Trzy lata temu we wrocławskim ogrodzie botanicznym dwie przyjaciółki – Weronika Muszkieta i Ola Sieńko – wpadły na pomysł stworzenia wyjątkowego miejsca, pierwszego tak roślinnego projektu we Wrocławiu. Dziś rozmawiamy z nimi o tym, jak rozpoczęła się ta zielona przygoda.

Świętowałyście niedawno urodziny “Projektu Rośliny”, jak udała się impreza?

W: Jak na to, że wrzuciłyśmy info o wydarzeniu w środę, a impreza odbywała się w sobotę, to wyszło bardzo hucznie. Praktycznie od 12 do 20 cały czas byli ludzie, byłyśmy zaskoczone!

O: Wyszło naprawdę fajnie, bo było dosyć dużo nowych twarzy. Mimo że nie było przewidzianych jakiś specjalnych atrakcji, dużo ludzi chętnie nas odwiedziło.

Skąd wzięła się wasza miłość do roślin?

W: Mojej miłości nie było, nie interesowałam się za bardzo roślinami. Moi rodzice mają firmę, która zajmuje się architekturą krajobrazu i wszystkim, co związane z przestrzenią na zewnątrz, więc wiedzę na te tematy wyniosłam z domu. Ale nie przejawiałam wcześniej jakiejś wielkiej pasji.

O: Mnie od zawsze bardzo interesowały nie tyle same rośliny, co wszelkie motywy roślinne. Bardzo lubiłam ilustracje i grafiki z roślinami, były dla mnie bardzo inspirujące. Któregoś dnia powiedziałam do Wery, że chciałabym mieć w domu dużo roślin. Pojechałyśmy do Ikei, bo wtedy jeszcze nie miałyśmy zbyt dużej wiedzy o innych miejscach, w których można się w rośliny zaopatrzyć.

W: Były to dosyć kompulsywne zakupy, kupiłyśmy wtedy ogromną ilość roślin.

O: Tak, od razu kupiłam ich bardzo dużo, co było dużym błędem, bo nie miałam wystarczającej wiedzy, jak się nimi zająć. Było to na początku 2016 roku, więc weszłam w nowy rok z moimi kupionymi spontanicznie roślinami, a pół roku później już założyłyśmy z Werą „Rośliny”.

Jakie były początki “Projektu Rośliny”?

W: Pomysł wykiełkował podczas spaceru po wrocławskim ogrodzie botanicznym. Podziwiając wszystkie kwitnące tam rośliny, rozmawiałyśmy o tym, że chcemy coś z nimi robić. Jeszcze nie wiedziałyśmy co, ale coś na pewno 😀

W: Na początku dosyć niepozornie wystawiałyśmy się z garstką roślin na różnych targach i marketach.

O: Nie traktowałyśmy też tego jako pracy, bardziej jak zajawkę. Wizja nas z tamtego czasu kojarzy mi się z dziewczynkami sprzedającymi lemoniadę w amerykańskich filmach. Byłyśmy takimi dziewczynami, które przychodzą z wielką skrzynką roślin i je sprzedają.

W: Z czasem zaczęłyśmy dostrzegać, że to wszystko ma sens. Przyjeżdżałyśmy z pełną skrzynką roślin, a wracałyśmy z pustą. Odzew był coraz większy. Zazielenionych parapetów przybywało.

O: Zaczęłyśmy się inspirować coraz większą ilością miejsc na świecie, które zajmują się sprzedażą roślin. Oszalałyśmy na punkcie Pinteresta i Instagrama, zaczęłyśmy wyszukiwać inspirujące przestrzenie. Stwierdziłyśmy, że chcemy mieć podobne miejsce we Wrocławiu.

Czy na mapie Polski istnieją jakieś podobne miejscówki do waszej? Miałyście się czym inspirować, z kogo brać przykład?

W: Inspiracją były miejsca za granicą, np. sklepy w Amsterdamie, albo jakieś miejsca w Australii. Stąd też przyszedł impuls – pomyślałyśmy, że nie ma podobnych miejsc – kwiaciarnie raczej zaopatrują się w dosyć sztampowe kompozycje kwiatowe. I tak otworzyłyśmy nasz pierwszy lokal.

Napisałyście książkę “Projekt Rośliny”. Mogłyście sobie pozwolić na pełną niezależność twórczą, jeśli chodzi o treść i oprawę graficzną przy jej tworzeniu, czy współpracowałyście z kimś dodatkowo?

W: Jeżeli chodzi o treść, to była ona ustalona razem z Olgą Święcicką, naszą redaktorką. Ona zapytała nas, czy chciałybyśmy wydać książkę. Zgodziłyśmy się od razu. To z nią dyskutowałyśmy o tym, że będzie to książka o bardziej poradnikowo-lifestyle’owym wydźwięku i stworzyłyśmy projekt ramowy.

