Antyczne wazy, kielichy, Święty Graal, kobiety z dzbanami – w historii kultury jest mnóstwo literalnych, jak i symbolicznych przedstawień kobiet z naczyniami lub kobiet jako naczynia. Te archetypiczne motywy ciągną się za nami od niepamiętnych czasów, a współcześnie mieszczą się w intrygująco brzmiącym nurcie filozofii i sztuki, jakim jest hydrofeminizm.

Hydrofeminizm został zapoczątkowany przez Astridę Neimanis i jest koncepcją o cieleśnie powiązanej, wodnej wspólnocie. Według tego nurtu wypicie szklanki wody oznacza podtrzymywanie swojego ciała w przynależności do hydrosfery globu. Woda dzięki cyklom, przenikliwości, działaniu ponadgatunkowemu i ponadcielesnemu, otwiera nas na niekapitalistyczną, niekolonialną i pozanarodową solidarność. Lokalność i globalność myślenia oraz działania zlewają się jednocześnie tu i teraz:

Hydro-logika podsuwa nam nowe ontologiczne rozumienie ciała i wspólnoty […]1

Woda jako łącznik, archiwum, medium, siedlisko, żywioł, życie, oczyszczenie – to tylko kilka wcieleń tej niezwykłej cieczy. Tak niezwykłej, a jednak trudno wyobrazić sobie substancję zwyczajniejszą niż woda. Podobno zawiera się ona w ciele człowieka w ponad 55–75%, a powierzchnię Ziemi przykrywa w 70%. Ze względu na tę osobliwość, Ziemię nazywa się czasem błękitną planetą, bo jako jedyna spośród innych ciał niebieskich, w ludzkim rozumieniu, zawiera wodę w stanie płynnym. Fakt ten można powiązać z fenomenem życia, którego nie odkryto nigdzie indziej w kosmosie, jedynie w połączeniu cielesno-wodnistym z Gają.

Ilość wody wynosi 1,4 × 1021 litrów w wolnym obiegu globu, czyli wody jako wody, a trzeba pamiętać także o cieczy związanej, będącej integralną częścią składników niewodnych – rzeczy, organizmów i całej materii. To ta sama H2O, która jest zamknięta w przestrzeniach pomiędzy cząsteczkami ciał stałych, wsiąknięta w mikrolistki mchu czy wlana w misę jeziora. To właśnie ona jest nieodłączną częścią ludzkości. Niby inna, bo czasem przyjmuje formy roztworów, zawiesin, mikstur i żeli, a jednak taka sama, niezmienna od naszych ziemskich początków. Kiedy taplaliśmy się w pradawnej kałuży, prawdopodobnie czuliśmy, że jesteśmy częścią hydrosfery. Dziś to wiemy, bo mamy mózgi, ale niestety często nie potrafimy tego odczuć. Jako ludzie Przywykamy nawet do rzeczy tak niesamowitych.

Od zamierzchłych czasów człowiek nadaje płeć żywiołom. Motyw wody jako kobiety wielokrotnie powtarza się w dziełach kultury. W licznych tekstach i sztukach wizualnych woda niesie za sobą głęboką symbolikę, często powiązaną z kobiecością, emocjami, uzdrawiającą mocą i dawaniem życia. Wieloznaczną siłę wody łączono z symbolem Wielkiej Matki. To z wody, zawartej w ciele osoby z macicą, wyłania się nowe, ludzkie życie. Wobec tego można powiedzieć, że przyszliśmy na świat płynąc i dopiero po narodzinach, staliśmy się istotami naziemnymi. Wyjście naszych przodków z praoceanu na ląd można przyrównać do wyjścia z łona matki. Hydrofeministyczne skojarzenia mają uzasadnienie także w krwi menstruacyjnej i laktacji. Cykliczność ciała osoby z macicą można zestawić z cyklem wody na planecie. Hormony wznoszą się i opadają podobnie jak pływy zależne od księżyca, którego cykl trwa około 28 dni.

Przekonanie Platona i Arystotelesa, jakoby kobieta miała być tylko naczyniem, inkubatorem dla dziecka, które zostało ulokowane w niej przez mężczyznę, zostało już dawno obalone. Ekofeministki i hydrofeministki, takie jak Luce Irigaray czy wspomniana Astrida Neimanis, reformują ten pogląd, pozostawiając element w postaci zdolnego do rodzenia ciała osoby z macicą wraz ze wszystkimi płynami, które z niego wypływają i poszerzają o pomijane w patriarchalnej przeszłości konteksty.

Poza czysto intelektualnym zachwytem od cieczy możemy uczyć się także współuczestnictwa w życiu. Rozpuszczając ego, wsiąkając w chwilę, przepływając przez wszystko lub olewając problemy, rezonujemy z falami wszechoceanu. Dostrzegamy potem ten falujący ruch w butelce wody mineralnej, w awokado z plantacji i we łzach uronionych nad martwą kaczką, wyblakłym koralowcem, czy dryfującym na krze niedźwiedziem polarnym.

Stawanie się ciałem z wody, o którym pisze Neimanis, to poszerzenie świadomości o połączeniu wszystkich Ziemian nie tylko ze sobą, ale także z Ziemią. To przypomnienie o tym, jak kiedyś razem brodziliśmy w praoceanie, przenikając wzajemnie ściany komórkowe (odsyłam do teorii endosymbiozy, o której pierwsza pisała Lynn Margulis)2. Mając to na uwadze, kategorie ludzkie i nie-ludzkie rozpuszczają się i ulegają dyfuzji. Woda opływa różnice i robi to „automatycznie”, lecz nie tak, jak maszyna, a raczej jak część cyklicznej natury. Dobrym przykładem może być strumień, który organicznie i jednostajnie opływa kamienie.

