadanie, umarli z głodu.
Autorka tekstu: Juliana (19 lat) – studentka medycyny ciałem i sercem, studentka polonistyki duszą (jeszcze kiedyś będzie też ciałem, ma nadzieję). W czasie kwarantanny boleśnie przeżywa rozłąkę z lodowiskiem, emocje te przelewa w swoje postacie na kampaniach RPG na discordzie. Oddana weganka i poetka od 1/3 życia.
Autorka ilustracji: Aleksandra Otulska – studentka 2 roku Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, na wydziale Grafiki. Jej ilustracje przetwarzają rzeczywistość w kolorowe formy prosto ze snów, zazwyczaj w technice gwaszu i gratażu. W wolnym czasie piecze ciasta, zazwyczaj czekoladowe i uczy się nowych języków (aktualnie holenderski).
Instagram: @otulska
Behance: @otulska