O: Wstępny zarys był ustalony razem z Olgą, ale główna treść była pisana tylko przez nas. O oprawę graficzną zadbała nasza przyjaciółka Gracja Zegarowicz, która posiada wykształcenie w dziedzinie grafiki i na stałe mieszka w Portugalii. Zdjęcia również były po naszej stronie – współpracowałyśmy z fotografami, którzy byli naszymi znajomymi: Agatą Piątkowską, Michałem Sierakowskim i Wiktorią Muszkietą. Także cała nasza rodzina była w ten projekt zaangażowana.

W: Cały proces tworzenia był dosyć otwarty, bo jedyne czego musiałyśmy się sztywno trzymać, to były deadliny. Cała reszta, czyli zdjęcia, treść, ogłoszenia, banery i spotkania, były po naszej stronie.

O: W naszej książce znajduje się też kilka wywiadów z maniakami roślin i one były realizowane przez Jonasza Tołopiło.

Z okazji XXXI Festiwalu Kwiatów i Sztuki w Zamku Książ w Wałbrzychu stworzyłyście zielony wagon, istną pociągową dżunglę. Jak doszło do realizacji takiego przedsięwzięcia? Było to dla was pewnie spore wyzwanie…

O: Zaczęło się od tego, że odezwała się do nas Kamila Świerczyńska, która jest odpowiedzialna za tego typu projekty w Zamku Książ, abyśmy urządziły wagon reklamujący festiwal. Życzeniem Kamili było wypełnienie bujną zielenią wagonu, a my z chęcią podjęłyśmy się tego wyzwania tworząc bujną i robiącą wrażenie dżunglę.

W: Na festiwalu dominują kwiaty cięte, więc z naszym w pełni zielonym, roślinnym projektem byłyśmy taką trochę opozycją.

O: A wracając do twojego pytania, było to spore wyzwanie. Musiałyśmy wypełnić roślinami ogromny wagon!

W: Pracowaliśmy w pięć osób przez 7 godzin. Przy takich projektach warto liczyć się z niespodziewanymi problemami – czasem trzeba coś na szybko dokupić lub nawet zmienić koncepcję.

Jak wygląda typowy dzień z życia – jak siebie nazywacie – dziewczyny-rośliny?

W: Teraz już o wiele spokojniej i stabilniej. Na początku musiałyśmy wstawać bardzo wcześnie i same wszystko organizować. Teraz jest to zdecydowanie płynniejsze. Zaczynamy około 9:00 i ogarniamy wszystkie mailowe sprawy. W sklepie są nasze dziewczyny, więc nie przebywamy tam już tak często. Dbamy o dostawy, zamówienia i cały czas realizujemy projekty aranżacji wnętrz.

Czy “Rośliny” można nazwać przestrzenią artystyczną?

O: Pewnie! Odbywają się tutaj warsztaty, koncerty, miałyśmy również performance taneczny Michała Strugarka – naszego przyjaciela. Staramy się być otwarte na propozycje. Bierzemy też udział w Nocy Nadodrza, mimo że mieścimy się na Ołbinie 😉 Zawsze jesteśmy zapraszane.

Czy istnieje coś takiego jak “ręka do kwiatów”?

O: To kwestia samodyscypliny. Faktycznie, są ludzie bardzo zorganizowani, którzy mają postanowione, że konkretne rośliny trzeba podlewać określoną ilość razy w tygodniu i ściśle tego przestrzegają.

W: Tzw. syndrom dbania 🙂

O: W książce obalamy mit „ręki do kwiatów”. Raczej nie istnieją osoby z nadprzyrodzonymi mocami dbania o rośliny.

W: Warto spojrzeć na rośliny jak na żywe istoty i poświęcić im trochę uwagi, zadbać o nie. Poczytać trochę o pielęgnacji. Jeżeli zapraszamy rośliny do swojego domu, to nie są to przedmioty, tylko jednak istoty żywe. Traktujmy je jak gości w swoim mieszkaniu.

Czy z rośliną można nawiązać relację? Jak rośliny wpływają na nasze samopoczucie, gdy się już zadomowią w naszym mieszkaniu?

O: Jak najbardziej można. Mówimy wtedy o takich mikrorelacjach roślina-człowiek. Obserwując, jak roślina się rozwija, jaki ma kolor liści, czy jest jej dobrze, czy choruje, tworzymy pewnego rodzaju więź.

W: To działa też w drugą stronę. Na swoim przykładzie mogę stwierdzić, że jeżeli mam gorszy czas, to odbija się to na kondycji moich roślin. Ta relacja jest dwustronna.