Podczas porodu ciało wypełza z wody tak, jak stworzenia z oceanu miliardy lat temu. Nasz organizm zabiera ciecz ze sobą i nosi ją w sobie. Ciało jest fizycznym nośnikiem tego, co znajduje się w wodzie – archetypów, symboli, zdarzeń, zapisów z poprzednich epok geologicznych oraz syntetycznych substancji w niej zawieszonych. Dziecko wchłania przez pępowinę płyny matki, będąc istotą zanurzoną w jej ciele. Matka natomiast je owoce, owoce rosną dzięki opadom deszczu, deszcz zanim zmienił formę, był chmurą, a jeszcze wcześniej częścią oceanu, w którym pływają małe ryby, będące pożywieniem dla większych ryb. Dramatyzmu dodaje teza, że obieg wody jest zamknięty i wszyscy taplamy się w tej samej cieczy od kosmicznych początków świata.

Do czego płynę? Do miejsca, w którym podsumuję swoje codzienne obcowanie z filozofią hydrofeministyczną w trzech ceramicznych naczyniach. Projekt jest moim pierwszym spotkaniem z tym medium, czyli ceramiką (nie licząc jednego kubeczka i figurki, które stworzyłam kilka lat temu). Natomiast w hydrofeminizmie siedzę już jakiś czas. Wybrałam ceramikę ze względu na opisywaną wyżej konotację macicy i naczynia na wodę. Bardzo się zdziwiłam, że owo podobieństwo form, choć tak oczywiste, w kulturze nie zostało wprost przedstawione. Ukazane na zdjęciach wazon i kielich, które wykonałam, wyraźnie nawiązują swoimi kształtami do macicy. Trzecie naczynie o formie ściętej butelki to termofor inspirowany starymi i kamionkowymi termoforami sprzed ery gumowych, które obecnie są najczęściej używane. Ja jako osoba z macicą, doświadczająca silnych bólów podczas menstruacji, jestem przyjaciółką wszystkich termoforów. Ich ciepło rozgrzewa moją macicę, za co jestem im bardzo wdzięczna. Jednak guma i poliester to nie są materiały, które chciałabym docelowo przykładać do swojego łona. Dlatego spodobał mi się pomysł rzemieślników z ubiegłego wieku. To jest też ten aspekt, za który kocham ceramikę – trudno znaleźć bardziej ekologiczną działalność człowieka. Według pewnej religii to przecież sam bóg stworzył nas z gliny. Ceramika to nic innego jak powtórzenie naturalnych procesów geologicznych – temperatura na styku zjawisk wulkanicznych, czas i ciśnienie. Nazwa „ceramika” wywodzi się z greckiego określenia κεραμικός (keramikos), które pochodzi od słowa κέραμος (keramos – ziemia, glina). Miło jest myśleć o żywiołach w kontekście fizycznego i mentalnego kontaktu z moim ciałem. Naczynia wykonane z wypalonej ziemi można napełnić wodą – czyż to nie jest wspaniałe?

Pozostaje jeszcze jeden istotny aspekt, który towarzyszył mi podczas procesu twórczego. Chciałam podkreślić potrzebę debaty publicznej na temat cyklu menstruacyjnego i holistycznie ujętego zdrowia osób z macicami. Pomimo że połowa populacji doświadcza, doświadczała lub będzie doświadczać menstruacji, historycznie jest ona traktowana jak coś, co powinno być ukrywane i ignorowane w dyskursie społecznym. Jeżeli przyjrzymy się ujęciom okresu w popkulturze, wahają się one od obrazów zupełnie nieprawdziwych i mało empatycznych, aż do niepoważnych, prześmiewczych i szyderczych (np. niebieski płyn w reklamach podpasek lub bagatelizowanie napięcia przedmiesiączkowego czy bólu). Wiele kobiet ma przez to negatywny stosunek do swojego ciała. Uważam, że warto zmienić to stygmatyzujące przedstawienie, które dotyka kwestii godności kobiet na całym świecie. Naczynia, które wykonałam, są nośnikami tego przekazu.

Woda, glina, miesiączka i początki życia to główne składowe opowieści zamkniętej w tych trzech naczyniach. Zamkniętej? Tak się mówi, lecz osobiście wolałabym, aby ta historia wypłynęła na otwarte wody mórz, oceanów, naszych ciał i… Internetu.

Projekt o naczyniach hydrofeministycznych jest realizowany dzięki współfinansowaniu ze środków Województwa Pomorskiego.



Tekst: Linda Lemon (ur. 1995) – jest nowa w ceramicznym świecie, ale już czuje, że łączy on w sobie te cechy procesu twórczego, które Linda najbardziej ceni – dotyk, umiarkowany ruch organiczność, trwałość i łatwość w przechowywaniu. Mieszka w Sopocie i ma 5 minut piechotą do morza.

Instagram: linda.lemon_

Korekta: Iga Dudzińska.


1 Astrida Neimanis, „Hydrofeminism: Or, On Becoming a Body of Water”, w: „Undutiful Daughters: Mobilizing Future Concepts, Bodies and Subjectivities in Feminist Thought and Practice, red. Henreiette Gunkel, Chrysanthi Nigianni, Fanny Söderbäck, Palgrave Macmillan”, New York 2012, tłumaczenie: Sławomir Królak, https://www.dwutygodnik.com/artykul/8805-hydrofeminizm-czyli-stawanie-sie-cialem-wodnym.html.

2 https://evolution.berkeley.edu/the-history-of-evolutionary-thought/1900-to-present/endosymbiosis-lynn-margulis/.