„(…) Kobieta mówi przez sen. Śni jej się pamięć, ta rzeka

Którą widzi całą. I cukier śni się słodszy, aż do rana

Będzie go miała w ustach. Przez sen pamięta, żeby umrzeć”. [5]

Internet przyjmie wszystko, również quasi-recenzje tomików sprzed dwóch lat. Piszę więc, bo jest o czym. „Kto kupi tak małe kraje” Zofii Bałdygi to zbiór wierszy, które nie uzyskały odpowiedniego rozgłosu, choć mają wszystko: doskonałą oprawę graficzną autorstwa niezrównanej Oli Wasilewskiej, rezonującą społecznie tematykę, świetny warsztat i styl. Książka została wydana przez Staromiejski Dom Kultury w serii poetyckiej „Wspólny Pokój” w 2017 roku. Przeczytałam ją w sierpniu 2019, czyli dziesięć lat po napisaniu niektórych zawartych w niej utworów. Nie straciły na aktualności.

Podczas lektury czytelniczka spaceruje ulicą Improwizacji, poznając ją trzydzieści trzy razy poprzez słowa jej mieszkanek. Właściwie „mieszkanka” to niezbyt trafne określenie. Mowa tu raczej o wędrowczyniach, ale nie tych uduchowionych w charakterystyczny dla białej klasy średniej sposób. Kobiety, którym empatycznie przysłuchuje się Bałdyga, to uchodźczynie ze swoich małych krajów. Z kolei abstrakcyjne ilustracje Wasilewskiej przypominają mapę.

„(…) Z lotu ptaka nie widać granic

słychać je tylko w szeleście obcych zdań (…).” [2]

Zofia Bałdyga „Kto kupi tak małe kraje”

„Kto kupi tak małe kraje” to poezja interwencyjna, jakiej mi brakowało. Owszem, czasem trzeba dosadnie, czasem trzeba krzyczeć i klnąć, obrazić się na wszelkie środki lirycznego wyrazu, które mogłyby połechtać zmysł estetyczny odbiorczyni, a tym samym hipotetycznie odwrócić jej uwagę od kwestii etycznej (czy też: politycznej). Czasem trzeba, ale nie zawsze i Bałdyga ten moment uchwyciła.

Jej opowieść o kobiecości i drodze, a właściwie o drogach kobiecości, tworzy barwny krajobraz znaczeń, a złożony jest z wielości symboli, przenośni, przerzutni czy anafor. Te zaś pobudzają zmysły: widzisz i czujesz. Częste użycie drugiej osoby obydwu liczb, a także bezpośrednie zwroty do adresata, ułatwiają zaklimatyzowanie się czytelniczki tam, gdzie zapraszają nas tekstowe bohaterki.

„Trzymasz mnie za rękę i idziemy na zachód.

Nie mam nic wspólnego ze słońcem.

Czy w koronie z warkoczy jesteś przyjacielem, czy wrogiem

czy cokolwiek to znaczy, idziemy na zachód.

Siadamy zawsze w środku, kwitnąca lipo, litery nie tańczą.

Litery nie tańczą a jednak zostaniemy, i tym razem powiesz

że są tutaj blisko domy, gdzie można jeść z ziemi, a na swoim

bałabym się. O siebie bardziej, a o ciebie mniej”. [20]

Zofia Bałdyga udowadnia, że o sprawach ważnych można pisać pięknie; że nastrojowość nie musi być elementem sztuki dla sztuki. Podoba mi się uważność, z jaką obserwuje szlaki, ich bywalczynie, wszystkie małe kraje, których nikt nie chce kupić. Ta książka to najlepszy dowód, że warto czytać współczesną poezję kobiecą.


Autorka tekstu: Natalia Rojek – urodzona na Górnym Śląsku, studiuje w Krakowie. Publikowała w różnych miejscach, np. Gazetce Manify Krakowskiej 2018.

Autorka ilustracji: Ola Wasilewska (1989) – od czterech lat ko-kuratorka festiwalu „Literatura jak fotosynteza”, Curadora de La Designera, wytwórczyni wizuali. VJ-ka, klipperka, artystka wizualna. Robi w książkach poetyckich, animacji, plakatach, sklejażach, zinażach. Warszawa-Londyn-Budapeszt.