Co to jest “roślinny lifestyle”? Używacie tego pojęcia w swoich wypowiedziach…

W: Po pierwsze, zwracanie uwagi na obecność roślin, otaczanie się nimi i propagowanie tego. Mamy taką małą roślinną społeczność. Znamy osoby, które nie tylko są maniakami roślinnymi, ale zwracają uwagę na obecność roślin w zaaranżowanych przestrzeniach.

O: Mamy takie małe zboczenie zawodowe 🙂 Kiedy wchodzimy do jakiejś przestrzeni i nie ma w niej w ogóle roślin, od razu mówimy, że coś by się przydało. To jest takie myślenie okołoroślinne.

A dlaczego tylko rośliny, a nie kwiaty? Bo z moich obserwacji wynika, że kwiaty was aż tak bardzo nie kręcą 🙂

O: Kręcą, bardzo lubimy kwiaty i szanujemy ludzi, którzy się nimi zajmują. Jednak nigdy nie pałałyśmy miłością do ciętych kwiatów.

W: Wyspecjalizowałyśmy się w roślinach domowych i czujemy, że to jest nasz konik. W naszych szeregach jest Natalia, która jest florystką (i prowadzi instagram @mchyipaprocie przyp.red.) Współpracujemy przy weselnych dekoracjach i instalacjach florystycznych. Ma bardzo dużą wrażliwość i wyczucie w tworzeniu kompozycji kwiatowych. W razie potrzeby, prosimy ją o pomoc.

Czy gwałtowne zmiany klimatyczne, jakie obecnie zachodzą, mają jakiś wpływ na uprawę roślin?

O: Na pewno wysoka temperatura ma duży wpływ. Biorąc pod uwagę ostatnie upały, na pewno trzeba rośliny częściej podlewać, bo ziemia szybciej wysycha. Trzeba zwrócić większą uwagę na ich pielęgnację.

W: Jeżeli chodzi o rośliny, to większość upraw odbywa się w szklarniach, więc „naszych” roślin aż tak to nie dotyka. Nie chcę nazwać nas proekologicznymi, ale zwracamy uwagę na to, aby jak najmniej szkodzić planecie. Jednak w sytuacji, gdy rośliny przyjeżdżają do nas w plastikowych osłonkach, nie jesteśmy w stanie nic poradzić. To, że następnie przesadzimy je do bambusowych doniczek, nic nie zmieni. Myślę, że zmiana musi nastąpić u podstaw oraz w sposobie myślenia podczas upraw i handlu roślinami. Nie mamy bezpośredniego wpływu na producentów.

O: Jest to temat wciąż dosyć śliski.

Na zakończenie, jaką jedną radę macie dla pasjonatów i początkujących przedsiębiorców?

O: Nie bać się podejmować działań. Jeżeli ktoś ma pomysł, który nie daje mu spokoju, to trzeba go po prostu zrealizować. Nie bać się postawić „kropki nad i”. Od pomysłu do realizacji – trzeba iść za ciosem.

W: Zawsze jest ryzyko, ale nie powinniśmy się go bać. Jeżeli nie mamy wiedzy na temat zarządzania działalnością gospodarczą, to ją zdobędziemy, ucząc się na własnych błędach. Warto robić to, co nam serce podpowiada.

O: Gdy rozpoczynamy jakiś projekt, wcale nie musimy wiedzieć wszystkiego od razu. Metoda małych kroków jest kluczowa. My zaczynałyśmy od wystawiania się w kawiarniach, a nie od brania kredytu i otwierania wielkiego sklepu. Nie ma potrzeby rzucać się od razu na głęboką wodę.

W: Stworzyłyśmy sobie komfortową sytuację, bo na początku utrzymywałyśmy się ze swoich prac, więc nie czułyśmy frustracji i paniki, że może zabraknąć nam pieniędzy.

O: Na spokojnie, z dystansem i świeżą głową podchodziłyśmy do tematu.

W: Otwartość i świeżość to także ważne cechy. Ułatwiają nawiązywanie nowych znajomości i tworzenie siatki kontaktów. To jest bardzo pomocne.


Autorka wywiadu i ilustracji: Justyna Łaciok – studentka grafiki wrocławskiej ASP. Kompulsywnie tworzy kolaże. Pasjonatka mody, szczególnie vintage. Bezgranicznie kocha zwierzęta, w wolnym czasie stara się wspierać te najbardziej potrzebujące i bezdomne. Pracę twórczą można śledzić na Instagramie, Behance i Youtubie.

Projekt Rośliny znajdziecie na:
Instagramie @projektrosliny
Facebook @projektrosliny